separateurCreated with Sketch.

Kwaśny dla Aletei: Aktor to człowiek do wynajęcia

Marcin Kwaśny w filmie „Wyklęty”, fot. Konrad Łęcki, materiały dystrybutora Kondrat-Media

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Marcin Kwaśny, odtwórca jednej z ról, a także producent filmu „Wyklęty” – opowieści o żołnierzach podziemia antykomunistycznego, mówi Aletei o kulisach produkcji i innych filmowych rolach.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Zimą na ekranach kin mogliśmy oglądać dramat wojenny pt. „Wyklęty”. Film podejmuje temat walki żołnierzy podziemia z władzą komunistyczną i jest debiutem producenckim popularnego aktora Marcina Kwaśnego. 

Jolanta Tokarczyk: Realizujesz się na różnych polach działalności artystycznej: grasz w Teatrze Polskim w Warszawie, występujesz w filmach, produkujesz spektakle, a ostatnio podjąłeś się produkcji filmowej. Dlaczego zainteresował Cię scenariusz filmu historycznego?

Marcin Kwaśny: Od kilku lat prowadzę fundację Między Słowami, która zajmuje się produkcją spektakli teatralnych. Trzy lata temu otrzymałem scenariusz filmu Konrada Łęckiego, podejmujący temat Żołnierzy Wyklętych i pomyślałem, że warto pomóc reżyserowi w znalezieniu producenta. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ zagadnienie walki podziemia antykomunistycznego z władzą nie wzbudzało entuzjazmu wśród potencjalnych producentów. Dlatego postanowiłem poszukać finansowania we własnym zakresie.

Ujęła mnie historia człowieka, o którym mówi się, że był ostatnim Żołnierzem Wyklętym i przez prawie dwadzieścia lat po zakończeniu wojny ukrywał się przed władzami komunistycznymi. Fabuła filmu wzorowana jest na życiu Józefa Franczaka, ps. „Lalek” i w pewnym stopniu stanowi odzwierciedlenie jego losów. Pomyślałem, że trzeba mieć niezwykle silną psychikę i wiarę, żeby tyle czasu przetrwać w ukryciu, nie mając własnego domu. Film nawiązuje również do pamiętnika Zdzisława Brońskiego ps. „Uskok” oraz do innych wątków historycznych i życiorysów kilku postaci. Dzięki temu chcieliśmy pokazać złożoność podziemia komunistycznego i zagęszczenie zdarzeń, jakie miały miejsce w latach 1944-64. Dziewięćdziesiąt pięć procent wydarzeń pokazanych w filmie zostało potwierdzonych w źródłach historycznych. Scenariusz chwycił mnie za serce i pomyślałem, że dobrze byłoby, aby ujrzał światło dzienne. Reżyserowi zależało na tym, by wydobyć esencję tamtych czasów, poruszyć emocje i nie pozostawiać widzów obojętnymi na los żołnierzy, których przez długi czas próbowano wymazać z pamięci Polaków…



Czytaj także:
„Powiedz babci, że zachowałam się jak trzeba”. Historia „Inki”, Dziewczyny Wyklętej

Opowieść o Żołnierzach Wyklętych

Produkcja filmowa nie była łatwym zadaniem. Pozyskiwaliście pieniądze m.in. w drodze zbiórki publicznej. Opowiedz, jak to wyglądało.

Zmagaliśmy się z problemami finansowymi i z tego powodu okres realizacji filmu przeciągnął się do prawie trzech lat. Zanim znaleźliśmy sponsora strategicznego – firmę PGNiG, a później następnych: PGE, PZU, PWPW, Bank Pocztowy, itp., staraliśmy się pozyskać pieniądze na realizację ze zbiórek publicznych. Prosiliśmy potencjalnych widzów o wsparcie, oferując w zamian płyty: audiobooki z raportem rotmistrza Pileckiego i grypsy płk. Cieplińskiego oraz z filmem dyplomowym Konrada Łęckiego pt. „Pre mortem”, który podejmuje temat polskich oficerów zamordowanych w Katyniu.

Aby wypełnić zobowiązania wobec ofiarodawców sam często chodziłem z plecakiem na pocztę i wysyłałem paczki do odbiorców na całym świecie. Nasza akcja przeszła najśmielsze oczekiwania – udało się zebrać niemal pół miliona złotych.

Czasami zdarzały się niezwykłe sytuacje, jak podczas realizacji jednej z kluczowych scen w kamienicy w Kielcach. Musieliśmy szybko nakręcić tam zdjęcia, ponieważ obiekt przeznaczony był do rozbiórki. Koszt realizacji oszacowaliśmy na około 50 tys. zł, ale nie wiedzieliśmy skąd pozyskać fundusze. Już po terminie zdjęć niespodziewanie otrzymaliśmy wsparcie od twórców z Teatru Polskiego w Nowym Jorku. Wsparli nas kwotą dokładnie 50 tysięcy! Wielokrotnie pomagali nam bezinteresownie również różni ludzie – wypożyczając mundury czy udostępniając obiekty do realizacji zdjęć. Czuwała nad nami Opatrzność i cieszymy się, że mimo wielu niedogodności udało się zrealizować film.

W „Wyklętym” zagrałeś rolę dowódcy oddziału – „Wiktora”. Opowiedz o pracy nad rolą – jaki miałeś pomysł na wykreowanie swojego bohatera, co wniosłeś do filmu?

Chciałem, aby „Wiktor” był surowy, ale zarazem ciepły, aby miał ojcowski stosunek do swoich żołnierzy, ale posiadał kręgosłup moralny i swoje zasady. Z drugiej strony zależało mi na tym, aby przedstawić go jako człowieka z krwi i kości, a nie z cokołu. „Wiktor’’ jest niewolny od wad, popełnia błędy, daje się wmanewrować w niejasną sytuację i wybór, a to może świadczyć o jego naiwności. Tak zresztą się działo w tamtych czasach, kiedy do struktur podziemnych przenikali agenci. Chciałem pokazać pewną prostotę, jaka w nim była, zależało mi na tym, aby był wyrazisty.



Czytaj także:
Danuta “Inka” Siedzikówna znowu przemówiła

Nawrócenie i zmiana życia

Żołnierze Wyklęci byli ludźmi, dla których słowa Bóg, Honor i Ojczyzna nie były tylko pustymi hasłami. W tym kontekście chciałam zapytać o Twoje własne doświadczenia. Jak się odnajdujesz w świecie, w którym antywartości nieraz stają się wartościami. Czy wierność sobie nie oznacza wchodzenia do rzeki pełnej kamieni?

Rzeczywiście czasami tak jest. Fakt, że zdecydowałem się na produkcję filmu bez udziału środków publicznych oznaczał pójście pod prąd i rzucenie się na głęboką wodę. Trochę się zachłysnąłem, ale dzięki Bogu wypłynąłem. Nikt nie może zarzucić mi koniunktury, tego że zacząłem robić film o Żołnierzach Wyklętych na fali zainteresowania tym tematem, ponieważ kiedy w 2014 roku zaczęliśmy realizację, prawie wcale się o tym nie mówiło. Utwierdziłem się w przekonaniu, że trzeba iść za głosem serca. Jeśli ono podpowiada, że jakieś działanie jest wartościowe, trzeba się temu poddać, nawet jeśli nie przyniesie to wymiernych korzyści. Trzeba żyć w zgodzie ze sobą. Jest to dla mnie szczególnie ważne od czasu, kiedy cztery lata temu nawróciłem się…

Czy coś się zmieniło od tego czasu w Twoim życiu?

Bardzo wiele się zmieniło… Czuję spokój ducha, wewnętrzną radość i myślę, że wiara pomogła mi też w produkowaniu tego filmu. Inaczej bym to pewnie porzucił wobec pojawiających się trudności. Pamiętam taki dzień zdjęciowy, kiedy spotkaliśmy się na planie i panowała iście zimowa pogoda, wszędzie śnieg, a nam potrzebna była scena w słońcu, bo inaczej film trudno byłoby zmontować. Spytałem wtedy moich współpracowników czy pomodlili się o dobrą pogodę. Odpowiedzieli, że nie i wtedy poradziłem im, aby to uczynili. Nie musieliśmy długo czekać – w ciągu pół godziny zaświeciło piękne słońce, tak jak sobie wymarzyliśmy i mogliśmy skręcić te sceny, których nam brakowało. Podobnych sytuacji było wiele…



Czytaj także:
Duchowe CV aktora Marka Wahlberga

 

Aktor do wynajęcia

W świadomości widzów zaistniałeś jako odtwórca ról historycznych bohaterów, ale teraz grasz postać, która odbiega od tego wizerunku. Nie obawiasz się zmiany emploi?

Krzysztof Kieślowski powiedział kiedyś, że „Najważniejsze dla aktora jest zaistnieć w świadomości reżysera”. Cieszę się, że istnieję w świadomości wielu polskich reżyserów. Tak się natomiast złożyło, że od pewnego czasu gram w filmach historycznych: najpierw w „Pileckim”, „Historii Roja”, „Dwóch koronach”, „Wyklętym” a teraz w „Dywizjonie 303” i „Kamerdynerze”. Ten ostatni film w reżyserii Filipa Bajona oparty jest na pięknym scenariuszu osnutym wokół tematu mordów w Piaśnicy, o której mówi się, że jest kaszubskim Katyniem. Film odwołuje się do relacji między Kaszubami, Polakami a Niemcami. Znakomitą rolę zagrał tam Janusz Gajos, który płynnie mówi po kaszubsku.

Czy zostałeś zobligowany przez produkcję do nauczenia się języka kaszubskiego?

Posługuję się nim w niewielkim zakresie. Kreuję Kaszuba i w jednej scenie, kiedy z kolegami gramy w karty, mówię po kaszubsku. Kreowana przeze mnie postać to szuja, donosiciel, który źle kończy. Mam jednak świadomość, że aktor powinien grać różne role, aby jego emploi się poszerzało, a nie konserwować się w jednych typach ról.

Czy nie obawiasz się, że wizerunek ekranowy wyznaczy piętno na Twoim wizerunku jako człowieka?

Nie. Aktor jest człowiekiem do wynajęcia i powinien grać różne role, również te, które są dalekie od jego postawy życiowej. Dobrze, jeśli się nie powtarza i zaskakuje nowymi wcieleniami. To właśnie w aktorstwie jest najciekawsze!

*Film pt. „Wyklęty” będzie można obejrzeć w najbliższym czasie m.in. na Koszalińskim Festiwalu „Młodzi i Film” w terminie 19-24 czerwca. Projekcja w CK 105 w Koszalinie przy ul. Zwycięstwa. Film zakwalifikował się do konkursu w kategorii pełnometrażowych debiutów fabularnych

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!