separateurCreated with Sketch.

Brian „Head” Welch: Każdy osioł może mieć dziecko. Na przykład ja

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Magdalena Galek - 07.05.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Welch zostawił KoRn z miłości do córki. Dziś z powrotem gra w zespole. O swojej wyboistej drodze muzyk napisał w najnowszej książce „Z szeroko otwartymi oczami”.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Ojciec – to jedno z ostatnich skojarzeń, jakie przyszły mi do głowy, kiedy zobaczyłam człowieka w białym fotelu na wideo znalezionym na You Tube. To było moje pierwsze zetknięcie z postacią Briana Welcha. Wyłaniająca się z mroku surowa twarz i przyprawiająca o ciarki opowieść o bólu. O tęsknocie za Bogiem. O tym, by być dobrym ojcem dla córki.

 

 

 

Na granicy zwątpienia

Ten właśnie moment – nagrania z ekipą I’M SECOND świadectwa nawrócenia – Brian „Head” Welch wspomina w książce „Z szeroko otwartymi oczami”. Wydawałoby się, że skoro wyznał, że Jezus jest w jego życiu najważniejszy i muzyk jest z Nim w bliskiej relacji, to wszystkie sprawy układają się miej lub bardziej, ale jednak pomyślnie. Jednak z oczu i głosu gitarzysty wypływa zastanawiający smutek i zmęczenie – jakby stał na granicy nadziei i zwątpienia.

Co się właściwie z nim dzieje? – nasuwa się pytanie. Brian odpowiada na nie do bólu szczerze na kartach książki. Doświadczenie żywego Boga i oddanie Mu swojego życia to nie cel podróży. Ale sama podróż. Usiana lekcjami do odrobienia. Pełna cudów i popełnianych błędów. Na tym właśnie etapie – dotkliwych porażek – był wtedy gitarzysta KoRn.



Czytaj także:
Szymon Majewski: Moja koleżanka Porażka

 

Więcej czasu na imprezach niż z dzieckiem

Pierwsze rozdziały tej historii były pełne dobrych rokowań. Brian dotknięty miłością Jezusa zobaczył, że nie szło mu zbyt dobrze w roli ojca:

Każdy osioł może mieć dziecko. Na przykład ja. Byłem alkoholikiem i narkomanem, małżeństwo doprowadziłem do ruiny i więcej czasu spędzałem imprezując z zespołem, niż bawiąc się z dzieckiem.

Dlatego właśnie postanowił przerwać karierę muzyczną i odejść z zespołu, z którym osiągnął wszystko, co było do osiągnięcia:

(…) sprzedaliśmy 40 milionów płyt i zdobyliśmy 2 nagrody Grammy (…). Wyprzedane miejsca na koncertach. Światowe tournée. Nagrody. Pieniądze. Sława.

To wszystko Brian zamienił na życie rodzinne – zamieszkał z Janneą w domu na przedmieściu i zapewnił jej stabilizację, której potrzebowała. Spełniał jej marzenia i miał dla niej czas na wspólne oglądanie seriali Disneya. Metalowiec, który wieczory spędza z córką na śledzeniu perypetii Hanny Montany po to, by zobaczyć radość na twarzy dziecka. Ojciec, który podnosi się z prochu – to zwyczajnie wzrusza.

fe4fa8f51b764b198301415687affd15

„Head”: Urodziłem się, by tworzyć muzykę

Dusza artysty nie chce jednak siedzieć na sofie w pokoju telewizyjnym. Brian wyznaje w książce, że urodził się po to, by tworzyć muzykę. Zakładanie nowego zespołu, tworzenie materiału na płytę, a w tym wszystkim ewangelizacja oraz próba zapewnienia Jannei i sobie materialnego bezpieczeństwa, stają się pasmem drobnych sukcesów i wielkich porażek.

Smak tych ostatnich można wręcz poczuć, czytając szczere wyznania o bankructwie, w które Brian Welch popadł, ufając nieodpowiednim osobom.

Nie mogłem uwierzyć – napisał – że moje życie dotarło do takiego punktu (…). Dziesiątki ludzi mnie ścigały. Byłem winny setki tysięcy dolarów (…).

 

Kłopoty z córką

Gdy nowy zespół gitarzysty odnosił kolejne sukcesy i czarne chmury finansowych tarapatów zaczęły przesuwać się za horyzont, Head musiał odrobić kolejną lekcję, czyli zmierzyć się z poważnymi problemami dorastającej córki – izolacją, uzależnieniem od Facebooka, Twittera, samookaleczaniem się.

Jezu, w kwestiach muzycznych układa się teraz tak dobrze. (…) Ale oddałbym to wszystko jutro, gdybym mógł po prostu zobaczyć ponownie Janneię szczęśliwą. (…) Chcę, żeby miała przyjaciół w swoim wieku i normalne życie, ale nie wiem, co robić.

Choć nieraz płakał z bezsilności, nigdy się nie poddał. Waleczna miłość Briana Welcha wydarła córkę z niebezpiecznych sytuacji. Janneia nawet napisała od siebie notkę do książki:

Czułam się gorsza niż wszyscy (…). Pozwoliłam, by samookaleczenia, depresja, niepokój, nienawiść, samotność i myśli samobójcze rządziły mną. (…) Cieszę się, że masz możliwość zajrzenia do historii mojej rodziny. (…) Jesteśmy tak samo połamani, jak każda inna osoba. Była to tylko kwestia pozwolenia Bogu, by połączył brakujące elementy, które nas oddzieliły.



Czytaj także:
Ojciec jest niezbędny przy wychowywaniu dziecka. To potwierdzone naukowo!

Powrót do KoRn

Oprócz historii pojednania z córką w książce znajdziemy historię jeszcze jednego, jakże ważnego dla muzyka pojednania – z jego rodzimym zespołem KoRn. Jak to jest, że chrześcijanin ma z powrotem udział w działalności zespołu, którego przesłanie nie jest do końca chrześcijańskie? Niesamowita jest ilość i częstotliwość pytań, które Brian zadawał Bogu o Jego wolę w sprawie powrotu do grupy. Gdy otrzymywał znaki, prosił o więcej. Pokora, jak pisze, jest dla niego fundamentem relacji z Bogiem.

Dzisiaj granie w KoRn to dla „Heada” służba. Jak pisze,

Ludzie cierpią, a Jezus chce do nich dotrzeć. Niestety, wielu ludzi albo nienawidzi albo nie ma zaufania do religii i w rezultacie nie postawi stopy w kościele. Więc co robi Jezus? On wysyła ludzi takich jak my, by do nich dotrzeć.

Na koncerty KoRn przychodzą tłumy młodych ludzi, bardzo często po to, by wykrzyczeć w muzyce swój ból. Po koncertach Brian Welch zaprasza tych, którzy potrzebują duchowej pomocy. Czasami modli się z fanami i w ich intencji nawet przez 4 godziny.



Czytaj także:
Brian “Head” Welch w Warszawie. Zagra koncert i podzieli się wiarą

Dziś jest w zupełnie innym miejscu niż wtedy, gdy nagrywał świadectwo z I’M SECOND. Bije od niego światło i spokój, a z jego książki – nadzieja:

Spójrz: znam ból. I wiem, że ty też. Bóg troszczy się głęboko o cały nasz ból. Wystarczy przeczytać moją historię – przeżyłem dziesięć lat tego, co większość nazwałaby pechem. Mogłem pokazać Bogu środkowy palec i odejść. Nie zrobiłem tego. Wiesz dlaczego? Ponieważ wiedziałem, że przyjdzie i przyniesie nieopisaną radość z mojego bólu. (…) Bóg może zrobić – i zrobi – to samo dla Ciebie.



Czytaj także:
Duchowe CV aktora Marka Wahlberga

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!