Ośmioosobowa grupa młodych ludzi z inicjatywy „Dzieło na misji” 25 sierpnia wyruszy do Etiopii. Spędzą miesiąc w miejscowości Wassera, gdzie będą pracować z dziećmi i młodzieżą, walczyć z analfabetyzmem oraz pomagać w miejscowej przychodni.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Jeśli chcecie, mogę was przygotować do misji” – powiedział nagle o. Ashenafi Abebe, misjonarz Consolata podczas jednego ze spotkań ze stypendystami Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia” (FDNT). Któż nie myślał o wyjeździe na drugi koniec świata? Nie dziwi, że entuzjastów tego pomysłu było wówczas sporo…
Czytaj także:
Św. Katarzyna ze Sieny i jej duchowa “Mission Impossible”
Poznaj ośmiu wspaniałych
Ostatecznie pozostała ósemka najbardziej zdeterminowanych – siedmioro podopiecznych FDNT: Roksana Barska, Natalia Billet, Anna Jagiełło, Joanna Jankowska, Łukasz Jaworucki, Oliwia Opacka i Paulina Wołek oraz „wolny strzelec”, student nanotechnologii ze Szczecina – Szymon Paczkowski.
Roksana w zeszłym roku ukończyła inżynierię i gospodarkę wodną na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu. Obecnie pracuje w nadzorze budowlanym drogi ekspresowej S5. W etiopskiej wiosce będzie uczyła dzieci oraz animowała im czas wolny.
Natalia jest na drugim roku pielęgniarstwa na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Jak sama przyznaje, ciągle mało jej zajęć, więc szuka kolejnych, m.in.: gra na gitarze i uczy się języka hiszpańskiego. W Wasserze pomoże w lokalnej przychodni.
Ania studiuje filologię romańską na Uniwersytecie Warszawskim, posiada uprawnienia do nauczania języka francuskiego. W Etiopii będzie właśnie uczyła dzieci – tym razem angielskiego, matematyki oraz informatyki.
Joanna jest studentką medycyny na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, a w Etiopii wykorzysta swoje umiejętności, by pomagać w przychodni.
Łukasz studiuje Bezpieczeństwo i Higienę Pracy w Radomiu. Oprócz tego pracuje jako automatyk elektronik, pochodzi z Sokołowa Podlaskiego i tam też mieszka. W Etiopii będzie uczył dzieci, choć z pewnością przyda się tam również jego zamiłowanie do majsterkowania.
Paulina w minionym miesiącu obroniła licencjat z dziennikarstwa i medioznawstwa. Na kilka dni po przyjeździe z Etiopii ponownie podejmie studia magisterskie na kierunku PR i marketing. W etiopskiej wiosce będzie uczyć dzieci i „zechce dać im trochę miłości”.
Oliwia studiuje kierunek lekarski, a w wolnych chwilach uczę się języków obcych (hiszpański, włoski, amharski) i jazdy konnej. Jak przyznaje, lubi życie, dlatego bardzo cieszy się, że zostanie lekarzem. W Etiopii również wesprze personel medyczny w przychodni oraz przeprowadzi warsztaty z profilaktyki chorób oraz zdrowego stylu życiu.
Szymon jako jedyny nie jest stypendystą Fundacji, ale – jak uważa reszta ekipy– czuje ten klimat i już wręcz został do niej „wchłonięty”. Studiuje nanotechnologię na Politechnice Szczecińskiej, a w Etiopii będzie uczył matematyki i „ciął” z Etiopczykami w siatkówkę.
Czytaj także:
Na czym polega wolontariat misyjny?
Po co tam jechać?
Jakie są motywacje młodych? Większość nosiła w sobie tę myśl wcześniej, inni wpadli na pomysł spontanicznie. Na swojej stronie na Facebooku „Dzieło na misji” piszą:
W sercu każdego z nas pojawiło się pragnienie wyjazdu na misje. Cześć z nas marzyła o tym od dzieciństwa, inni śmiało zaczęli myśleć o tym dopiero od niedawna. Dzięki ojcom ze Zgromadzenia Misjonarzy Matki Bożej Pocieszenia możemy spełnić pragnienie pracy na misjach. Wsparcie otrzymujemy również ze strony Fundacji “Dzieło Nowego Tysiąclecia”, za co jesteśmy bardzo wdzięczni.
„Jak usłyszałam o tej grupie, też chciałam dołączyć, ale stwierdziłam, że muszę mieć konkret. Że tak w ciemno to nie idę” – wspomina Natalia Billet, studentka drugiego roku pielęgniarstwa.–„Obserwowałam to, co się dzieje w tych wolontariatach misyjnych. Ale wcześniej to było dla mnie absurdalne, że mogę wyjechać. Dziewczyna z małej miejscowości… Nawet nie oczekiwałam, że przyjadę tu, do Warszawy na studia” – dodaje.
O tym, że celem będzie właśnie Etiopia, rodzinna parafia o. Ashenafiego, zadecydowano na jesieni 2015 roku. Wtedy też Natalia zdecydowała się dołączyć do grona misjonarzy.
Roksana twierdzi, że wyjazd na misję to wręcz spełnienie jej marzeń:
Czekałam na okazję. Utwierdziło mnie w decyzji to, że grupę misyjną tworzą osoby z FDNT – młode, zdolne i ambitne , a opiekunem jest misjonarz, który pochodzi z kraju, gdzie będzie odbywała się misja.
Ania z kolei przyznaje, że jej decyzja o wyjeździe do Etiopii dojrzała podczas pobytu w Sanktuarium w La Salette. Mówiąc o swoich motywacjach odwołuje się bardzo często do Boga:
Nikt mnie nie przekonywał, to było moje marzenie. A Pan Bóg dał mi odwagę. Wyjeżdżam na misję, bo kocham Boga i ludzi i chcę ta miłością dzielić się z innymi.
Łukasza przekonał zaś sam o. Ashenafi:
Od samego początku, jak go tylko poznałem, urzekł mnie jego dystans do siebie i życia. Po kolejnych spotkaniach tylko się upewniam, że są to ludzie, których mentalność jest baaardzo zbliżona do mojej. Czyli, w sumie, przekonał mnie sam ojciec, swoją osobą. Poza tym lubię pomagać, a i w Etiopii nigdy nie byłem.
Jak to się stało, że o. Ashenafi tak chętnie zaopiekował się grupą młodych Polaków i postanowił zabrać ich ze sobą do Afryki?
„Myślę, że on jako ojciec-misjonarz chce szerzyć ducha misyjnego” – mówi Natalia.
Czytaj także:
Armia polskich misjonarzy – na świecie pracuje ich ponad 2 tysiące!
Wszyscy równi
Zazwyczaj w grupie pojawia się lider, który ciągnie całość i przewodzi grupie. W „Dziele na misji” nie ma nikogo takiego.
To ciekawe, ale tutaj wszyscy jesteśmy na równi. Wychodzimy z założenia, że każdy jest odpowiedzialny, każdy wnosi coś wartościowego, cennego i to jest świetne, bo nie czujemy też presji do działania, tylko sami wychodzimy z inicjatywą i to się wszystko kręci. Bardzo mi się to podoba – mówi Natalia.
Od grudnia 2015 roku młodzi misjonarze rozpoczęli bardzo intensywne przygotowania, opracowali plan wyjazdu oraz ruszyli ze zbiórką pieniędzy. Zrobili kosztorys wyjazdu i okazało się, że potrzeba pokaźnej sumy. Wtedy wpadli na pomysł organizowania niedzieli misyjnych.
Zastanawialiśmy się, co dać ludziom w zamian. Wiadomo, że nie będziemy stać z puszkami po to, by zbierać kasę. Chcieliśmy dać coś od siebie. Paulina wpadła na pomysł, by robić mydełka. W ten sposób na mydłach zarobiliśmy kilkadziesiąt tysięcy – opowiada Natalia Billet, sama jakby nie dowierzając w rozmiary tej zbiórki.
Budżet podstawowy na bilety lotnicze, szczepienia, ubezpieczenie, zakwaterowanie, wyżywienie opiewał na 60 tysięcy złotych. Kwotę tę udało się uzbierać jeszcze przed terminem, który sobie ustalili.
Czytaj także:
Manou: dorasta jako przestępca, spotyka Boga i staje się misjonarzem w świecie rapu
Dzieło się rozrośnie?
Młodzi misjonarze do przygotowań podchodzą „na serio”. Nie chodzi tylko o zbiórkę pieniędzy, szczepienia, czy plan prac na miejscu. Formację zaczęli od ducha. Za namową o. Ashenafiego razem czytali i rozważali encyklikę Jana Pawła II „Redemptoris missio”, w której papież wyjaśnia aspekty związane ze służbą misyjną w Kościele. Szereg rekolekcji, ale i wspólne weekendy, nauka języka ahmarskiego, godziny spędzone na pakowaniu bagaży i paczek, które będą wysłane do Afryki. Wszystko to, sprawiło, że studenci stali się sobie bardzo bliscy.
Wspólne wysiłki doprowadziły do tego, że „Dzieło na misji” urosło do bardzo poważnej inicjatywy ze sporym potencjałem. Potencjałem, który szkoda byłoby zmarnować…
Nie ukrywam, że marzy nam się, by jakoś to sformalizować. Wiadomo, że to trudna i długa droga. Na razie chcemy co roku kontynuować wyjazdy w takiej formie. Nie wiemy jeszcze, czy w to samo miejsce, czy kolejne, czy to będzie zawsze Afryka? – wyjaśnia Natalia.
Grupa tworząca „Dzieło na misji” ma szansę się powiększyć. Na obozach formacyjnych organizowanych przez Fundację wielu młodszych stypendystów przejawia chęci, dopytuje, deklaruje chęć dołączenia.
„Często o tym mówimy, że jesteśmy otwarci na nowych wolontariuszy” – mówi Natalia.
Czytaj także:
Franciszek: Stańcie się wszyscy misjonarzami miłosierdzia w waszych domach i wspólnotach
Jadą z workami „prezentów”
Misjonarze podzielili się na dwie sekcje: pedagogiczną oraz medyczną. Tamtejsza młodzież i dzieci ma utrudniony dostęp do edukacji– szacuje się, że ponad 30% ludzi nie potrafi czytać i pisać. Chcą uczyć języka angielskiego, matematyki oraz informatyki.
Studenci zabierają ze sobą m.in. książki do nauki angielskiego, gry, zabawki, odzież i obuwie dla dzieci. Wezmą także asortyment medyczny: wiele jednorazowych akcesoriów, takich jak opatrunki czy strzykawki. Udało się zebrać także ciśnieniomierze oraz glukometry.
Do Etiopii zawiozą również kilka laptopów. Zorganizowali zbiórkę sprzętu elektronicznego i już po kilku dniach trzeba było ją wstrzymać – okazało się, że zainteresowanie darczyńców przerosło możliwości logistyczne studentów (każdy z nich może wziąć tylko dwie sztuki).
Etiopska kontrola celna może być bardzo rygorystyczna, toteż wiele sprzętów i produktów będą musieli kupić na miejscu. Chcą kupić m.in. agregat oraz projektor (przyda się do przeprowadzania zajęć), stąd wciąż potrzebne jest wsparcie finansowe.
Sekcja medyczna będzie wspierała codzienne działania miejscowej przychodni. Oprócz tego, przeprowadzą również warsztaty z profilaktyki chorób, pierwszej pomocy, zdrowego stylu życia oraz zdrowego odżywiania. Zaproszone do tego będą dzieci oraz ich rodzice.
Czytaj także:
Równowartość jednego pączka to koszt wyżywienia afrykańskiego dziecka przez dwa dni. Wyślij pączka do Afryki!
„Nie boisz się?”
Studenci twierdzą, że są przygotowani na to, co zastaną na miejscu.
„Jest tam biednie” – przyznaje z pełną świadomością Natalia Billet. – Dla przykładu, rodziców nie stać, by wyprawić dzieci do szkoły, zakupić mundurek szkolny, który jest wymagany. Dla nas to są śmieszne pieniądze (ok. 60 złotych na dziecko), a dla nich to kwota, która uniemożliwia edukację”.
Najczęstsze pytanie zadawane młodym misjonarzom brzmi: „nie boisz się?”
Nooo… boję się, że wykażemy się niekompetencją, brakiem jakichś umiejętności. Ja sama boję się, że przywleczemy jakieś choroby. Poza tym, o resztę się nie martwię. Trzeba zaufać, że Pan Bóg poprowadzi tak, jak należy – mówi Natalia.
Paulina także nie ukrywa strachu:
Tak boję się, bo jestem tylko człowiekiem i strach jest normalnym uczuciem. Na szczęście mam wspaniałą grupę, w której możemy liczyć na wsparcie w każdej kwestii.
Oliwia wydaje się być z kolei bardzo spokojna:
Przez ogrom przygotowań i godzin spędzonych na opowiadaniu o wyjeździe czuje się bardzo spokojnie i ufam, że nic złego się nie wydarzy. Jestem dobrej myśli, z tego co mówi o. Ashenafi i inne grupy, które wcześniej odwiedzały Wassere, Etiopczycy są przyjaznym narodem. Mam niewielkie obawy przed nieznanym i tym, że coś może mnie bardzo zaskoczyć (czy to w przychodni, czy w kulturze lub jeśli chodzi o porozumiewanie się). Ale dopóki tam nie pojadę, nie dowiem się, czy warto było się obawiać. Nie poświęcam więc tym myślom zbyt wiele uwagi, a na wszystko co mogę, staram się jak najlepiej przygotować.
Łukasz przyznaje, że najbardziej myśli o rodzicach:
Boję się, ze rodzice będą się martwić. Zawsze mogli zadzwonić, a z Etiopii będą się dowiadywać o wszystkim ze sporym opóźnieniem. Może coś się stać, choroba, wypadek, ale najgorsze jest w tym to, że cierpieliby wtedy bliscy. Nie planuję żeby coś złego się stało, ale mama, to mama… Poza tym istnieje bariera językowa, amharski nie jest łatwy, a i angielski przydało się dobrze znać.
Czytaj także:
Chcę wyjechać na misje. Co mnie tam czeka?
Jak przekonać mamę?
Innym ważnym etapem przygotowań jest „przeprawa” z bliskimi, którzy w obawie o zdrowie i życie dzieci-misjonarzy nie chcą pogodzić się z ich wyjazdem.
„Z mamą to były bardzo długie negocjacje” – wspomina Natalia Billet. – „To chyba było bardziej przekonywanie, żeby zmieniła nastawienie, niż do tego, by pozwoliła mi jechać. Decyzja już i tak była podjęta”.
– Pamiętam ten moment, kiedy mama zaakceptowała tę decyzję i poczułam, że mogę swobodnie mówić o misji – przypomina sobie studentka pielęgniarstwa.
– Kiedy to było?
– Jak zostawiła „lajka” na naszym fanpage’u – śmieje się.
Ósemka studentów jest już po przyjęciu Krzyży Misyjnych (są ważnym symbolem i mają ogromne znaczenie dla każdego posłanego na misję). Na uroczystość ich nadania przyjechali także rodzice każdego z nich. Ich obecność jest także przejawem tego, że akceptują decyzję swoich dzieci.
Misjonarzy wspierała także inna rodzina – Fundacja „Dzieło Nowego Tysiąclecia”, a wraz z nią stypendyści, którzy nie tylko służyli „dobrym słowem”. Włączali się w licytacje, zapraszali do swoich parafii na niedziele misyjne, ale także przelewali pieniądze „po cichu”. Merytoryczną opieką i radą służył z kolei ks. Dariusz Kowalczyk, prezes fundacji.
Czytaj także:
Przejmujące świadectwo Polki z oblężonego Aleppo
Wciąż możesz pomóc!
Wszystkich, którzy chcieliby dołączyć do „Dzieła na misji” wolontariusze zapraszają do kontaktu przez ich stronę na Facebooku. Po powrocie z Etiopii będą pracować nad poszerzaniem grupy. Tymczasem wciąż można wspierać inicjatywę finansowo:
Zobacz zdjęcia z etiopskiej miejscowości Wassera, w parafii Św. Teresy od Dzieciątka Jezus w diecezji Hosanny, w której pracować będą misjonarze.