separateurCreated with Sketch.

Królowa Daenerys nie prosi o rozeznanie. Czyli jak zostałem jezuitą

Rozeznanie a powołanie do zakonu i małżeństwa
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dzisiaj dużo mówi się w Kościele o powołaniu do małżeństwa i o rozeznawaniu swojego powołania. Tymczasem powołanie to nie tylko nasza sprawa.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Zmierził mnie nieźle, choć będący przy najlepszych intencjach, jeden z moich współbraci, który napisał artykuł o tym, czym jest powołanie. Zamiast o powołaniu było tam wiele o rozeznawaniu: że najpierw trzeba rozeznać: małżeństwo czy kapłaństwo, potem: zakon czy diecezja, następnie: brat czy kapłan, życie samotne czy w zgromadzeniu? I tak dalej... Wiadomo, teraz jest moda na rozeznanie, więc wszystko się rozeznaje.

Tymczasem powołanie pochodzi przecież od słowa „wołanie”, a nie „rozeznanie”. Czyli ktoś kogoś woła i trzeba do niego przyjść. Można ewentualnie od wołającego uciec (tak zrobił prorok Jonasz, zresztą wielu proroków przyjmowało powołanie z obawą i świadomością, że ta droga będzie pełna cierpienia) lub udawać, że się wołania nie słyszy. Jeśli ktoś woła, to co tu rozeznawać? Wszystko jest już jasne. Ten głos, naglący i bezwzględny, pojawia się w duszy oraz potwierdza się znakami w życiu.

Powołanie

Powołanie to totalne zawładnięcie. Prorok Eliasz zarzuca na Elizeusza swój płaszcz i w ten sposób, bez żadnych pytań, powołuje go do służby prorockiej (1 Krl 19, 19-21). Pozwala mu jeszcze wrócić do domu, upiec woły i urządzić ucztę na pożegnanie. Ani słowa o rozeznaniu przez Elizeusza. Samuel sam wybiera Dawida spośród braci, namaszcza go oliwą, nie pytając o zgodę ani jego, ani jego ojca Jessego. Powołanie jest absolutnie wolną i wszechwładną ingerencją Jahwe w życie człowieka.

Jezus powołując apostołów nie dyskutuje z nimi, nie pyta ich o zgodę – choć Piotr jest pełen lęku. A ci w jednym momencie zostawiają sieci i idą za nim. Nie pozwala ani pożegnać się ze swoimi, ani nawet pochować bliskich. Jezus powołując Pawła po prostu zwala go na ziemię i oznajmia, że będzie musiał wiele wycierpieć w tej służbie. Przypomina nam, abyśmy nie mieli żadnych wątpliwości, że to On powołuje: „Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (J 15,16).

Wezwanie króla

Przypomnijmy sobie Daenerys Targaryen w serialu „Gra o tron”, która powołuje do swojej armii Nieskalanych. Najpierw daje im wolność, aby sami mogli swobodnie odpowiedzieć na jej wezwanie. To ona przejawia inicjatywę, ustala warunki i stawia cel. Nieskalani mogą odpowiedzieć „tak” lub „nie”. To dokładnie ten sam obraz, który rysuje św. Ignacy z Loyoli, założyciel jezuitów, w drugim tygodniu swoich Ćwiczeń Duchowych w medytacji o wołaniu króla doczesnego. Oto wspaniały, sprawiedliwy król wzywa rycerzy na wojnę, aby razem z nim doświadczyli trudów i chwały zwycięstwa. Ignacy twierdzi, że tylko głupiec nie poszedłby za takim wezwaniem.

Powołanie to wyróżnienie, to łaska, której nie każdy doświadcza. To coś, czego można pozazdrościć. Pamiętam, jak jeden starszy współbrat opowiadał mi, że wstąpił do jezuitów z zazdrości. Jego koledzy czytali „Posłańca Serca Jezusowego” i w tajemnicy szykowali się, żeby pójść do nowicjatu. Nie chcieli mu pożyczyć czasopisma ani wtajemniczyć w swoje plany. W końcu domyślił się, jakie to niecne plany mają, i na złość im wstąpił do zakonu („Gorszy od nich nie jestem”). On został jezuitą, a tamci z nowicjatu szybko wystąpili.

Po co pytać o szczegóły?

Kiedy miałem 19 lat, wstąpiłem do Towarzystwa Jezusowego. O jezuitach nie wiedziałem nic oprócz tego, że temu gościowi (św. Ignacemu) kula przetrąciła nogę. I nawet nie miałem żadnej chęci, żeby coś się o nich dowiadywać. Skoro zostałem powołany, to po co pytać o jakieś szczegóły? Prawda, znałem jezuitów, wiedziałem, że są inni niż księża diecezjalni - normalni i niezarażeni „księżowską kulturą” i stylem bycia. I to wystarczało. Reszta przyszła później.

Zdziwiłem się, kiedy nasz powołaniowiec z radością oznajmił mi po egzaminach, że zostałem przyjęty. Bo przecież jeśli Bóg powołał, to jezuici nie mają tutaj nic do gadania. Jahwe powołał, więc kto by śmiał stanąć mu na drodze? A gdyby wtedy ten jezuita zaproponował mi, abym rozeznał, czy może jednak nie lepiej pomyśleć o małżeństwie, to w lepszym wypadku uznałbym go za sługę szatana, a w gorszym doszedłbym do wniosku, że ma coś nie w porządku z głową.

Rozeznanie a powołanie do zakonu i małżeństwa

A teraz to jest na porządku dziennym: „Zapraszamy na weekend z rozeznaniem drogi życia – małżeństwo czy kapłaństwo?”. A jeśli jeszcze taki weekend jest koedukacyjny (dodaje się „czy życie konsekrowane?”), to wiadomo, jaki będzie skutek (według definicji ojca Janeza – o której niżej): małżeństwo wygrywa. A może ja się mylę? Może jestem zbyt staroświecki i prostolinijny? Może „czy małżeństwo?” to taka przynęta, aby zaraz na początku nie spłoszyć ptaszka możliwością powołania do zakonu czy kapłaństwa? Bo przecież wiadomo, jaka teraz młodzież jest niezdecydowana i bojaźliwa.

Trzy dni w jednym pokoju

Teraz mówi się dużo o powołaniu do małżeństwa. Bardzo ładnie, ale to przecież naturalny porządek rzeczy – przychodzi czas i ludzie się żenią. Rzeka życia płynie i my w niej. Nie musimy rozeznawać, czy oddychać, czy coś zjeść. To niepodważalna część życia. Tak samo jest z małżeństwem.

Jeszcze do niedawna w Polsce nikt się nad taką oczywistością nie zastanawiał, a często nawet bywało tak, że to nie młodzi decydowali o wyborze małżonka. Tak jest i teraz w Kirgistanie, gdzie mieszkałem wiele lat: ludzie się zakochują lub nie (na marginesie – zakochanie nie jest warunkiem niezbędnym do ważności małżeństwa), zaręczyny i po miesiącu ślub. Nad czym tu dywagować i co rozeznawać? Jak mawiał mój 80-letni przełożony ze Słowenii ojciec Janez: jeśli zamknąć dwoje młodych w jednym pokoju na trzy dni, to na pewno się w sobie zakochają.

Powołanie to sprawa Boga

W Polsce mamy teraz nie kryzys powołań, ale powołaniową katastrofę. W przewidywalnej przyszłości w Polsce nie będzie prawie w ogóle księży (żyjących w celibacie? – apostołowie w większości byli pewnie żonaci). Wymrze większość żeńskich zgromadzeń zakonnych, męskich zostanie kilka w minimalnej liczebności (może zastąpią je inne?). Kościół przejdzie jakąś gigantyczną transformację.

Ale, miejmy nadzieję, Jezus dalej będzie powoływał do swojej służby, choć trudno teraz powiedzieć, jaki kształt będzie miała ta służba. Jednak Jezus powiedział: „Proście więc Pana żniwa, aby wyprawił robotników na żniwo swoje” (Mt 9, 38), więc tutaj coś od nas zależy. Może już bliska perspektywa pustego kościoła i konfesjonału nas do tego zmobilizuje, bo na razie nam się wydaje, że księży jest wielu, i jeszcze nie możemy uwierzyć, że będzie ich jak na lekarstwo. Byłem niedawno w Hiszpanii i ksiądz obsługujący siedem parafii opowiadał mi o swoim koledze obsługującym czterdzieści.

Tę samą katastrofę mamy w sferze małżeństwa i rodziny (w parafii, gdzie mieszkam, proboszcz na podsumowaniu roku poinformował, że w zeszłym roku pobłogosławił… trzy małżeństwa). Młodzi kombinują, jak mogą, żeby małżeństwa nie zawrzeć, rodziny nie założyć, odpowiedzialności nie wziąć, pozostać w kręgu swojego ego i życie sprowadzić do zażywania przyjemności. Ale tu sytuacja jest prostsza: te narody, które nie znajdą remedium na tę chorobę, wyginą. Zastąpią je inne – nierozeznające, czy warto, czy nie warto się rozmnażać, tylko – na odwrót – cieszące się z tego, że istnieje takie prawo natury, że kobietę ciągnie do mężczyzny, a mężczyznę do kobiety, i że z tego pociągu rodzą się dzieci, które są sensem życia.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!