Lusia, lat 4, śpiewa fragmenty „Bogurodzicy”. Kiedy kończy, pyta: „Tato, dlaczego Niemcy zaatakowali nasz kraj?”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dochodzę do siebie i tłumaczę jednocześnie: Czasami w ludziach odzywa się chciwość i nienawiść. Wtedy zapominają, co jest dobre, a co złe. Traktują innych gorzej. Zresztą, Lusiu, to dawne czasy. W wakacje byliśmy w Niemczech i dobrze to wspominamy – na placu zabaw nie miało znaczenia, że mówisz w innym języku. Dzisiaj Polacy, Niemcy, Rosjanie, Czesi, my wszyscy musimy o siebie dbać…
Tłumaczenie zostało przyjęte, choć pojawiły się pytania uzupełniające („A Antaraktycy? O nich też musimy dbać?”).
Tego samego dnia, wieczorem, zobaczyłem zdjęcia z Marszu Niepodległości. Transparenty: „Europa będzie biała albo bezludna”, „Europa tylko biała”, „Czysta krew”. Obok hasło: „My chcemy Boga”.
***
Na stronach TOK FM czytam o rządach PiS, że to „Tworki w całej rozciągłości”. Przed rokiem minister Gliński mówił, że Europa to „Tworki wymieszane z bardzo wysokim poziomem arogancji”. Tworki, czyli szpital pomagającym osobom chorym psychicznie, to rytm programów publicystycznych. Wpisują się w pulę popularnych inwektyw: schizofrenik, wariat, ten, który powinien zamieszkać w pokoju bez klamek.
Reaguje Rzecznik Praw Obywatelskich, co jest pewnym pocieszeniem: „(…) mamy do czynienia z regularnym naruszaniem godności osób autentycznie chorych lub mających w przeszłości doświadczenie z chorobą psychiczną – bynajmniej nie adresatów tych barwnych określeń. Politycy, używając takich, a nie innych wyrażeń, przyczyniają się do stygmatyzacji, dyskryminacji i wykluczenia tych osób. Robią z nich grupę wykluczoną społecznie, której powinniśmy się wstydzić, do której nie powinniśmy się przyznawać, objętą swoistym tabu”.
***
Reporterka „Dużego Formatu” Anna Śmigulec słyszy, że jest „k…, która już przyszła”. Mówi tak o niej literat Janusz Rudnicki. Okaże się później, że to nie obelga, nie molestowanie, nie napaść, ale „żart”, „mikroprzypowieść”, „taki styl” i „konwencja” (tak broni się pisarz i przyjaciele królika).
Janusz Rudnicki, kiedy sprawa staje się tematem dnia na tablicach Facebooka, przeprasza. Najpierw tak: „To jest po prostu taka gra na słowa, tylko i wyłącznie na słowa, a nie na ich znaczenie. Taki rodzaj kodu między samymi swoimi, taka po prostu wolna amerykanka”.
Później, kiedy już trudno schować się za konwencją i kodem, przeprasza inaczej: „Wszystko w życiu ważyłem, ale nie słowa. Spróbuję. Anno Śmigulec, raz jeszcze. Jeśli takie zdanie rzeczywiście padło, a wierzę ci na słowo, że tak, to przepraszam i Ciebie i Izę, otwarcie i szczerze. Było ono beznadziejnie prymitywne i chamskie. Było tak obraźliwe, że nie ratuje go żaden tak zwany kod towarzyski. I nieważne, co mogłem mieć na myśli, zabolało Cię i nie usprawiedliwia mnie nic. Do zobaczenia, mam nadzieję”.
Przeprasza na Facebooku. W komentarzach.
***
Szukam słów, których nie zużyliśmy. Patriotyzm, szacunek, nawet przepraszam – już w słowniku zużytych.
Czytaj także:
Konrad Kruczkowski: Dlaczego nie mówimy, że przemoc to przemoc?
Czytaj także:
Nie zawsze mów, co myślisz. Ale zawsze myśl, co mówisz
Czytaj także:
“Drużyna B” o #JezusNieHejtował: nienawiść zaczyna się w sercu