separateurCreated with Sketch.

Nie zawsze pomagają. Po co nam marzenia (nie) do spełnienia?

KOBIETA Z ZAMKNIĘTYMI OCZAMI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Zyta Rudzka - 10.12.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Nie jest tak naprawdę ważne o czym marzymy, tylko co z tym marzeniem się potem dzieje.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Nadszedł czas szykowania prezentów dla bliskich. Może podpytać, co sobie wymarzyli? Monikę nikt nie odważy się o to zapytać. Każdy boi się, że znowu się zacznie! Ona na pewno nie wspomni o książce, nowej czapce czy kosmetyku. Tylko przez następną godzinę będzie opowiadać o swoim największym marzeniu: firmie catheringowej z posiłkami dla dzieci.

Ma już wszystko obmyślone. Menu, logo, wygląd pudełek, a nawet bonusy dla stałych klientów.

Kiedy się jej słucha, nie można odmówić jej pasji. To dlaczego rodzina i znajomi mają już serdecznie dość słuchania o tym wyśnionym biznesie? Ponieważ słuchają o tym od kilku lat. Monika swoimi wizjami zanudza i udręcza. Ciągle dodaje nowe pomysły, ale nadal wszystko pozostaje w sferze marzeń.


ZNUDZONA KOBIETA W PRACY
Czytaj także:
Większość ludzi nigdy nie znajduje pracy swoich marzeń. Czy wiesz, dlaczego?

 

Marzenia (nie) do spełnienia

To chyba przypadek firmy Moniki. Nie rusza z realizacją, bo… Najpierw miała całkiem mocny argument – małe dzieci. Ale one w tym czasie trochę podrosły i doskonale sobie dają sobie radę same.

Teraz ma nowe alibi – starsza mama. Z nią teraz, jak z dzieckiem, tłumaczy. Monika bardzo się stara, żeby wszyscy uwierzyli, że jest oddaną córką. Ale nie jest łatwo, bo ciągle pamiętają, że dwa lata temu, cały czas wolny zabierał Monice – labrador. Nie mogła ruszyć z firmą, bo pies musiał się wybiegać – inaczej niszczył wszystko w domu.

Każdy z nas ma jakieś takie marzenie, małe albo i duże, co to chce je niańczyć przez całe życie, i chyba nie za bardzo pragnie by dorosło, i stało się rzeczywistością. Nie ma w tym nic złego. Pod warunkiem, że zdajemy sobie sprawę. Ważne są proporcje.

Nie jest dobrze, jeżeli poza marzeniem świata nie widzimy.Monika tak się zatraciła w tym snuciu świetlanej przyszłości, że straciła kontakt i z teraźniejszością. I sama ze sobą. Ze swoimi uczuciami.

Ma poczucie, że żyje nie swoim życiem. Nie lubi swojej pracy. Męczy i dręczy, a końca udręki nie widać. Czuje się nieszczęśliwa i gorsza, poszkodowana przez los.

 

Zanim zaczniesz obwiniać zły los…

Łatwo być marzycielką, ale prawdziwą sztuką jest być radosną marzycielką. Być może Monika nie tyle marzy, ile ucieka od tego, co jej kiedyś nie wyszło albo ciągle się nie udaje. Wiem, że od jakiegoś czasu nie dogaduje się z mężem, to zamiast odnaleźć wspólny język, opowiada tylko o ty, co by było gdyby.

Chce również awansować i nic z tego nie wychodzi, no to zamiast zastanowić się dlaczego, od razu uruchamia fantazje, że gdyby pracowała na swoim to wreszcie była by szczęśliwa. A to przecież może być iluzją.

Znam osoby, które rzuciły korporację, wyjechały na wieś hodować kozy, a po kilku latach sielanki, dopadły ich stare demony. Realizacja marzenia nie załata emocjonalnych dziur.

Nie stanie się zadośćuczynieniem za krzywdy. Nie sprawi, że wszystko, co nie przerobione pójdzie w niepamięć. Nie pójdzie.



Czytaj także:
Prawonożna. Historia pierwszej na świecie pilotki bez rąk

 

Tu i teraz. Marzenia nie mogą być ucieczką od siebie

Przez takie nadmiarowe wychylanie się w przyszłość, tracimy wiele rzeczy z tego, co tu i teraz. Nie potrafmy tych rzeczy docenić, uznać za ważne.

Dobrze rozpoznać w sobie naturę wielkich pragnień: Czy nie są ucieczką albo zasłoną?

Jestem zwolenniczką realizowania najbardziej śmiałych ambicji i fantazji. Ale pod warunkiem, że nie tracimy z oczu tego, co już mamy.

A jeżeli naprawdę coś nam się marzy i praktycznie nie możemy po to sięgnąć,  chociaż teoretycznie jest to w zasięgu naszych możliwości, to może warto zadać sobie pytanie: Co mnie trzyma? Może w moim umyśle jest jakiś hamulec, który nie pozwala dotrzeć do tego, co chcę. Brak silnej woli. Lenistwo. Uleganie przyzwyczajeniom. Puste marzycielstwo.

 

Co jest moją złą kotwicą?

Zaburzone poczucie bezpieczeństwa. Wyolbrzymianie i mnożenie przeszkód. Brak równowagi między myśleniem optymistycznym, a katastroficznym.  Lęk przed zmianą. Niepewność. Brak wiary we własną sprawczość.

Może strach? Że chociaż wszystko jest obmyślane, to w każdej chwili może runąć, jak z domek z kart? A jak wielkie marzenie życia się nie uda – to czym żyć? Co wtedy opowiadać? Czym dręczyć siebie i przyjaciół? Jak marzyć, żeby się spełniło?

Nawet, jeżeli mamy w sobie ten hamulec z lęku – warto działać. Nie czekajmy, aż przestaniemy się bać – lek będzie nam towarzyszył i to jest naturalny stan.

Sprowadzić marzenie bezpiecznie na ziemię. Marzycielstwo to często ogólne wizje. Monika zna menu, a nie ma finansowego biznes planu. Nie rozmawiała z kimś, kto budował firmę. Nie szukała ludzi z podobnymi doświadczeniami. Widzi przed oczami piękne pudełka z sałatkami. A, gdzie one będą robione? Lokal? Czynsz?

Kiedy wyobraźni nie brakuje, potrzebne są konkretne umiejętności by ją zmieścić w kalendarzu.

Uważność, koncentracja. Poświęcenie uwagi jednej rzeczy, a dopiero potem przechodzenie do następnej. Taka zadaniowość często w sposób naturalny eliminuje wiele psychologicznych hamulców. Myślę nad tym, co mam zrobić, a nie zasysa mnie lęk i strach.



Czytaj także:
Gdybym tylko schudła, byłabym szczęśliwsza!

 

Niedobre „gdyby”

Czasami realizację blokuje warunkowe myślenie. Gdybym miała więcej pieniędzy, to by mi się może spełniło. A gdybym miała większe wsparcie w mężu. A gdyby mój labrador był cziłałą. A gdyby moja matka zamiast być coraz starsza, dała mi pierwszy milion, to drugi już jakoś bym sobie zarobiła na tym catheringu.

Specjalnie ironizuję, żeby pokazać: jak czasami nie chcemy wziąć odpowiedzialności za to, co sobie tam marzymy.

Mam też podejrzenie, że Monika chce cały czas się dobrze zapowiadać. Czuć w sobie ten wielki potencjał na świetną bizneswoman. Jest przywiązana do swojego wizerunku tej, która zaraz odpali rakietę i poszybuje. „Ja wam wszystkim pokażę!”

Myślę, że każda z nas ma w sobie coś z Moniki. Może więc nie jest tak naprawdę ważne o czym marzymy, tylko co z tym marzeniem się potem  dzieje.

Dlaczego nie robię czegoś, co uważam za istotne?

To pytanie jest chyba całkiem udanym prezentem dla siebie samej pod choinkę.



Czytaj także:
Bój się, ale działaj! Nie czekaj na odpowiedni moment, bo on może nigdy nie nadejść

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!