Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
A było to tak: sowieccy geolodzy szli na rekord, drążąc najgłębszy wywiercony otwór na świecie. Projekt był stricte naukowy, a rozpoczęto go w 1970 roku, by uczcić setną rocznicę urodzin Włodzimierza Lenina. 9 lat później SG-3, czyli Supergłęboki Odwiert Kolski (rus. Kolskaja swierchgłubokaja skważyna) dotarł na głębokość 9,6 km, ale żeby być jeszcze bardziej „super”, „hiper”, „ekstra”, postanowiono wwiercić się głębiej.
SG-3 na zdjęciu z 2007 roku
Niestety, w miarę drążenia narastały liczne problemy, w tym niespodziewany wzrost temperatury z oczekiwanych 100 stopni Celsjusza do 190 na głębokości 12 km. Planowanego pułapu, który był tylko 3 km głębiej, nie udało się osiągnąć i projekt zakończono w 1994 roku na poziomie 12,262 km. Ot, i cała historia – można byłoby pomyśleć. Lecz najciekawsze informacje miały się jednak dopiero narodzić.
Prawdziwe fakty
„Jako komunista nie wierzę w niebo czy w Pismo Święte, ale jako naukowiec wierzę od teraz w piekło” – napisał dr Azzakow, naukowiec rzekomo z ekipy projektu SG-3, w liście do fińskiej gazety „Ammenusastia”. „Chyba nie trzeba mówić, że byliśmy zszokowani tym odkryciem. Jednak wiemy, co widzieliśmy i wiemy, co słyszeliśmy. Jesteśmy absolutnie przekonani, że dokopaliśmy się do bram piekła” – twierdził naukowiec. Skąd takie wnioski? Dr Azzakow spieszy z wytłumaczeniem.
„Świder zaczął się nagle obracać w nieoczekiwany sposób, wskazując na to, że dotarliśmy do jakiejś pustej przestrzeni lub pieczary. Czujniki temperatury wskazywały ogromny wzrost temperatury do 2 000 stopni Fahrenheita (1093 stopni Celsjusza)” – kontynuował swoją emocjonującą opowieść na łamach fińskiej gazety.
„Opuściliśmy mikrofon, zaprojektowany do wykrywania dźwięków ruchów płyt tektonicznych, poniżej nasady. Ale zamiast ruchów płyt usłyszeliśmy ludzki głos, który krzyczał z bólu! Na początku myśleliśmy, że dźwięk pochodził z naszych narzędzi. Jednak kiedy skorygowaliśmy nasze przyrządy, potwierdziliśmy najgorsze podejrzenia. To nie był krzyk jednego człowieka, to były krzyki milionów ludzi!” – przekonywał dr Azzakow.
Historia w krótkim czasie obiegła świat, choć „Ammenusastia” była gazetą wydawaną przez grupę zielonoświątkowych chrześcijan w małej miejscowości Leväsjoki na południu Finlandii. Jej doniesienia dotarły jednak nawet do amerykańskiej stacji chrześcijańskiej TBN (ang. Trinity Broadcasting Network – Sieć Transmisyjna Trójcy), w której stworzono obszerną relację na ten temat, a nawet wyemitowano dźwięki pochodzące z mikrofonu opuszczonego na dno odwiertu.
„Nie wierz we wszystko, co piszą w internecie" – Abraham Lincoln
Otóż weryfikując historię od końca: nagranie dźwięków z piekła pochodziło najprawdopodobniej z niskobudżetowego włoskiego horroru Gli orrori del castello di Norimberga. A co z samą historią? Odwiert miał oczywiście miejsce, i wszystko, wraz z zaprzestaniem kontynuowania prac ze względu na problemy z temperaturą, jest prawdziwe. Jej drugą część, tą z dr. Azzakowem, prześledził jeden z chrześcijańskich dziennikarzy ze Stanów, Rich Buhler. Znalazł on twórców gazety „Ammenusastia”, którzy w 1990 roku opublikowali doniesienia z piekła rodem i ustalił, że bazowali oni na informacjach z listu, który pojawił się w dzienniku „Etelä Soumen”. Jego autor w rozmowie z Richem przyznał, że zaczerpnął ją z chrześcijańskiego biuletynu „Vaeltajat” (pol. „Wędrowcy”), jego wydawca twierdził zaś, że przedrukował go z... kalifornijskiego biuletynu „Klejnoty Jerycha”, prowadzonego przez mesjanistycznych żydów. Rich na tym etapie się poddał i nie, nomen omen, drążył już dalej. Przyznam, że sam próbując to opisać, nie raz się pogubiłem.
Do dziś można znaleźć jednak tu i ówdzie w zakamarkach internetu informacje o dokopaniu się do piekła. E-poszukiwacze przekopują wyszukiwarki internetowe, udowadniając np., że dziennik „Ammenusastia” nie istnieje, bo nie można go znaleźć w Google'ach. Gazetki parafialnej z mojej rodzinnej miejscowości też tam nie ma, a uwierzcie mi, istniała ona naprawdę.
Dla wierzącego człowieka takie rewelacje nie powinny robić większej różnicy, bo i tak wierzy w istnienie piekła. Dla niewierzącego... no cóż, mogliby przynajmniej to jakoś lepiej zmyślić! Rozpowszechniając jednak tego typu niesprawdzone opowieści, nie uda się nikogo przekonać, a raczej wręcz przeciwnie.