Lubisz mieć zapełniony kalendarz – kawa z przyjaciółką, kolacja w restauracji, tymczasem twój mężczyzna woli ciche wieczory w domu. Co zrobić, jeśli w tej sprawie nie pasujecie do siebie?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Są mężczyźni, którzy wieczorami grają w karty. Są mężczyźni, którzy spotykają się, by oglądać razem mecze. I jest też mój mąż. Facet, który w zasadzie niczego z nikim nie robi (poza mną, oczywiście).
Mam przyjaciół z podstawówki, ze szkoły średniej, ze studiów, z mojej pierwszej pracy, z drugiej pracy, wiadomości na komunikatorze ze szkół moich dzieci, od członków mojej bliższej i dalszej rodziny, a czasem od ludzi, których ledwo znam – ze wszystkimi staram się być w kontakcie, kiedy tylko mogę. Tymczasem mój mąż ma wielu kumpli z pracy, ale w zasadzie tylko jednego prawdziwego przyjaciela, z którym nie widział się ponad rok.
Twój mąż woli zostać w domu…
Gdy byłam młodsza, taka dynamika kontaktów często utrudniała mi życie. Mój ówczesny chłopak zachowywał się tak, jakbym go porzucała, za każdym razem, gdy nie spędzaliśmy wieczoru razem.
– Co robimy dziś wieczorem? – pytał.
– Wychodzę z koleżankami na kolację.
Twarz mu pochmurniała.
– Ach, to zostaję sam w takim razie.
– Zadzwoń do Tomka albo Leona.
– Eee, nie, lepiej trochę popracuję.
– Na pewno?
– Tak, tak, na pewno.
Wychodziłam w poczuciu winy, lekko poirytowana, że nie ma swoich zajęć, przyjaciół, nie robi żadnych planów. Zastanawiałam się, co jest z nim nie tak.
Wydawało mi się, że skoro ja coś robię, on także powinien, przede wszystkim dlatego, że gdyby miał znajomych i pasje, nie czułabym się winna zostawiając go samego – nieśmiałego faceta, który przeprowadził się do mojego miasta zostawiając za sobą wszystkich znajomych, podczas gdy moi byli dla mnie oczywistością.
Ustawiłam mu kilka spotkań w męskim towarzystwie, poszło dokładnie tak, jak to sobie wyobrażasz. Okazało się, że faceci nie muszą dogadać się ze sobą tylko dlatego, że są facetami.
Czytaj także:
Niebezpieczne związki, czyli jak nie uległam pokusie
Co ma kalendarz do komunikacji?
Z wiekiem zrozumiałam (rozmawiając z innymi ekstawertycznymi kobietami introwertycznych mężczyzn), że problemu nie stanowi brak przyjaciół, a brak potrzeby planowania.
Wiele kobiet planuje swoje przyjaźnie tak, jak wizytę u dentysty (albo jeszcze lepiej – jak wizytę u dentysty dla swoich dzieci). Wyznaczanie dat jest zwykłą częścią naszej organizacyjnej rutyny. Mamy we krwi zapisywanie ważnych wydarzeń w kalendarzu, łącznie z aktywnością towarzyską, a potem sprawiania, by wszystko doszło do skutku.
Mężczyźni, których znam, zdają się mieć znacznie mniej doświadczenia z masową ilością korespondencji emailowej, w której podane jest kilka przykładowych dat spotkania do wyboru i dopiero po wymianie kilkunastu wiadomości konkretna data zostaje ustalona. W przypadku mojego męża, większość planów z nim związanych, które pojawiają się w kalendarzu, a które w magiczny sposób jest w stanie ogarnąć to te, że: a) mamy plan, b) rezerwacja została zrobiona, c) opiekunka do dziecka jest potwierdzona. Może wie coś, czego ja nie wiem?
Moją najlepszą metodą utrzymania przyjaźni są wspólne wieczory. Wielokrotnie pytałam rano mojego męża, co chciałby zjeść na kolację, a on za każdym razem ze śmiechem reagował: „Jak mam teraz myśleć o kolacji, skoro dopiero skończyłem śniadanie?”. No tak, wszystko świetnie, poza tym, że jeśli ktoś nie pomyśli o kolacji teraz, nie znajdzie odpowiedniego przepisu, nie zrobi listy zakupów i po te zakupy nie pojedzie, o 6 wieczorem będziemy umierać z głodu dyskutując o tym, co by tu zjeść.
Z przyjaźniami jest podobnie. Nie sądzę, by rozumiał, że typowa dorosła przyjaźń funkcjonuje według zasady „jestem-samotna-i znudzona-więc-będę-manifestowała-potrzebę-jedności”. Ustalamy wszystko z konieczności. Może i w ten sposób okradamy nasze związki z romantycznej spontaniczności, tyle że romantyczna spontaniczność jest trochę utopijna i zazwyczaj nie sprawdza się w codziennym życiu.
Czytaj także:
Kobiety krytykują, a mężczyźni cierpią. 6 prostych rad, jak zmienić sposób rozmowy
Introwertycy potrzebują ekstrawertyków & vice versa
Kilka rzeczy zmieniło się od czasu tych pierwszych wspólnych lat, gdy różnice między nami tak bardzo mi przeszkadzały. Zaczęłam rozumieć i akceptować fakt, że mój mąż jest bardziej nieśmiały niż ja i że nie ma w tym nic złego. Taki po prostu jest i wcale nie znaczy to, że jest mu z tym źle.
Jego życie towarzyskie nie musi przecież być lustrzanym odbiciem mojego.
Nasze dzieci także sprawiły, że spędzaliśmy w domu więcej czasu niż by należało, nie dlatego, że trzeba było ich pilnować, gdy spały, ale dlatego, że często, po całym dniu pracy i obowiązków rodzicielskich, nie mieliśmy siły, żeby gdziekolwiek wyjść. Mój mąż woli spędzać wieczory przy kominku, z kieliszkiem wina i gazetą, i nie mam mu tego za złe.
Parę tygodni temu mieliśmy pouczającą wymianę zdań, kiedy to nagle którejś nocy on postanowił wyjść z przyjaciółmi.
– Jesteś pewna, że nie masz nic przeciwko temu, żebym dziś wyszedł z kolegami? – zapytał.
– Chcę, żebyś wyszedł – odpowiedziałam – jestem pewna, że to był mój pomysł.
– Wychodzę, bo chcę żebyś miała trochę czasu tylko dla siebie – stwierdził.
– Chwileczkę, nie sprowadzaj wszystkiego do moich potrzeb.
Uświadomiłam sobie wtedy, że w przeciwieństwie do mnie, mój mąż jako osoba społeczna ma duży problem z odważnym artykułowaniem swoich potrzeb, praw i chęci. Będąc kobietą, przyzwyczaiłam się do walki o swoje. Byłyśmy uczone i namawiane do głośnego mówienia „chcę tego”, „potrzebują tamtego”, „zasługuję na to”.
– Powiedz: Chcę wyjść z kumplami – nakazałam. Powiedz to głośno!
– Zostawiam cię samą w domu… – odpowiedział.
– POWIEDZ TO! – nie dawałam za wygraną.
W końcu to z siebie wydusił. A ja w końcu zrozumiałam, że być może jednym z powodów, dla którego nie wychodzi sam z kumplami, jest to, że po prostu nie może wieść takiego życia towarzyskiego jak ja.
Daleko mu do stereotypowego, szorstkiego mężczyzny, który nie potrafi wyrażać uczuć, który wierzy w klasyczny podział ról i w to, że tylko on w domu „może nosić spodnie”. Myślę, że istnieje pewien rodzaj męskiej dumy, który nie pozwala mu żądać czasu dla siebie, z czym ja nie mam absolutnie żadnego problemu (czy to czas tylko dla mnie, czy dzielę go z przyjaciółmi).
Tak jakby to, że robi coś tylko i wyłącznie dla własnej przyjemności, a nie dla korzyści finansowych lub dla dobra rodziny, było zupełną stratą czasu. Rozumiem, że tak jest mu lepiej, ale egoistycznie, w skrytości ducha wolałabym, żeby chciał mieć więcej czasu tylko dla siebie, bo wtedy nie musiałabym się zamartwiać, że z mojej strony taka potrzeba jest nadużyciem.
Moja mama zawsze powtarzała, że w każdym związku musi być ktoś, kto mówi i ktoś, kto słucha, bo w innym razie albo będziemy siedzieć w milczeniu, albo wiecznie walczyć o piedestał. Nie winię o nic mojego męża, jeśli jest ze sobą szczęśliwy. Właściwie jestem wdzięczna za jego prawie nieistniejące życie towarzyskie. Dzięki temu sama mogę od czasu do czasu wyjść z domu, a potem przynieść te wszystkie ważne i ciekawe tematy do omówienia.
Czytaj także:
Siedmiu wspaniałych – mężczyźni, których potrzebujesz w życiu!
Czytaj także:
Każda miłość jest wyjątkiem od reguły. Również małżeńska