separateurCreated with Sketch.

Franciszek zstąpił do piekieł Auschwitz-Birkenau

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Konrad Sawicki - 29.07.16
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

To nieprawda, że papież milczał. Mówił przecież gestami. To nieprawda, że nie wypowiedział ani słowa. Wypowiedział, tylko skierował je nie do nas, lecz do Boga.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Jedno spojrzenie na były niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny Birkenau natychmiast wyrywa nas z rzeczywistości, przenosząc do kompletnie innego świata.

Drut kolczasty, zasieki, strażnice, baraki, nagie kominy, ruiny krematorium… Wszystko to przypomina o tragicznej zagładzie narodu żydowskiego, o śmierci wielu Polaków, Cyganów oraz wielu, wielu innych. Do tego świata w piątek, 29 lipca przyjechał Franciszek, następca św. Piotra, Żyda z Galilei.

Od dość dawna wiedzieliśmy, że papież ani w Auschwitz, ani w Birkenau nie zamierza wygłaszać żadnego przemówienia. Zrodziła się nawet w związku z tym dyskusja, dla której tłem były pamiętne wystąpienia św. Jana Pawła II i Benedykta XVI, jakie wybrzmiały w tym właśnie miejscu zagłady.

Michael Schudrich, naczelny rabin polskich Żydów, tak w rozmowie z Tomaszem Królakiem z KAI skomentował tę sprawę: „Według mnie lekcja, jaka wypływa z Auschwitz, jest taka: gdy tam jestem – stoję w milczeniu i refleksji, ale kiedy już będę na zewnątrz – nie mogę milczeć w sytuacjach, kiedy jeden człowiek występuje przeciwko drugiemu”.

Dobrze to pasuje do kardynała z Argentyny, od lat zaangażowanego w dialog chrześcijańsko-judaistyczny i przyjaźniącego się, jak wiadomo, z rabinem Abrahamem Skórką. Gdyby papież zdecydował się na mowę, pewnie mielibyśmy do czynienia z porównaniami z tym, co mówili poprzednicy.

Rezygnując z przemówienia, siebie samego odsunął na bok, eksponując treść, która wprost krzyczy z tej przesiąkniętej krwią ziemi. Poza tym uczynił to, w czym jest mistrzem: wykreował wydarzenie medialne, o którym mówi dziś cały świat. Jak powtarzają medioznawcy i watykaniści, Franciszek jest papieżem gestów. Jego wymowne milczenie to kolejny z nich.

I jeszcze jeden gest, ten z celi św. Maksymiliana Kolbego. Długa modlitwa w półmroku i samotności, w ogromnym skupieniu. Zdjęcia uwieczniające tę scenę pozostaną w pamięci wielu ludzi jako jedne z najbardziej poruszających z całego pobytu papieża w Polsce. On sam i mikrokosmos celi, która była niemym świadkiem agonii świętego.

Gdy dziś patrzymy na historię polskiego franciszkanina, wydaje się nam, że tamta śmierć rozświetliła nieco mroki Auschwitz. Być może dlatego Franciszek tak długo tam się modlił. Może pragnął zanurzyć się w świętości, która tu rozbłysła? Może chciał od św. Maksymiliana zaczerpnąć tej nieludzkiej wręcz siły, która pchnęła go do heroicznego czynu oddania swego życia za życie innego?

Obóz Auschwitz-Birkenau to było piekło na ziemi. Porównywanie wizyty biskupa Rzymu do Chrystusowego zstąpienia do piekieł jest może na wyrost. Ale spójrzmy na to wydarzenie symbolicznie. Tak jak na jednej z ikon Chrystus zstępuje do piekieł i chwyta Adama i Ewę za ręce, by ich wyciągnąć z otchłani, tak papież dotknął tej ziemi, by swą obecnością, modlitwą i gestami wydobyć na światło dzienne okruszyny dobra, heroizmu, a nawet świętości.

Czy można więc powiedzieć, że Franciszek na terenach byłych obozów milczał? Raczej nie, przecież mówił, a nawet wołał wymownymi gestami.

Czy można powiedzieć, że nie wypowiedział tam żadnego słowa? Ależ nie, wypowiedział ich wiele, tylko skierował je nie do nas, lecz do Boga w swych modlitwach.

Co więcej niektóre z nich spisał, zostawiając w miejscowej księdze pamiątkowej. A brzmią one tak: „Panie, miej litość nad Twoim ludem! Panie, przebacz tak wielkie okrucieństwo!”