separateurCreated with Sketch.

Czy Maryja jest mi do zbawienia koniecznie potrzebna? [Katecheza 18+]

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Piotr Krawczyk - 22.10.24
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Czy można się zbawić bez Maryi? Dla pobożnego, wychowanego w tradycyjnym środowisku katolika, takie pytanie może zabrzmieć obrazoburczo. Tradycja Kościoła od początku podkreślała wyjątkowe miejsce Matki Bożej w historii zbawienia. Miejsce to jeszcze bardziej uwypukliły rozwijane przez wieki formy maryjnej pobożności. Również oficjalne nauczanie Kościoła potwierdza rolę, jaką Matka Jezusa odgrywa w Jego dziele. Na pytanie o możliwość zbawienia bez Maryi trzeba więc odpowiedzieć negatywnie, przy wprowadzeniu jednak kilku zastrzeżeń.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Kto zbawia i w jaki sposób?

Po pierwsze, z Maryją czy bez Niej, „zbawić się” nie można. Zbawić może jedynie Chrystus. Nie święci, nie Jego Matka, nie ja sam, ale tylko On. Prawda, wydawałoby się, oczywista. Niemniej pewne praktyki pobożności związanej z Maryją zdają się to przekonanie podważać. „Ta modlitwa jest skuteczna”, „kto odmówi tę modlitwę, niezawodnie otrzyma łaskę”, „nie słyszano, aby modlitwa do tego świętego nie pomogła w rozwiązaniu problemów”. 

Z tego typu obietnicami możemy się dziś często zetknąć, zwłaszcza w internecie. Skuteczność modlitwy jest tu mierzona wysłuchaniem (czytaj spełnieniem) wypowiadanej przez człowieka prośby. Niektóre formuły są bardziej „skuteczne” od innych, a pewni święci zdają się mieć większy wpływ na Boga niż inni. 

Pierwsze miejsce w rankingu zajmuje oczywiście Maryja, a jako najbardziej niezawodna modlitwa jawi się różaniec. Nasuwa się pytanie, czy w takim postawieniu sprawy otrzymanie łaski nie jest uzależniane od wypełnienia określonych warunków? A przecież doktryna o zbawieniu przez łaskę mówi, że na zbawienie nie możemy zasłużyć. Możemy go z ufnością oczekiwać i z wiarą przyjąć. Nasze dobre czyny (w tym pobożne modlitwy) nie są zasługą, ale owocem wewnętrznej przemiany. 

Modlitwa najbardziej skuteczna

Drugie zastrzeżenie dotyczy rozumienia skuteczności modlitwy. Jeśli skuteczność mierzymy ilością spełnionych próśb, niebezpiecznie przesuwamy się w stronę religijności magicznej, gdzie reakcja bóstwa jest uzależniona od wykonania przez człowieka określonych rytuałów. W chrześcijaństwie chodzi o coś zupełnie innego. Wszelkie modlitwy, rytuały, czy jakiekolwiek czynności pobożne zmierzają ku temu, żeby pogłębić osobistą relację z Bogiem. Temu też ma służyć cześć oddawana świętym. Jeśli jakaś modlitwa sprawia, że intensywniej doświadczam Bożej obecności lub zauważam, że pod jej wpływem moje życie staje się bardziej ewangeliczne, znaczy to, że owa modlitwa jest dla mnie skuteczna. Podkreślmy „dla mnie”. Dla kogoś innego dana formuła może być jedynie balastem, który nie otwiera, ale wręcz zamyka na żywe doświadczenie Boga.

I nie chodzi tu o dobrą wolę lub jej brak, ale o to, że różne mamy osobowości i potrzeby. Dla jednego najlepszą modlitwą będzie różaniec, dla innego kontemplacja ikony. Ktoś może wyrażać cześć wobec Maryi śpiewając Akatyst, inny czytając Biblię lub traktat teologiczny. Jeden odnajdzie się w pielgrzymowaniu do miejsc świętych, drugi będzie szukał obecności Bożej w zaciszu swojej izdebki. 

Bo tak mówi Kościół!

Myślę, że wielu z nas pewną trudność może sprawiać społeczny dowód słuszności. Na nasze potrzeby nazwijmy go „kościelnym dowodem słuszności”. Otóż o wartości modlitwy różańcowej napisano w ciągu wieków tak wiele, że aż narzuca się myśl, że skoro dla tak wielu właśnie ta modlitwa była skuteczna (w określonym wyżej, chrześcijańskim znaczeniu tego słowa), to i dla mnie taka być musi. Otóż nie musi. Wszystko, co napisano o różańcu warto wziąć pod uwagę jako świadectwo pewnego doświadczenia wiary. Tradycja Kościoła przekazuje jednak wiele innych świadectw. Które będą dla mnie bardziej inspirujące i w jakich formach lepiej się odnajdę, to już zależy ode mnie. 

Może więc bez Maryi?

W podobny sposób można spojrzeć na sprawę pobożności maryjnej w ogóle. W historycznym ujęciu, znaczenie Maryi w dziele zbawienia jest niepodważalne. Zbawia oczywiście Chrystus, ale Jego Matka jest zawsze przy Nim. Zresztą, to Jej decyzja sprawiła, że Syn Boży stał się człowiekiem w taki, a nie inny sposób. Można tworzyć historię alternatywną i zastanawiać się, czy bez Jej zgody zbawienie dokonałoby się. Znając Pana Boga ;) pewnie znalazłby jakiś sposób. 

Teologię interesują jednak przede wszystkim fakty. A one są takie, że zbawienie dokonało się przy czynnym i znaczącym udziale Maryi. Podważanie tego byłoby odstępstwem od katolickiej wiary. Czym innym jest jednak przeżywanie osobistej relacji z Matką Bożą. Może się zdarzyć, że dla kogoś ta relacja jest po prostu trudna. Pamiętajmy, celem naszych modlitw jest pogłębianie relacji z Bogiem. Maryja ma w tym tylko pomagać. Jeśli Bóg jest mi jak ojciec, Chrystus jak brat, jeśli otwieram swoje serce na działanie Ducha Świętego, wtedy moja pobożność spełnia swój cel. Czy relacja z Maryją będzie mi w tym pomagać? Podobnie, jak w przypadku różańca, to już zależy ode mnie. Do wolności wyzwolił nas Chrystus – dotyczy to także relacji z Nim.