separateurCreated with Sketch.

W jego parafii jest 1500… łóżek. Kapelan szpitala opowiada o swojej pracy

Anže Cunk je bolniški duhovnik poldrugo leto

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Lojze Grčman - 10.01.25
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Co najbardziej porusza księdza Anžeta Cunka, gdy towarzyszy umierającym w ich ostatnich chwilach?

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Anže Cunk jest kapelanem szpitalnym. Można go spotkać przy łóżkach pacjentów i w kaplicy szpitalnej. Niemal cały czas pozostaje w gotowości, aby ruszyć do chorego. Dodaje otuchy, pociesza, ofiaruje dobre słowo i uśmiech, a przede wszystkim udziela sakramentów. „Namaszczenie chorych to nie jest sakrament umierania” – podkreśla. Dlaczego? Wyjaśnia to w rozmowie z Aleteią.

Parafia z łóżkami

Aleteia: Stwierdził ksiądz, że jego parafia ma 4 tysiące wiernych, 1500 łóżek, 2000 pracowników. To dość nietypowe dane.

Ks. Anže Cunk: Dochodzą do tego rodziny pacjentów i personel medyczny. Wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy jesteśmy podatni na zranienia, szczególnie w chwilach bezsilności, gdy przychodzi śmierć. Wtedy właśnie trzeba wejść w tę przestrzeń, ponieważ często, gdy śmierć dotyka dzieci, młodzież lub osoby w średnim wieku, lekarze traktują ją jako porażkę swojej pracy. Ale to Bóg decyduje, kiedy życie się zaczyna i kiedy się kończy. Rola kapłana jest w tym wszystkim bardzo ważna – aby wesprzeć w tej trudnej sytuacji poprzez rozmowę, modlitwę, udzielenie sakramentów. Widzę, że wtedy zarówno personel, jak i rodziny pacjentów czują się spokojniej.

Czy personel często prosi księdza o rozmowy, spowiedź? Czy uczestniczą w mszach świętych?

Raz w tygodniu odprawiana jest msza święta na onkologii, przeznaczona dla pracowników. Uczestniczy w niej około 20 osób. Oczywiście chciałbym, aby było ich więcej, ale mimo to czują jakąś duchową podporę. W ciągu tygodnia, podczas porannych mszy, również przychodzą – rezygnują nawet z przerwy na lunch, aby znaleźć czas na modlitwę. Dzwonią też, by porozmawiać lub przystąpić do spowiedzi. Czasem pytają o konkretne sytuacje i o to, co powinni zrobić. Rozmawiam także z przedstawicielami innych wyznań, np. z prawosławnymi.

Namaszczenie na ostatnią chwilę? To błąd

Rodziny często czekają z namaszczeniem chorych do ostatniej chwili. Czy to właściwe?

To nie jest magiczny rytuał i zaklęcie. Sakrament może poprawić stan fizyczny, co wielokrotnie już się zdarzało. Człowiek może się uspokoić, pojednać z Bogiem, samym sobą i światem.

Czy najczęściej udziela ksiądz namaszczenia chorych?

Tak. Oprócz tego udzielam komunii świętej i spowiedzi, choć tych ostatnich jest najmniej, ponieważ trudno o prywatność konieczną do tego sakramentu. Rozciągamy wprawdzie zasłonę, ale… Jeśli ktoś przed śmiercią jest w stanie mówić, staram się z nim porozmawiać. Tym, którzy są np. po zabiegach, operacjach czy kobietom w ciąży mówię: „Namaszczenie chorych wystarczy tu, w szpitalu. Kiedy wyzdrowiejesz, idź do spowiedzi w swojej parafii”. Namaszczenie chorych odpuszcza bowiem grzechy i wystarcza, gdy ktoś nie może przystąpić do pokuty.

Rodzina miała się pożegnać

Czy może ksiądz podzielić się jakąś wyjątkową historią związaną z pacjentem?

Każdego dnia widzę, jak stan ludzi może się poprawić. Bywa, że po sakramencie zupełnie cudownie ozdrowieją. Pamiętam pewnego 85-letniego pana, którego lekarz kazał rodzinie się pożegnać i na wszelki wypadek wezwać kapłana. Gdy dotarłem, jego żona powiedziała, że jest jeszcze w dobrym stanie, ale personel wyjaśnił, że sytuacja jest poważna. Gdy go namaściłem, odszedłem. Następnego dnia dowiedziałem się, że pacjent czuje się dobrze, rozmawia i siedzi. Wrócił do domu i zajął się pszczelarstwem.

Jakie są reakcje mniej wierzących lub niewierzących?

Nie spotkałem się z negatywnym doświadczeniem. Zawsze życzę zdrowia, odwagi, wytrwałości. Gdy wchodzę do pokoju, nie wiem, kogo zastanę, ale zawsze staram się być ciepły i otwarty. Raz ktoś powiedział: „O Boże, jeszcze ksiądz musiał przyjść”. Zapytałem, czy chce sakramenty. Odpowiedział, że nie jest wierzący, ale uspokoił się. Innym razem pewna pani stwierdziła, że nie może patrzeć, jak udzielam innym sakramentu chorych, bo „ona się jeszcze nigdzie nie wybiera”.

Podobno niektórzy pacjenci robią sobie z księdzem selfie.

Tak, i to nie tylko dzieci i młodzież! To ciekawe. Przyznaję, że musiałem się do tego trochę przyzwyczaić. Zwłaszcza na oddziałach, na które przychodziłem w masce. Ważny jest kontakt międzyludzki, poklepanie po plecach, uścisk dłoni – wszystko oczywiście zgodnie z zasadami bezpieczeństwa. Kontakt fizyczny jest ważny, bo bez niego pozostajemy oddaleni. Czasem ktoś mówi mi, że szukał mnie w kaplicy, ale mnie tam nie było. Odpowiadam: „W kaplicy mieszka Jezus, nie ja. Ja jestem gdzie indziej. Jeśli to pilne, przyjdę, a jeśli nie, możemy umówić się na spotkanie”.

Towarzyszenie umierającym

Co księdza porusza najbardziej, gdy towarzyszy ksiądz odchodzącej osobie?

To, że ktoś może odejść w pokoju, że ma możliwość się pożegnać. Rodziny w takich chwilach mnie wzywają. W takich sytuacjach trzeba reagować jak najszybciej. Kiedy docieram do łóżka chorego, widzę, jak zaczyna się proces żegnania z tym światem i najbliższymi. Ludzie modlą się przy osobie umierającej, czasami przyjmują od niej błogosławieństwo lub ostatnie wskazówki. To piękne, gdy osoba odchodzi w takich okolicznościach.

Tylko raz byłem świadkiem śmierci dziecka, które odeszło w mojej obecności. Zawsze znajduję się na tej granicy między życiem a śmiercią.

Zdarzyło się również, że stan pewnej kobiety się poprawił. Zdjęła maskę tlenową, zjadła kolację, przekazała wszystkim swoje ostatnie wskazówki, a w nocy… umarła. Jest wiele przypadków, w których dochodzi do pojednania. Wiele osób nosi w sobie trudne historie, szczególnie z dzieciństwa. Wiele osób naznaczyły wojenne i powojenne prześladowania. Takich opowieści jest sporo, ale niektórzy nie chcą ich ujawniać. Słyszałem o zabójstwach braci, ojców, matek. Nawet 90-letni mężczyźni i kobiety spowiadają się z aborcji. Te historie są bardzo poruszające.

Pamiętam też pewną kobietę, która powiedziała:

„Wie ksiądz co, niebo jest jeszcze zamknięte, a ziemia mnie już nie chce. Tylko ksiądz jest tutaj przy mnie”.

Artykuł ukazał się w słoweńskiej edycji Aletei. Tłumaczenie: Aleteia.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!