Nie można mieć czasu na wszystko. Nie chcę być mamą pochyloną nad garnkami i praniem kosztem czasu, który mogę podarować swoim dzieciom. Chcę być mamą pochyloną nad nimi.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Moja mama to na swój sposób silna babka. Pamiętam jej niestrudzone, wczesnoporanne wyjścia do pracy, potem dźwiganie ciężkich zakupów, gotowanie obiadu codziennie, przez 365 dni w roku i tak kilkanaście długich lat, sprzątanie i wieczorne prasowanie.
Mama – mrówka
Byłam dzieckiem i obserwowałam uważnie moją mamę-mrówkę. Kiedy dojrzałam, przegadałyśmy szmat naszej wspólnej przeszłości. I nie zapomnę tego, co powiedziała:
Gdybym tylko wtedy mogła, byłabym z wami częściej i bardziej.
Dziś ja jestem mamą dwóch maluchów. Wiem, że i mnie obserwują każdego dnia. Wiem, że niebawem będą świadomie oceniać moje wybory. A za kilkanaście lat pewnie pogadamy o błędach, za które przyjdzie mi przeprosić.
Czytaj także:
Mamo, po pierwsze nie porównuj!
Jestem z innej planety
Jakiś czas temu trafiłam na obrazek z krótkim dialogiem. Mąż do swojej żony:
– Jest 22:00, dzieci śpią. To co, jakiś film, pizza czy seks?
W odpowiedzi słyszy:
– Pranie i prasowanie.
Pod grafiką posypało się kilkaset komentarzy mam, które wymieniały wszystkie obowiązki do odhaczenia przed 24:00, potwierdzając z żalem, że tak wygląda ich doba i nie pamiętają, co to relaks.
Pomyślałam, że jestem z innej planety.
Kiedy przygotowywaliśmy listę życzeń prezentowych z okazji ślubu, napisaliśmy wyraźnie, żeby sklepy RTV i AGD omijać szerokim łukiem.
Po wprowadzeniu się do mieszkania wyrzuciliśmy żelazko. Nie gotuję obiadów, tylko zamawiam. Wiem, że mamy mopa, ale ciężko mi go zlokalizować, kiedy już wypadałoby go użyć. Jednym słowem: bez wahania wybieram pizzę, film i męża, a najlepiej w pakiecie 3w1.
Jednak tłum mam, które decydują inaczej, zainspirował mnie do jednodniowego eksperymentu.
Czytaj także:
Synu, spadaj na drzewo! Czyli dlaczego warto zabrać dziecko do lasu
Dzieci czy sprzątanie
Obudziłam się rano i postawiłam sobie cel: utrzymanie porządku oraz ugotowanie obiadu. Przy żywiołowej dwulatce i kilkumiesięcznym niemowlaku to była wspinaczka na stromą ścianę. Posiadanie planu pomogło mi sprawnie się ogarnąć. Może Was zaskoczę, ale przyjemnie było sprzątać, zmywać, prać, układać zabawki, ubranka i gotować.
Może zaskoczę Was jeszcze bardziej, ale wiem skąd we mnie to uczucie. Bo wszystko, co zrobiłam przyniosło szybkie, namacalne rezultaty. To swego rodzaju nagroda. A kto nie lubi nagród? Zupełnie inaczej jest z wychowywaniem małego człowieka na człowieka. Tu rezultaty zobaczymy za kilkanaście lat. Trzeba mieć w sobie sporo determinacji, by po drodze nie odpuścić.
Mimo to po kilku godzinach spędzonych w całkiem niezłym samopoczuciu, eksperyment przerwałam ze łzami w oczach. Dlaczego?
Zrozumiałam, że podczas tej stromej wspinaczki zostawiłam gdzieś w tyle swoje dzieci.
Czytaj także:
Natalia Białobrzeska: Mam tę moc, by odpuścić
„Zaraz”, „momencik”, „nie teraz”, „później”…
„Potem”, „zaraz”, „momencik”, „jeszcze chwilę”, „nie teraz”, „sekundę”, „później” – tyle i więcej synonimów wyrażenia „nie mam dla ciebie czasu” usłyszała ode mnie moja córka.
Bo wstawianie prania, bo rozwieszanie prania, bo chowanie ubrań do komód, bo wkładanie rzeczy do zmywarki, bo wyciąganie rzeczy ze zmywarki, bo krojenie warzyw, bo pieczenie, bo zmywanie podłogi, bo, bo, bo.
Aż w końcu z tego mojego transu wybił mnie widok stojącej przede mną córki, trzymającej w rękach książkę pod tytułem „Miłość”. Usiadłam na podłodze z mokrymi oczami, przytuliłam ją mocno i powiedziałam to, co zawsze, ilekroć wyjmuję tę książkę z półki: „A teraz mama powie Ci, jak bardzo Cię kocha”.
Czytaj także:
Dlaczego moje dzieci nie muszą mieć dobrych ocen
Nie można mieć czasu na wszystko
Szybko zrozumiałam, że podczas tej stromej wspinaczki zostawiłam gdzieś w tyle swoje dzieci. Że nie można mieć czasu na wszystko. Że nie chcę być mamą pochyloną nad garnkami, wiaderkiem z wodą, suszarką na pranie kosztem czasu, który mogę podarować swoim dzieciom. Że chcę być mamą pochyloną nad nimi. Że nie chcę korony perfekcyjnej mamy domu. Że to, w co nie muszę angażować całej siebie, co mogę zlecić komuś innemu, co mogę sobie odpuścić, takie właśnie będzie, nieidealne, ale wystarczające.
Wiem też, że ten stan jest przejściowy, że dzieci rosną, że jeszcze trochę i przestaną przychodzić do mnie z prośbą: – Poczytaj mi, mamo, że jeszcze trochę i będą bawiły się same, a ja będę miała czas na prasowanie skarpetek. Choć znając siebie, wtedy też zapewne wybiorę film, pizzę i męża.
Czytaj także:
Błędy dzieci – czy możemy je przed nimi uchronić?