Czuł się bezpośrednio odpowiedzialny za dokonanie kilkudziesięciu tysięcy aborcji, w tym jednej przeprowadzonej osobiście na własnym dziecku. Był dyrektorem największej kliniki aborcyjnej na Zachodzie i jedną z kilku osób najbardziej zaangażowanych w legalizację tego procederu w USA. Co sprawiło, że Bernard Nathanson przeszedł na stronę ruchu pro-life?
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Urodził się w rodzinie żydowskiej, w której ojciec surowo wymagał od niego wypełniania obrzędów religijnych, mimo że sam deklarował, że nie wierzy w Boga osobowego, ale jedynie jakąś „siłę wyższą”. Nathanson już jako nastolatek kojarzył wiarę jedynie z bezwzględnymi zakazami i nakazami, więc szybko się od niej odwrócił. Spełnienia zaczął szukać w nauce i ukończył studia medyczne na uniwersytecie w Montrealu.
Aborcja własnego dziecka
Jeszcze w czasie studiów na jednej z zabaw poznał siedemnastoletnią Ruth, w której szybko z wzajemnością się zakochał. Po kilku miesiącach okazało się, że dziewczyna zaszła w ciążę. Bernard uznał, że dziecko na tym etapie życia zrujnowałoby mu karierę i załatwił dokonanie – nielegalnej jeszcze w tamtym czasie – aborcji. Ruth w zupełności mu ufała i wierzyła, że zgadza się na wszystko z miłości do niego. Niedługo po tym wydarzeniu ich drogi się rozeszły.
Kilkanaście lat później sytuacja się powtórzyła, ale Nathanson był już wtedy praktykującym, poważanym w swoim szpitalu lekarzem. Miał też za sobą dwa nieudane małżeństwa. Okazało się, że spodziewa się dziecka ze swoją kochanką. Kobieta płakała i nie chciała dokonywać aborcji, ale on oznajmił, że ożeni się z nią tylko, jeśli „pozbędzie się problemu”. Zgodziła się, a Nathanson przeprowadził cały zabieg osobiście i bardzo profesjonalnie. Nie czuł żadnego specjalnego dyskomfortu, usuwając własne dziecko. Związek szybko się rozpadł i nie doszło do małżeństwa.
Czytaj także:
Aborcja nie jest OK. Mamy na to co najmniej 7 argumentów
Legalizacja aborcji
W 1968 r. razem z kilkoma kolegami założył „NARAL”, czyli Narodową Ligę Działania na rzecz Prawa do Aborcji, której zadaniem było doprowadzenie do legalizacji tego procederu w całych Stanach Zjednoczonych. Przez kolejne pięć lat, za pomocą podawania fałszywych danych, fabrykowania sondaży i szerzenia dezinformacji w mediach, konsekwentnie dążyli do osiągnięcia postawionego sobie celu. W 1973 r. aborcja została zalegalizowana, a Nathanson nadzorował już wtedy największą klinikę aborcyjną w kraju. Jednocześnie zajmował się też opieką nad kobietami w „chcianej ciąży”, więc nierzadko zdarzało mu się w przeciągu paru godzin jednemu dziecku w podobnym wieku ratować życie, a drugiemu je odbierać.
Kilka lat później w ginekologii upowszechniło się stosowanie ultrasonografu. Teraz lekarze mogli już dokładnie zobaczyć, co dzieje się z płodem w czasie aborcji. Nawet na Nathansonie ten widok wywarł wstrząsające wrażenie.
„Niemy krzyk”
Do tej pory dokonywał aborcji w pewnym sensie na „ślepo”, nie widząc przy tym dziecka. Po tym, co zobaczył na ekranie USG, zdecydowanie ograniczył liczbę przeprowadzanych zabiegów, aż wreszcie zaprzestał ich zupełnie. Po kilku latach poprosił swojego przyjaciela Jaya, który wykonywał około dwudziestu aborcji dziennie, o nagranie od początku do końca przebiegu jednej z nich.
Kiedy na spokojnie obejrzeli później taśmy filmowe, byli przerażeni. Zobaczyli, jak dwunastotygodniowe dziecko próbuje uciekać przed aparatem ssącym, a po chwili jego ciałko jest miażdżone. Jay zapowiedział, że już nigdy w życiu nie dokona żadnej aborcji. Postanowili dodać do nagrania komentarz i udostępnić je szerszej publiczności. Tak powstał słynny film „Niemy krzyk”, który wiele osób przekonał do opowiedzenia się za życiem.
Czytaj także:
Nie żałuję, że nie dokonałam aborcji. Nie żałuję, że się urodziłeś
Nawrócenie Nathansowa
Bernard Nathanson stał się przeciwnikiem aborcji z powodów czysto naukowych i doświadczalnych, więc nadal deklarował się jako ateista. Naturalną konsekwencją zbliżenia się do ruchu pro-life było jednak poznanie wielu wierzących osób, które, mimo wiedzy o jego przeszłości, witały go z otwartymi ramionami.
Przeżywał w swoim życiu bardzo trudny okres, nawiedzały go myśli samobójcze. W nocy budził się przerażony, myśląc o tych wszystkich dzieciach, które uśmiercił. Stopniowo zaczął sięgać po dzieła św. Augustyna, kardynała Newmana, C. S. Lewisa, Karla Sterna, z którym zetknął się osobiście jeszcze w czasie studiów. Wiedział, że jego wierzący przyjaciele nieustannie się za niego modlą i zgodził się na spotkanie z ks. Johnem McCloskeyem, który stał się później jego przewodnikiem duchowym. W 1996 r. przyjął chrzest w Kościele katolickim.
Było mi przeznaczone przemierzać glob w poszukiwaniu Tego, bez którego byłbym potępiony, teraz jednak uchwyciłem się rąbka Jego szaty w rozpaczy, w przerażeniu, w niebiańskim przystępie najczystszej potrzeby – pisał.
W ruchu pro-life działał aż do śmierci w 2011 r. Mówił, że legalizacja aborcji była największym błędem w jego życiu i największym błędem w historii USA. Dla mnie historia Bernarda Nathansona jest nieustannym przypomnieniem, że nigdy nie mam prawa nikogo skreślić i powinnam podchodzić z miłością także do osób opowiadających się za aborcją. Okropnie trudne zadanie.
Czytaj także:
Winnica Racheli. Pomoc dla osób, które mają doświadczenie aborcji