Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Rodzina w centrum uwagi
Domitille Chomel, 35-letnia lekarka medycyny pracy, od niedawna dzieli się swoim codziennym życiem w popularnym francuskim programie Rodziny Wielodzietne. To już dziewiąty sezon, a serial nie traci na popularności! Jest żoną 38-letniego Jean-Baptiste’a, lekarza wojskowego. Wspólnie mieszkają w Yvelines i wychowują siedmioro dzieci.
Macierzyństwo i studia medyczne – czy to możliwe?
Aleteia: Macie siedmioro dzieci: Isaure (13 lat), Athénaïs (11 lat), bliźnięta Aubert i Azélie (9 lat), Andéol (5,5 roku), Aliénor (4 lata) i Zita (2 lata). Pierwsze dzieci urodziły się, gdy byłaś jeszcze studentką medycyny. Jak udało ci się pogodzić tak wymagające studia z macierzyństwem?
Domitille Chomel: Pobraliśmy się młodo, byłam wtedy na czwartym roku medycyny. Rok później urodziła się Isaure. Wiele osób uważa, że studiowanie medycyny i bycie mamą to rzeczy nie do pogodzenia. Nie będę ukrywać, że to trudne, ale jeśli się odpowiednio zorganizuje, jest to możliwe. Nie byłam zresztą pierwszą mamą na mojej uczelni. Kiedy zaczęłam staż, urodziła się Athénaïs. Trudność polegała na tym, by zaliczyć wszystkie obowiązkowe praktyki mimo urlopów macierzyńskich. Planując trzecie dziecko, postanowiliśmy poczekać do połowy mojego stażu. W naszej rodzinie były już bliźnięta, więc wiedzieliśmy, że to może się zdarzyć. Nie byliśmy więc bardzo zaskoczeni, gdy dowiedzieliśmy się, że zamiast trojga będziemy mieć czworo dzieci. Najtrudniejsze było ich wcześniactwo i trzytygodniowy pobyt na oddziale neonatologicznym. Nasze rodziny mieszkają daleko, więc musieliśmy tak organizować dyżury, żeby nigdy nie pokrywały się nam z Jean-Baptiste’em. Czasami korzystaliśmy z pomocy niani także w nocy. Najtrudniejsze były dla mnie same ciąże – zawsze byłam bardzo zmęczona i miałam silne mdłości. Gdy Jean-Baptiste wracał z pracy, przejmował opiekę nad dziećmi. Wspierał mnie bardzo. Bez niego nie zdecydowałabym się na tak dużą rodzinę.
Duża rodzina – naturalny wybór rodziny wierzącej
Czy duża rodzina to model, który znaliście wcześniej?
Tak, oboje jesteśmy najstarszymi dziećmi w rodzinach wielodzietnych. Mam sześciu braci i sióstr, a Jean-Baptiste ma pięcioro rodzeństwa. To naturalne środowisko, w którym się wychowywaliśmy. Bezwiednie powieliliśmy też niektóre wybory wychowawcze naszych rodziców.
Na przykład zwracanie się do rodziców per „Mamo/Tato" a nie po imieniu?
Tak, oboje zwracaliśmy się do naszych rodziców w ten sposób. Zanim zdecydowaliśmy się na ten zwyczaj w naszej rodzinie, dobrze to przemyśleliśmy. Ostatecznie uznaliśmy, że to pomoże naszym dzieciom uczyć się szacunku wobec dorosłych. W dzisiejszym świecie, zwłaszcza w systemie edukacji, wszyscy się „tykają”, dlatego chcieliśmy, by nasze dzieci znały również ten bardziej tradycyjny sposób zwracania się do nas. To nie oznacza jednak, że stawiamy jakiekolwiek bariery między nami. Nie ma to też wpływu na naszą miłość do nich.
Jak radzić sobie ze wszystkim?
Pracujesz jako lekarz, szyjesz ubrania dla dzieci, gotujesz domowe posiłki, pomagasz w lekcjach… Jaki jest twój sekret?
Dostosowujemy się do tego, co mamy. Szycie to moje hobby, ale nie robię tego regularnie. Gotowanie sprawia mi przyjemność i dzieci lubią mi pomagać. Łączenie tego z odrabianiem lekcji? Nie mam wyboru. Podziwiam kobiety, które decydują się zostać w domu na stałe. Po narodzinach Zity miałam pół roku przerwy w pracy, ale to nie było dla mnie. Skróciłam godziny pracy, ale lubię to, co robię. Dzięki temu moja codzienność jest uporządkowana, a ja mogę być bardziej efektywna także jako mama.
Równy podział obowiązków
A co z twoim mężem?
Jest bardzo zaangażowany! Podział obowiązków domowych i rodzinnych to było jedno z naszych ustaleń jeszcze przed ślubem. Na przykład on odkurza, bo ja tego nie lubię, a ja zajmuję się praniem. To ja wożę dzieci na zajęcia w tygodniu, bo mam bardziej elastyczny grafik, a on przejmuje tę rolę w weekendy. Dobrze się uzupełniamy.

Małżeństwo w centrum życia rodzinnego
Macie czas tylko dla siebie?
Tak, codziennie wieczorem jemy kolację sami, bez dzieci. One wiedzą, że po pójściu spać nie mogą już do nas schodzić. Staramy się też rezerwować piątkowe wieczory na wspólne wyjścia.
Życie w drodze
Mąż jest wojskowym, często się przeprowadzacie. Jak to wpływa na rodzinę?
Nie liczę już, ile razy zmienialiśmy miejsce zamieszkania. Na razie dzieci dobrze to znoszą, chociaż trudno im rozstawać się z przyjaciółmi. Kolejna przeprowadzka może być jednak trudniejsza, bo nasze starsze dzieci wchodzą w wiek nastoletni. Mnie samej też nie jest łatwo, ale fakt, że jesteśmy dużą rodziną, bardzo pomaga. Zmieniają się miasta, domy, szkoły, ale rodzina pozostaje stała.
Telewizyjna przygoda i świadectwo wiary rodziny
Dlaczego zdecydowaliście się wziąć udział w programie?
Nie mieliśmy konkretnej motywacji. Po prostu nadarzyła się okazja i uznaliśmy, że to może być fajna przygoda dla całej rodziny. Dzieci były zachwycone!
Czy ta przygoda stała się też okazją do ewangelizacji?
Nie było to naszym celem, ale w trakcie nagrań pomyśleliśmy: „Obyśmy byli świadectwem”. Chcemy pokazać, że rodzina, która ma wiarę, jest rodziną szczęśliwą. Przed każdym nagraniem powierzam się Duchowi Świętemu, by mnie prowadził.

Macierzyństwo w świetle wiary rodziny
Co oznacza dla ciebie bycie katolicką mamą?
Mój matczyny instynkt nie jest doskonały, ale wiem, że moje dzieci są kochane przez Boga, który jest miłością doskonałą i wypełnia moje braki. To ogromna pociecha.
Jacy święci cię inspirują?
Służebnica Boża Zyta. Była oddana swoim dzieciom i wierna modlitwie mimo trudności. Każdego dnia powierzam moje dzieci i wszystkie spotkane osoby Duchowi Świętemu.
Jakie masz postanowienie wielkopostne?
Ćwiczenie cierpliwości wobec dzieci. To moje coroczne wyzwanie, ale widzę postępy i otrzymuję wiele łask.
