O „złej matce”, poradnikach idealnego rodzicielstwa, które należałoby spalić, wyścigach na najlepszą matkę i jej własnym doświadczeniu macierzyństwa – Aletei opowiada Matylda Kozakiewicz.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Matylda Kozakiewicz – autorka popularnego bloga lifestylowego Segritta.pl niedawno została mamą. I napisała książkę „Złe matki są najlepsze” (Znak), na okładce której ustylizowana została na Matkę Boską – co nie wszystkim się podoba. Postanowiłam zapytać ją o to. I nie tylko 🙂
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Skąd stylizacja na Matkę Boską?
Matylda Kozakiewicz*: Spontaniczny pomysł. Chciałam pokazać na okładce karmienie piersią, na przekór tym wszystkim oburzonym publicznym karmieniem. Podczas sesji znalazła się piękna niebieska chusta. Tyle wystarczyło, by wyglądać jak Matka Boska. Często używam tego argumentu w dyskusjach. Żyjemy w kraju, w którym Maryja koronowana jest na królową, a wielu ludziom przeszkadza publiczne karmienie piersią. Przecież ona też tak karmiła Jezusa!
Nie bałaś się kontrowersji?
Dla niektórych wszystko jest obrazą uczuć religijnych. Jestem pewna, że na zdjęciu nie ma obrazy Matki Boskiej. To przecież jestem ja! Matylda, tylko ustylizowana na Maryję. Moje wierzące czytelniczki bardzo się z tego ucieszyły.
Jesteś ateistką, a sięgasz po chrześcijański symbol.
Mieszkam w kraju, w którym dominuje chrześcijaństwo. Też zostałam tak wychowana. Chodziłam do kościoła, na religię, byłam u komunii. Później jednak zrozumiałam, że to nie jest moja droga.
Przez macierzyństwo Maryja stała się Ci trochę bliższa?
Każda matka, zwłaszcza samotna, stała mi się bliska! Maryja przez swoje trudne macierzyństwo również. To była heroska! Urodziła sama, w stajence, Józef pewnie niewiele jej pomagał.
Czytaj także:
Prawdziwy obraz macierzyństwa, czyli jaki?
Macierzyństwo bez lukru
Zła matka to jaka?
„Zła matka” to forma walki z presją wywieraną na kobiety. Mamy być idealne, robić wszystko jak w reklamie. Wzorów jest tak wiele, że nie wiadomo, kogo naśladować. Noszenie w chuście, macierzyństwo bliskości, a z drugiej strony – zimny chów i rady, by nie karmić długo piersią. Czegokolwiek nie wybierzesz, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że to zły wybór. Nie miałam siły za każdym razem tłumaczyć, że nie jestem wielbłądem. Wolałam machnąć ręką.
A to jest nie jest utwierdzanie w tym przekonaniu? Przyznanie się?
To jednoczenie się. Inne matki, które postępują podobnie, zobaczą, że nie są same. W książce i na fanpage’u „Zła matka” tłumaczę, o co chodzi. To nie jest robienie krzywdy dziecku, ale wyzwolenie się z tych wszystkich przesądów, presji i nieustannego oceniania.
Tyle, że to wszystko już było. Mamy szereg książek z gatunku macierzyństwa non fiction.
Nie czuję się prekursorką nurtu, ale jak widać, mimo licznych tytułów, wciąż jest zapotrzebowanie na takie mówienie o macierzyństwie. Jeśli po mnie kolejnych pięć mam napisze podobną książkę, to świetnie, bo trafi ona do następnych kobiet. Może w końcu będziemy miały więcej luzu, mniej presji i patrzenia na nas jak na roszczeniowe baby domagające się podjazdów dla wózków i pierwszeństwa w kolejce. Zamiast pomóc matkom w ich trudnym zadaniu, jeszcze się je dobija.
Dlaczego matka matce wilkiem?
Może to zazdrość? Skoro jestem w kieracie, dbam o dom, karmię dzieci, usługuję mężowi, który po pracy musi odpoczywać, jeśli daję się wykorzystywać, to mam problem widząc kobietę, która na to nie pozwala. Nie lubię jej, bo ona ma lepiej. Może to pokłosie patriarchatu, że kobiety się nie wspierają. Faceci są solidarni, trzymają sztamę, a kobiety kopią pod sobą dołki. To przykre.
Twoja książka mnie irytowała, bo nie mam wielkiego stażu w matkowaniu, ale lekko nie jest. A Ty piszesz, że macierzyństwo jest takie przyjemne, wrrrr… (śmiech).
Mogę mówić jedynie o sobie. Nie jestem ekspertem macierzyństwa, ale ekspertem bycia mamą mojego dziecka. Po porodzie spotkało mnie wielkie zaskoczenie, że macierzyństwo nie jest takie straszne, jak je malują. Znajome opowiadały o końcu świata. Wyśpij się na zapas, bo już nigdy się nie wyśpisz, baw się, bo potem tylko pieluchy i słoiki – radziły. Nastawiłam się na klęskę, niepotrzebnie.
Czego się najbardziej bałaś?
Chęci decydowania o wszystkim i posiadania dziecka zawsze przy sobie. Bałam się, że będę o nie zazdrosna i nie dam nikomu dotknąć. To się szybko zmieniło. Tydzień po porodzie sama prosiłam, żeby ktoś je ode mnie wziął (śmiech). Dziecko jest tak absorbujące, że chcesz się nim dzielić. Nie dlatego, że dzielisz się szczęściem, ale chcesz mieć chwilę dla siebie.
Czytaj także:
Jestem surową mamą. Dla samej siebie
Idealna matka nie istnieje
Mówisz, że nie jesteś ekspertem, ale w książce aż roi się od porad!
Wiele się nauczyłam i chciałam się tym podzielić z czytelniczkami. Były rozdziały, które pisałam z nosem w książkach, jak o odruchach noworodków. Mało kto zna je wszystkie.
Z jednej strony piszesz między wierszami, żeby spalić wszystkie poradniki (pod czym się podpisuję!), ale z drugiej – sama doradzasz.
Napisałam poradnik o tym, by nie czytać poradników. Wiem, to paradoks, ale… – żeby dziś kierować się instynktem, trzeba się tego uczyć. Jesteśmy bombardowane technologiami, wiedzą medyczną, do tego dochodzą naleciałości kulturowe, zwyczaje. Trudno to wyciszyć i wsłuchać się w wewnętrzny głos.
Wciąż rozpaczliwie szukamy złotych rad, jak być dobrym rodzicem, tymczasem… „wszystko już wiemy”.
Będąc w ciąży opowiedziałam Monice Piekarek z „Rodzić po ludzku” o moich lękach, obawach. Pogłaskała mnie po ramieniu i powiedziała, że wszystko już wiem. Wiele matek doznaje olśnienia. Wcześniej nigdy nie brałam niemowlaków na ręce, bałam się, że zrobię im krzywdę. Przy moim synku nie miałam tego problemu. Niektóre matki zaczynają kochać dziecko, kiedy ono ma już kilka miesięcy czy lat. Czują się winne, bo jest taki przymus, nakaz emocjonalny.
Też tak miałaś?
W ciąży bałam się, że nic nie czuję. Widziałam stópki synka odznaczające się na moim brzuchu i myślałam sobie, że to creepy! To był Obcy we mnie. Kiedy się urodził przyszło szaleństwo. Zakochałam się od pierwszego krzyku.
Nie przeszło Ci?
W ogóle! Nadal patrzę, jak śpi, zachwycam się, całuję go. To cudowne, ale jednocześnie przerażające, bo przecież on dorośnie, założy rodzinę, odejdzie z domu. Nie wiem, jak to przeżyję!
Nabrałaś apetytu na więcej?
Tak! Kiedyś się bardzo tego bałam, a po urodzeniu synka, mam ochotę na kolejne dzieci.
Czytaj także:
Jak to możliwe, że odkąd zostałam matką mam… więcej czasu?
Macierzyństwo na pokaz?
Przyczyną lęków jest chyba również to, że chcemy być idealne. Fundujemy sobie wyścig najlepszych matek.
Pytanie, czy robimy to dla naszego dziecka, czy po to, żeby inni nas tak postrzegali? Chcemy być lepsze od koleżanek albo nie popełnić błędów naszych rodziców.
Myślałam, że wyścigi na to, czyje dziecko szybciej chodzi albo mówi są już dawno passé.
Niektórym wciąż się wydaje, że dziecko świadczy o nas, naszych umiejętnościach wychowawczych. Matki przebierają dzieci, wysyłają na kursy, a one nawet nie mają czasu, żeby poznać, co im się naprawdę podoba. Są aktorami w idealnym życiu swoich matek. Te kobiety piszą gotowe scenariusze na życie dzieci, bo jeśli im się uda, to tak, jakby tej małej dziewczynce w nich samych się udało.
Przebiję Konrada (śmiech)! W ogóle nie powinniśmy dążyć do ideału! Dziecko nie rodzi się idealne i takie nie będzie. Jeśli natomiast ma rodzica, któremu wszystko się udaje, zawsze kontroluje emocje, nigdy nie popełnia błędów, nie nawala, nie spóźnia się, to będzie miało kompleks idealnego rodzica i nie nauczy się radzić sobie ze swoimi błędami. Uczymy dzieci przepraszania, a one nie nauczą się tego, jeśli rodzic nie popełni sam błędu, za który przeprosi.
Półki księgarń uginają się od książek znanych osób, które zostały rodzicami. I po paru miesiącach w nowej roli wydają książki z poradami. Czy to nie jest naiwne?
Położyłaś na szali celebrytki i blogerki, a jest różnica między nimi. Piosenkarka, modelka, aktorka, żona sportowca nie jest znana z tego, co napisała, ale z tego, że dobrze śpiewa, świetnie gra albo ma sławnego męża. Nikt nie wie, jak ona pisze. Natomiast blogerki w większości są znane, bo dobrze piszą. Na pisaniu zdobyłam popularność. Nie zrobiłam nic nowego, jedynie zmieniłam internet na papier, by dotrzeć do nowych czytelniczek, które potrzebują wsparcia.
Masz misję?
Nie wymyśliłam sobie, że napiszę książkę. Najpierw powstało kilka tekstów parentingowych. Założyłam fanpage „Zła matka”, który w dwa lata zebrał więcej fanów, niż oficjalny profil mojego bloga, którego piszę od dziesięciu lat. Zobaczyłam, że kobiety potrzebują takiego miejsca, poczucia, że nie są same.
Gdzie stawiasz granice, by nie ujawnić zbyt wiele z rodzinnego życia?
Granicą jest to, co spowodowałoby cierpienie mojego dziecka. Nie ujawniam jego imienia, nazwiska, wizerunku. Nie zrobię też niczego kontrowersyjnego, za co on musiałby się kiedyś wstydzić.
Czytaj także:
Macierzyństwo za mgłą. Kiedy masz ochotę uciec
Segritta zostaje matką
Co zmieniło w Twoim życiu bycie mamą?
Jak się przedstawiasz, na którym miejscu charakteryzujesz siebie jako matkę?
U mnie to chyba chronologiczne. Marta, dziennikarka, żona, mama.
Na trzecim miejscu. Niektóre kobiety mówią to na początku, inne na końcu. I nie ma w tym nic złego. Dla mnie na przykład to nie jest w ogóle element charakterystyki. Ja się nie zmieniłam. Mam te same cele i marzenia, co wcześniej. Ale zmieniła się jedna rzecz – bardzo się boję.
Czego?
Wojny, chorób, cierpienia czy krzywd, które mogą spotkać moje dziecko. My, matki, żyjemy na bombie zegarowej. Lęk przed niewiadomą i tym, że nie możesz mieć wszystkiego pod kontrolą, bywa paraliżujący.
Co najlepszego może dać matka dziecku?
Naszym głównym zadaniem jest wychowanie dorosłego, autonomicznego człowieka, który będzie potrafił być szczęśliwy nie robiąc tego kosztem innych. Ale żeby dziecko było szczęśliwe, my same musimy takie być. Musimy mieć tę czelność zostawienia czasem dziecka, pójścia do kina, kosmetyczki, wyluzowania się. Dzieci uczą się bycia szczęśliwymi patrząc na nas.