separateurCreated with Sketch.

I właśnie dlatego noszę krzyżyk. To nie jest manifestacja mojej wiary i poglądów

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Nie noszę go jako ozdoby, bo to nie biżuteria. Krzyżyk na mojej szyi nie jest po to, aby dobrze wyglądał i przyciągał wzrok. Nie noszę go, aby się bardziej podobać sobie czy komukolwiek innemu.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Trudno, aby krzyż się podobał. Jest przecież znakiem jednej z najstraszliwszych kaźni jaką człowiek wymyślił dla drugiego człowieka. Pierwsze znane nam przedstawienie ukrzyżowanego Chrystusa – na drewnianych wrotach rzymskiej bazyliki świętej Sabiny na Awentynie – pochodzi dopiero z V wieku.

Jeśli wcześniej chrześcijanie przedstawiali w jakikolwiek sposób narzędzie śmierci Jezusa, to był to tak zwany crux gemmata, czyli krzyż drogocenny złoty i wysadzany drogimi kamieniami, bez postaci ukrzyżowanego. A i te przedstawienia pojawiły się zaledwie wiek wcześniej.

Do tego czasu chrześcijanie unikali raczej używania znaku krzyża. Nie tyle dlatego, że było to zakazane, ile z powodu kontrowersyjności tego znaku. Jeszcze przez przynajmniej dwa wieki po Chrystusie przy drogach imperium nadal stały krzyże, na których konali niewolnicy. Krzyż był więc symbolem bardzo niejednoznacznym, budzącym pytania.

I właśnie dlatego noszę krzyżyk. On ma budzić pytania. We mnie. Bo z jednej strony ukrzyżowany Jezus nie miał wdzięku ani blasku, aby na Niego popatrzeć, a z drugiej strony to właśnie w kontekście zapowiedzi krzyża Ojciec wołał do Niego i o Nim z nieba: Ty jesteś mój Syn umiłowany! W Tobie mam upodobanie! Krzyżyk na mojej szyi jest po to, bym wracał do pytania: Czy ja podobam się Ojcu? Czy On może mieć upodobanie w moich myślach, decyzjach, słowach, w tym co robię? Czy godzę się na krzyż w swoim życiu, skoro jego miniaturowy znak zakładam codziennie na szyję? Krzyżyk na szyi jest codziennym zaproszeniem do takiego najprostszego rachunku sumienia.

Nie noszę go, aby coś zamanifestować. Krzyżyk na mojej szyi nie jest manifestacją mojej wiary, ani moich poglądów. Krzyżyk na szyi jeszcze nic nie znaczy. Samo zapięcie łańcuszka nie oznacza automatycznie dawania dobrego świadectwa o Tym, który na krzyżu umarł. Krzyż zdobił już wiele sztandarów, transparentów i umieszczano go na wielu godłach. Nie wszystkie wznoszono potem w dobrych celach. Już niejedna manifestacja i niejedna bitwa odbyła się pod znakiem krzyża, a nie wszystkie one miały szlachetne cel. Krzyżyk na mojej szyi równie dobrze może stać się świadectwem o Jezusie, jak i manifestacją niewiary. Zdecydują o tym moje gesty, słowa, czyny, zachowania.

I właśnie dlatego noszę krzyżyk. Aby w świecie niekończących się walk, manifestacji, przepychanek i bitew był kotwicą, która cumuje łódeczkę mojego życia w innym świecie. Zakładam go, by pamiętać, że ojczyzna z której pochodzę i do której wracam jest inna. Jest sztandarem, za którym staram się dreptać powoli tam, gdzie zaczyna się królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju.

Nie noszę go, aby mnie chronił od nieszczęść, ani zmieniał w niezależny od mojej woli sposób. To nie amulet. Z krzyżykiem na szyi mogę wpaść pod samochód, zachorować na raka i stracić pracę. Tak samo, jak nosząc go mogę oszukiwać, plotkować i być zmorą tych, którzy muszą żyć ze mną na co dzień. On nie zmieni w jakiś magiczny sposób ani mnie, ani rzeczywistości wokół. Takich zmian nie dokonuje żadna, nawet „ochrzczona” magia, żaden duchowy system czy mechanizm. Przemiany, czyli Paschy mojego życia i świata wokół może dokonać tylko Bóg – Pan całej rzeczywistości i mojego małego serca.

I właśnie dlatego noszę krzyżyk. Aby przypominał mi, do Kogo to wszystko należy i Kto ma ostatnie słowo. Noszę go, by pamiętać, że zostałem nabyty za wielką cenę, a Ten który odkupił i obmył mnie swoją krwią nie ma zamiaru ze mnie rezygnować. Krzyżyk na szyi to obietnica i zaproszenie, bym pozwolił Mu działać we mnie, ale nie beze mnie. Abym z Nim współpracował – tak jak potrafię – w zbawianiu mnie. Tu i teraz. W tym w czym tkwię i z czym się zmagam.

Jezus wszedł na krzyż, aby wszystko przyciągnąć do siebie. Umarł i zmartwychwstał. A jednak w pewnym sensie dramat mojego odkupienia trwa nadal. Pascal pisał: Konanie Jezusa trwać będzie aż do skończenia świata. Nie należy spać w tym czasie. Noszę krzyżyk, bo potrzebuję budzika.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!