Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Czemu nie pytam dzieci, czy napisały już list do Mikołaja? Bo staram się, żeby święta nie kręciły się wokół tego tematu. Chciałabym, żeby Boże Narodzenie było dla naszej rodziny czasem sensownej radości, a nie bezmyślnego konsumpcjonizmu. Tylko jak to osiągnąć?
Boże Narodzenie z dziećmi
1Mówimy
Przede wszystkim po prostu z dziećmi o tym rozmawiamy. Tłumacząc, czym jest Boże Narodzenie, odnieśliśmy się do prostego przykładu, który dziewczynki doskonale same znają – ich urodzin.
Przyjęcie urodzinowe to małe święto w naszej rodzinie – przygotowujemy dom, sprzątając, gotujemy obiad i pieczemy tort oraz oczywiście zapraszamy gości, by dzielić się radością z tymi, których kochamy i którzy kochają nas. Świętujemy to, że kolejny rok jesteśmy razem. I tak samo jest z Jezusem – Boże Narodzenie to świętowanie Jego urodzin i kolejnego roku Jego obecności w naszym życiu. Dlatego tak jak przed przyjęciem urodzinowym dzieci, tak i teraz dbamy o porządek, ubieramy się pięknie, przygotowujemy pyszne jedzenie – wszystko to ma służyć temu, by podkreślić wyjątkowość tej chwili, by zaznaczyć odświętny charakter i atmosferę.
Wszystko to po to, byśmy mogli zgromadzić się razem z tymi, którzy są dla nas ważni i zatrzymać się, odpocząć od pędu codzienności, pobyć spokojnie razem. A że solenizant wyjątkowy, to świętowanie trwa trzy dni!
W tym kontekście prezenty są tylko dodatkiem, podarunkiem z okazji urodzin Jezusa. Prezent ma nam sprawić przyjemność i być formą okazania sobie miłości. Dlatego też moje dzieci nie piszą listu do św. Mikołaja (oraz dlatego, że w ogóle ich nie okłamujemy!). Choć nazywają tak każdego pana w czerwonym płaszczu i z białą brodą, to wiedzą od początku, że to tylko symbol. Znają historię szczodrego biskupa i wiedzą, że tak naprawdę to każdy z nas może się tym mikołajem stać. Łącznie z nimi, gdy kolorują laurki dla dziadków i nawlekają koraliki babciom, by okazać im wdzięczność i poczuć, że radość sprawia nie tyko otrzymywanie, ale też dawanie.
2Słuchamy
Żeby dzieci mogły głębiej wejść w sens Bożego przyjścia, warto rozejrzeć się po gotowych już pomocach – w naszej rodzinie sprawdzają się książki i audiobooki. Na szczególną uwagę zasługuje seria "Wierni przyjaciele" i sensowne wersje dziecięcych Biblii. Zresztą odkąd w samochodzie mamy Biblię Audio, a dzieci właściwie przypadkiem ją usłyszały (sądziliśmy, że są jeszcze za małe na tak trudny, trochę archaiczny język), są nią absolutnie zafascynowane! Jeszcze nie zdążymy zapiąć pasów, a już wołają: "puśćcie nam Biblię". Natomiast wychodząc z auta, proszą "tylko nie słuchajcie bez nas!". I są tego owoce!
Już kilka razy rozmawiając o jakiejś historii z Ewangelii, szokują nas, używając dokładnego cytatu z Pisma Świętego – tak genialnie zapamiętują, słuchając. Warto więc, by oprócz bajek słuchały wartościowych treści, a najlepiej, gdyby wszystkie bajki były wartościowe. Jedną taką świąteczną opowiastką, którą mogę polecić, jest audiobook Teoś i Boże Narodzenie. Opowiada o wróbelku, który chce się dowiedzieć, o co właściwie chodzi z tymi świętami i w lekkiej formie dialogów i piosenek zostaje wtajemniczony przez kolejne zwierzęta w historię zbawienia.
Pisałam już o kalendarzu adwentowym, który towarzyszył nam w przygotowaniach. Oprócz wymienionych tam pomysłów na spędzenie wspólnie wartościowego czasu z dziećmi dodałam pomoce z Małego Gościa Niedzielnego. Bodajże w pierwszą niedzielę Adwentu skuszeni papierowym lampionem dziadkowie kupili numer tej gazetki naszym dzieciom. Do dziecięcych zadań na kolejne niedziele dołączyły więc kartki do pomalowania "jak spędzamy razem czas w tym dniu", a także dwa zdania z bieżącej Ewangelii z prostym, krótkim komentarzem.
3Bawimy się
W kalendarzu znalazły się również elementy i postacie ze stajenki betlejemskiej. Ta, którą mamy, jest właściwie rodzajem klocków do złożenia z dodatkowymi figurkami. Dziewczynki miały dużo frajdy z kompletowania całego zestawu, a potem z zabawy nim. Tak samo jak z odgrywania przedstawienia jasełkowego. W autorskiej wersji dwóch przedszkolaków Maryja owinięta jest błękitnym ręcznikiem i nie szkodzi, że nikt nie chce być Józefem, bo doskonale sprawdza się w tej roli pluszowy smok wawelski. Jezusek-lalka walnie czasem twarzą o podłogę, zamiast osiołka jest kucyk pony, a całość może być chwilami nawet gorsząca (np. "bierzcie i jedzcie z tego wszyscy" wypowiedziane nad kolorową ciastoliną)!
Ale dzieci uczą się właśnie najwięcej poprzez naśladowanie w zabawie. Jeśli "parodiują" to, co widzą, nie mając przecież złych intencji, to dobry sygnał, bo to jest coś, czym żyją. To jest piękne i urocze, że przyjmują wielkie prawdy w naturalny, oczywisty sposób, a jedyne wątpliwości, jakie do całej historii narodzenia mi przedstawiły, to czy Maryja nosiła rajstopy i dlaczego chłopcy nie chodzą już w sukienkach, skoro Józef chodził.
Staramy się więc, by dzieci uchwyciły głębszy sens tego wyjątkowego czasu. By było to rzeczywiście Boże Narodzenie, a nie święto Pełnego Brzucha.
Ale prawda jest taka, że najwięcej zależy od tego, jak przygotowujemy się sami. I to nie przez Adwent, ale przez cały rok – bo to w tej zwykłej codzienności pokazujemy dzieciom, jakie miejsce ma w niej Jezus, kim dla nas jest, czym w ogóle jest wiara. I choćbyśmy nie wiem, jak się starali, jeden miesiąc nie starczy, by im włożyć to wszystko do głowy i do serca, dobrze więc, że przypominamy sobie o tym co roku na nowo.