Od miesiąca jesteśmy po drugiej stronie globu, na nieco szalonej, ale fantastycznej wyprawie. Traktuję to jako prezent z samej „góry”, bo jeszcze trzy miesiące temu nie planowaliśmy tej wyprawy.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
O czym marzysz, w skrytości swego serca? Liczą się zarówno te małe, jak i te wielkie rzeczy, byle szczerze i uczciwie je przed sobą nazwać. Nowy rok sprzyja tworzeniu postanowień, ale nie chodzi mi o coś wymyślonego na siłę. Pytam o to, co przyspiesza bicie Twego serca, co sprawia, że czujesz, że żyjesz?
Nie ma złych lub dobrych odpowiedzi. Może to szybkie samochody, a może górskie szlaki? Może lot balonem, a może miłość życia? Co by to nie było, ważne, żeby… było.
Uważaj na pułapki
Swoją listę „gdyby nic mnie nie ograniczało, chciałabym…” zrobiłam w liceum i przez ubiegłe lata wiele punktów stało się już dla mnie nieatrakcyjnych. Niektóre mogłam wykreślić bez żalu, inne czasem dopisuję. Mam tam między innymi nauczenie się szycia na maszynie, kurs tańca i podróże, podróże i jeszcze raz podróże. Zamiast znaczków czy kamieni, uwielbiam kolekcjonować doświadczenia i wspomnienia.
Wszystkie wielkie plany na niezapomniane przygody odeszły na dalszy tor, gdy zaszłam w pierwszą ciążę.
A po niej w dwie kolejne. Gdy jest się na przemian w stanie błogosławionym lub z małym dzieckiem, i to kilka lat z rzędu… Sami wiecie. Marzenia, szczególnie te kosmiczne, wydają się wtedy równie kosmicznie odległe. Po cichu i prawie niezauważalnie wpadamy w pułapkę.
Zaczynamy widzieć małżeństwo i dzieci przez pryzmat tego, jak bardzo ograniczają, a nie tego, co wnoszą w nasze życie. Stąd już prosta droga do rozczarowania, a na dłuższą metę zgorzknienia – niczym jad węża (skądś go przecież znamy…), trucizna sączona w najbliższe i przecież wciąż najcenniejsze relacje.
Czytaj także:
Pozwól sobie na marzenia
Naucz się czekać
Nie ułatwiają sprawy modne i poniekąd słuszne hasła „żyj chwilą”, „liczy się tylko tu i teraz”. O nie! Oprócz tego, parafrazując klasyka, „ważne są także te dni, których jeszcze nie znamy”. Gdy urodziłam pierwsze dziecko, miałam wrażenie, że już NIGDY nie wyjdę z domu.
Jednak w końcu wyszłam, a nawet okazało się, że po roku jestem bardziej na bieżąco z repertuarem kinowym, niż wiele moich znajomych (dzięki seansom dla mam z niemowlakami, serdecznie polecam!). Nie pomaga też Facebook – ta ułuda idealnego świata, w którym zdaje się wszyscy, oprócz nas, wylatują na cudowne wakacje pod palmami, gdzie zawsze świeci słońce, a ich idealnie czyste i uśmiechnięte dzieci chętnie pozują do zdjęć.
A ja?! Ja NIGDY nie pojadę do Indii, bo nie chcę zarazić dzieci wstrętnym pasożytem, bo oszczędzamy kasę (a nie jesteśmy w tym zbyt dobrzy), bo wyprawa z progeniturą to takie wyzwanie, bo… Wpisz tu każdą inną wymówkę, choćby najbardziej realną.
Czytaj także:
Samotność w domu pełnym miłości, śmiechu i ludzi
Odważ się pragnąć
A teraz wszystkie te wymówki skreśl. Odważ się i przepisz to jeszcze raz, tym razem inaczej. Jeszcze wyjdę z domu. Jeszcze polecę do Indii. Jeszcze napiszę książkę. Jestem tego pewna, bo doświadczam na własnej skórze, że to możliwe. Choćby teraz, będąc prawie 9 tysięcy kilometrów od domu. Dzieci śpią w pokoju obok, a ja piszę o tym, że Pan Bóg jest dobry!
Nie odziedziczyliśmy fortuny, nie odkładaliśmy przez wiele lat. Nie zrobiliśmy nic i zarazem robimy wszystko cały czas – ciężko pracujemy na co dzień, żyjąc naszą czasem słodką, czasem gorzką rutyną. Za to nie przestajemy pragnąć więcej. I od miesiąca jesteśmy po drugiej stronie globu, na nieco szalonej, ale fantastycznej wyprawie. Traktuję to jako prezent z samej „góry”, bo jeszcze trzy miesiące temu nie planowaliśmy tej wyprawy. Po prostu dostaliśmy zaproszenie od starych znajomych, mieszkających za granicą, by spędzić razem z nimi święta.
Mieliśmy zapewniony nocleg, a lot pokryły punkty z mil lotniczych. Tym sposobem największe marzenie mojego męża – rodzinna podróż za ocean – właśnie trwa, a ja zobaczyłam dwa miejsca z kategorii „must see przed śmiercią”.
Do tego przez „przypadek” załatwiliśmy też kilka mniejszych marzeń. Na przykład, gdy okazało się, że na trasie, którą jechaliśmy, znajduje się obserwatorium, dzięki czemu przez teleskop zobaczyliśmy inną planetę – kolejny punkt z listy, i wiele innych, naszych małych-wielkich cudów.
Spójrz w niebo
Najważniejsze w całej tej wyprawie jest jednak coś innego. To cudowne uczucie, że Bóg zna moje serce i troszczy się, by mi dać nawet te małe, głupie z pozoru prezenty. On chce, bym miała swoją listę, choćby po to, by mógł ją zrealizować i pokazać mi tym samym, jak bardzo Mu na mnie zależy.
Na koniec fragment homilii papieża Franciszka z uroczystości Trzech Króli:
„Zobaczyć gwiazdę. To jest punkt wyjścia. Możemy zadać sobie pytanie: ale dlaczego tylko Mędrcy zobaczyli gwiazdę? Może dlatego, że niewielu ludzi spojrzało w niebo. Często bowiem w życiu zadowalamy się patrzeniem w ziemię: wystarczy zdrowie, trochę pieniędzy i nieco rozrywki. I zastanawiam się: czy nadal potrafimy patrzeć w niebo? Czy potrafimy marzyć, pragnąć Boga, czekać na Jego nowość albo też pozwalamy ponieść się życiu, jak sucha gałąź wiatrowi? Mędrcy nie zadowalali się wegetowaniem, dryfowaniem. Wyczuli, że aby żyć naprawdę, potrzebny jest cel wzniosły i dlatego trzeba wznieść głowę do góry”.
Czytaj także:
Nie zawsze pomagają. Po co nam marzenia (nie) do spełnienia?