Jeżeli Bóg stworzył świat, to stworzył nie tylko przyrodę, ale i telefony komórkowe czy koparki. Stworzył przecież nas. Mnie się podoba cały postęp technologiczny – mówi Dorota Miśkiewicz, wokalistka jazzowa.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dorota Miśkiewicz, wokalistka i skrzypaczka jazzowa, autorka tekstów, nominowana do nagrody Koryfeusz Muzyki Polskiej oraz Fryderyk za płytę „Piano.pl” opowiada Beacie Pawłowicz o tym, jak dba o empatię, o kontakcie z Bogiem i przyrodą oraz o tym, czy bycie córką wybitnego muzyka jest stresujące.
Beata Pawłowicz: Mój kochany powiedział, że idę na wywiad z piękną kobietą. Czy Pani uroda ma znaczący wpływ na twórczość, miłość, a może nawet na kontakty z Bogiem?
Dorota Miśkiewicz: Mówią, że lepiej być pięknym, bogatym, zdolnym i młodym niż odwrotnie. Piękno jest z natury przynależne kobiecie. Może więc naszym obowiązkiem jest bycie pięknymi? Od mężczyzn oczekujemy, że będą silni, mądrzy, że przepuszczą nas w drzwiach. Może oni od nas oczekują, że będziemy pielęgnować w sobie piękno? Dbanie o siebie i roztaczanie uroku to sympatyczna perspektywa, prawda?
Na czym polega piękno wewnętrzne?
Myślę, że my jesteśmy obdarzone większą empatią niż mężczyźni. Dobrze by było, byśmy tę empatię w sobie pielęgnowały, a bywa to trudne, bo żyjemy w świecie, który czasem wymaga od nas męskiej ręki.
Dorota Miśkiewicz o pięknie kobiety
Jak pani dba o empatię?
Ostatnio, w jednym z zespołów, w którym śpiewałam, kolega się nadąsał – w mojej ocenie – nieadekwatnie do sytuacji, co sprawiło, że atmosfera zrobiła się ciężka. Nie użyłam męskiej siły czy dziecięcej przekory, nie obraziłam się też, nie odwróciłam na pięcie i nie odeszłam. Podeszłam do niego i powiedziałam: „Przepraszam cię, nie chciałam, żebyś się tak źle poczuł”. Mówiąc to, trzęsłam się wewnętrznie, bo nie czułam, żebym zrobiła coś złego, ale wtedy właśnie wzbudziłam empatię, pomyślałam o tym człowieku. Być może, no nie wiem: miał trudne dzieciństwo albo zły poranek? Milion powodów.
Jak się pani czuje, wyciągając rękę pierwsza?
Dobrze. Też bym chciała, żeby – kiedy coś mi nagle strzeli do głowy i zareaguję nieadekwatnie do sytuacji – ktoś tak postąpił wobec mnie. Mam wrażenie, że my, kobiety jesteśmy jednak teraz zachęcane do innych zachowań, do tego, żeby walczyć o swoje! Nie dać się! Tak, to oczywiście ważne, żeby się nie dać. Można jednak zadbać o siebie kobiecymi sposobami. Nie musimy „walczyć”.
Jak pani buduje poczucie wartości?
Rozwój zawodowy z każdym rokiem sprawia, że moja pewność siebie wzrasta. Od początku chęć śpiewania była we mnie tak silna, że strach nie miał znaczenia. Przezwyciężyłam obawy przed publicznym osądem, pokonałam i nadal pokonuję kolejne ograniczenia, również w samym śpiewaniu – bo typowa dla jazzu improwizacja wymaga ryzyka, zaśpiewania czegoś nieoczekiwanego nawet dla samej siebie. Im więcej razy udało mi się wybrnąć z przeróżnych sytuacji muzycznych, scenicznych – a także życiowych! – i zmierzyć ze wspomnianym osądem, tym łatwiej przychodziło mi powiedzenie samej sobie: „Yes, I can!”. Żeby być na scenie, trzeba mieć poczucie własnej wartości, bez niej na pewno nie wpadłabym na pomysł, żeby zagrać taki koncert jak „Piano.pl”.
Czytaj także:
Baszak: Macierzyństwo jest moim powołaniem [wywiad]
Jazzowa improwizacja
Twórczość może uratować, przywrócić nadzieję.
Dla mnie sztuka jest najważniejsza, ale rozumiem, że na przykład dla kogoś, kto ma dzieci – to one są najważniejsze. Kiedy wydaję nową płytę albo występuję i widzę zadowolone ludzkie twarze, czuję, że moje życie ma sens. Bo daję coś innym. Mam nadzieję, że moja twórczość – te moje dzieci – pomagają ludziom żyć. Sztuka to jest piękno, choć czasami pokazuje niełatwe przeżycia.
A Pani piosenka, która jest piękna?
Na ostatniej płycie tylko jedna piosenka jest napisana przeze mnie – „Pragnę być jeziorem”, zaczyna się tak: „Na powierzchni wody widzę twoją twarz, ciągle zamyślony patrzysz w swoją dal, gdybyś pojął to jezioro, to byś pojął cały wszechświat i zrozumiał mnie…”. Piękno często odczuwam właśnie w kontakcie z przyrodą.
Kontakt z przyrodą to jak kontakt z Bogiem, gdyż to On jest Twórcą.
Jeżeli Bóg stworzył świat, to stworzył nie tylko przyrodę, ale i telefony komórkowe czy koparki. Stworzył przecież nas. Mnie się podoba cały postęp technologiczny. Wszyscy przecież z niego korzystamy. Fascynuje mnie to, że wszystko mam w telefonie: kalendarz, zdjęcia, internet. Mogę zadzwonić do mamy, mogę zobaczyć ją na wyświetlaczu podczas rozmowy. A niedługo już zapewne, dzięki hologramom, kiedy będę rozmawiać z nią przez komórkę, to jej hologram będzie siedzieć obok mnie. Fascynujące.
Postęp bywa atakowany jako zagrażający wartościom.
Przez kogo? Może mówią tak ludzie, którzy sobie z nim nie radzą? I ja z nim sobie nie radzę, i też do niedawna tak mówiłam. Ale potem pomyślałam, czy ja bym nie chciała mieć telefonu komórkowego ze wszystkimi jego dobrodziejstwami? Chciałabym. No to mogę go mieć. A jak pojadę za miasto, do lasu, to go po prostu wyłączę. Mamy wspaniałą, daną nam z góry moc twórczą, dzięki której tworzymy zarówno sztukę, jak i nowe konstrukcje. Żyjemy w pięknym, coraz łatwiejszym komunikacyjnie świecie. Mogę nagrywać kolejne płyty, a za sprawą internetu ich dystrybucja jest dużo łatwiejsza niż kiedyś.
Czytaj także:
Aga Musiał: Aby usłyszeć prawdę, która wyzwala, trzeba się zatrzymać
Tata – mistrz i przyjaciel
Mówią, że obraz Boga kształtujemy na podstawie obrazu ojca. A Pani ojciec to muzyk, nie inżynier!
Ja mam bardzo fajny wzór. Na oboje rodziców mogę liczyć, pokazali mi to wielokrotnie i powiedzieli wprost, że zawsze będą stali za mną murem, to daje wielkie poczucie bezpieczeństwa. Poza tym mój tata jest genialny, jest talentem, który rzadko się zdarza.
A Pani tata jest mistrzem czy przyjacielem?
I jednym, i drugim. Od liceum śledzę jego drogę muzyczną. Wtedy byłam w niego wpatrzona jak w obrazek, ale też potrafiłam się obrazić, jak to nastolatka. Powiedział, że piszę za smutne piosenki, ale myśmy grali, jak chcieliśmy. Zdarzyło mi się też nie posłuchać jego rady, jadąc na konkurs jazzowy „Klucz Do Kariery”, gdzie wpadłam na odkrywczy pomysł, że swój występ zakończę przygnębiającą balladą. Nikt tak nie robi i to będzie coś! Zajęłam przedostanie miejsce.
Czy to nie stresujące mieć tatę – wybitnego muzyka?
Tata ma wielki talent. Na szczęście mój brat i ja odziedziczyliśmy trochę tego talentu i możemy uprawiać zawód muzyka, który dla nas, jako dzieci, był oczywistym i jedynym wyborem. Ale nigdy nie czuliśmy z jego strony jakiejś presji. Tata zostawia drugiemu człowiekowi dużo miejsca na podjęcie decyzji. Często pytam go o radę. Jest też świetnym kucharzem.
Jaką cnotę Pani ceni najwyżej?
Cenię pokorę. Nie lubię, kiedy ktoś myśli, że wszystko mu się należy. A dziś często tak myślą młodzi ludzie. Bardzo kibicuję młodzieży, która ma łatwiejszy start, niż ja, jest bez kompleksów, może skorzystać z otwartych granic, promocji w internecie. To wszystko jest piękne, ale warto przy tym nie stracić szacunku dla starszych. Lubię kultury wschodnie, w których ten szacunek jest pielęgnowany. Włodzimierz Nahorny gra dłużej, niż ja żyję i nawet jeśli się z nim czasem nie zgadzam, to cenię to, co mówi, jestem wdzięczna za to, że jako pierwszy wziął mnie do swojego zespołu i zawsze przyjeżdżam po niego samochodem, gdy jedziemy w trasę koncertową.
*Koncerty PIANO.PL z udziałem wybitnych pianistów (m.in. Leszek Możdżer, Włodzimierz Nahorny, Lutosławski Piano Duo, Grzegorz Turnau oraz Henryk Miśkiewicz): 17.12.2017 – Wrocław, NFM i 28.04.2018 – Katowice, NOSPR