Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jeśli chcę usiąść, muszę przeprosić tego, kto przyspawał się do brzegu, potem obejrzeć dziwną choreografię, którą wykonuje nogami w celu zachęcenia mnie do przejścia, a wreszcie – przepchnąć się między nim a klęcznikiem, depcząc delikwentowi po butach i szorując mu po nosie pewną częścią ciała, w której – jak mówi znane powiedzenie – plecy tracą swoją szlachetną nazwę.
Dziękuję, chyba jednak postoję
Może to są rekolekcje dla niepełnosprawnych? Może ludzie trzymają się kurczowo brzegów ławek, bo nie mogą się posunąć? Nie, przy ławkach nie widać wózków inwalidzkich ani kul. Zresztą rączość, z jaką niektórzy podrywają się co chwilę, żeby przepuścić kolejne osoby chcące usiąść w „ich” ławkach, wyklucza problemy ortopedyczne.
Ale za to można się poczuć jak w samolocie albo w teatrze. Ktoś wykupił miejsce przy brzegu, więc będzie tu siedział i już! Choćby miał dziesięć razy wstawać. Witajcie na mszy w polskim kościele.
Skąd się wzięła ta dziwaczna i irytująca moda? Nie zauważyłam jej ani w tramwajach, ani w pociągach, ani na uczelniach, ani w innych miejscach użyteczności publicznej.
Pojawiła się kilkanaście lat temu i jakoś nie chce minąć. Czy skrajne miejsca są lepsze? Wygodniejsze? Nawet jeśli ktoś namiętnie kocha siedzieć z brzegu, to jednak chyba rozumie, że kiedy blokuje całą ławkę, robi innym kłopot i wywołuje mnóstwo niepotrzebnego zamieszania.
Plażowy parawaning czy zabieranie napoju ze stołu na miejskiej wigilii to w porównaniu z „ławkingiem” zachowania kulturalne i pełne szlachetnej powściągliwości.
Posuńmy się trochę!
Oczywiście, nie jest to największy problem polskiego katolicyzmu. Wiele milionów ludzi w Polsce w ogóle nie chodzi do kościoła albo bywa w nim sporadycznie. Poza tym nasze największe bolączki pewno są takie same jak wszędzie: pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie, gniew i lenistwo.
Wiem też (choćby z „Listów starego diabła do młodego” Lewisa), że „agenci dołu” chętnie wykorzystują drobne człowiecze słabostki, żeby zepsuć ludziom modlitwę. Pewno to oni podszeptują niektórym, żeby blokowali ławki, a innym – takim jak ja – żeby się irytowali z tego powodu.
Wiem też, że taka sytuacja może być dla mnie okazją do małego nawrócenia. Na przykład mogę sobie przypomnieć, że bliźni utrudniający mi życie nie przestają być moimi bliźnimi.
Poza tym, kiedy przychodzę do kościoła we wzniosłym nastroju, a po chwili dostaję białej gorączki z powodu tego, że ktoś nie chce się posunąć w ławce, mam okazję, żeby zapytać samą siebie, na czym właściwie bazuje ta moja wzniosłość. Czy sama siebie w tej sprawie nie oszukuję?
Droga Siostro i Drogi Bracie blokujący kościelną ławę! Pewno robicie to bezrefleksyjnie, a nie ze złej woli. Zachęcam was jednak, żebyście się troszeczkę posunęli. Wszystkim nam będzie łatwiej i przyjemniej.