Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Bracia będą sobie nawzajem służyli. Nikt nie będzie zwolniony od służby w kuchni, chyba z powodu choroby albo zajęcia nader pożytecznego. Przez tę służbę zyskuje się większą zasługę i miłość. Słabym zaś przydzieli się pomocników, aby służyli bez przygnębienia. A w ogóle wszyscy mają mieć pomocników według stanu zgromadzenia i położenia miejsca. Jeżeli zgromadzenie jest liczne, szafarz jest zwolniony od służby w kuchni oraz ci, którzy, jak powiedzieliśmy, są zajęci czymś bardziej użytecznym. Wszyscy inni niech służą sobie nawzajem z miłością. Ten, który ma ukończyć służbę tygodniową, niech posprząta w sobotę, niech wypierze ręczniki, którymi bracia obcierają sobie ręce i nogi. Zarówno ten, który wychodzi ze służby, jak i ten, który ją obejmuje, mają umyć nogi wszystkim. Niech odda szafarzowi czyste i nie uszkodzone naczynia, których używał podczas służby. Szafarz zaś sam wręczy je rozpoczynającemu służbę tak, aby wiedział, co daje i co odbiera.
Rozdział 35, O służbie tygodniowej w kuchni 1- 11*
Życie duchowe i codzienne stanowią harmonijną całość
Rozdział o służbie w kuchni – tutaj mamy jego pierwszą część – można by zawsze pokazywać jako jeden z centralnych w Regule. Tak właśnie: jest tu i jej piękno duchowe, i konkret służby, i łaciński geniusz cywilizacji.
Służba w kuchni jest jednym z głównych klasztornych wyrazów braterstwa. Kto by się uchylał, dawałby znak równie smutny jak ktoś świadomie występujący jakby solista w chórowej służbie Bożej. Sprawa jest, jak widać, bardzo poważna: tutaj, w tej czynności wspólnej „zyskuje się więcej zasług i miłości”. Benedyktyni – którzy przecież całe swoje życie traktują jako ćwiczenie duchowe – nie dążą więc do tego, żeby jakoś unicestwić tę posługę, oddać ją komuś innemu (czcigodnym siostrom? kochanym paniom kucharkom? szlachetnej młodzieży z wolontariatu? przenajświętszym maszynom?). Owszem, korzysta się z różnych pomocnych narzędzi, może nawet i ze zmywarki, jeśli wspólnota duża – ale nie po to, by ludzi zwolnić od pracy. W każdym porządnym klasztorze zawsze przed, a zwłaszcza po posiłku zmieniająca się grupa ojców dołączy do swych braci kucharzy i kuchcików, żeby zmywać, czyścić, stawiać na miejsce, rozstawiać do następnego posiłku etc. W grupie tych dodawanych załodze kuchennej „robotników niewykwalifikowanych” znajdzie się i czołowy klasztorny teolog, i przeor, i bibliotekarz, i zakrystian, każdy – chyba że chory, chyba że opat deleguje gdzie indziej z powodu sprawy – nie, nie równie ważnej, lecz „ważniejszej”. Jest tu zmieniająca się co tydzień grupa pomocników kuchennych.
Służba z miłością
Słynny jest realizm Reguły. Powiedzieliśmy, że praca – także ta w kuchni – nie jest czymś, czego trzeba się pozbyć. Ale nie jest też czymś, co ma przygniatać – bo Reguła chce, żebyśmy byli kształtowani, a nie łamani. Dlatego tam, gdzie ludzka słabość – tam i przewidziana przez Regułę pomoc. „Aby służyli bez przygnębienia” (oczywiście poza tym jest też takie przygnębienie czy przykrość, którą sobie ludzie produkują sami, np. urażeni, że „posłano nas do kuchni” – no ale to jest już wewnętrzny garb duszy, który albo się wygładzi, albo pozostaje się poza wspólnotą pokutujących…). „Wszyscy … niech służą sobie nawzajem z miłością”.
„Z miłością” – sub caritate. Nic tu się nie uda bez realnego zaczerpnięcia z tego obfitego rezerwuaru: jesteśmy tu dla Boga, z Bogiem, przez Boga. Wszystkie zasoby czysto ludzkiej życzliwości, uprzejmości, dworności, ofiarności, dumy, służbistości etc. szybko się wyczerpią – i dobrze! Prawdziwa służba – służba w kuchni – zacznie się, gdy braciom zostanie to jedno, że służą sobie wzajemnie „pod miłością Bożą”.
Ponadto: odpowiedzialność. Nie kończy się swej pracy – ani tej chwilowej, ani całej tygodniowej „wachty” – bez zrobienia porządku. Służba nie polega przecież na zrobieniu bałaganu w celu wypucowania talerzy. To praca, która ma rozszerzyć panowanie pokoju – a jest to „cisza wynikająca z porządku”, tranquillitas ordinis. Trzeba więc zakończyć swoją pracę tak, aby dalsza służba nie musiała się zaczynać od żmudnego szukania przypadkowo postawionych przedmiotów lub, co gorsza, od naprawiania strat pozostawionych przez poprzednika. Tak więc zakończenie służby tygodniowej to jak defilada, której przewodniczy szafarz: przechodzi się wzdłuż szeregu czystych blatów, szafek z dobrze poustawianymi sprzętami, bez strachu zagląda się w błyszczące gardziele zlewów i czarne paszcze piekarników, cieszy się oko czystością świeżych ścierek i serwet. Gotowe! „Całe i czyste”, munda et sana.
Chyba nigdzie już nie kultywuje się polecenia, żeby kuchenni hebdomadariusze myli i wycierali nogi wszystkim. Jednak taki jest duch tej służby, i jeśli brat wykonuje ją dobrze, sub caritate, uczestniczy w tym umywaniu nóg, które spełnił Pan wobec swoich uczniów – kiedy mieli jeść w wieczerniku.
* Fragment "Reguły" św. Benedykta w tłumaczeniu o. Bernarda Turowicza OSB opublikowany w serii Źródła Monastyczne pt. "Reguła Mistrza. Reguła św. Benedykta"