„Małżeństwo to maraton – długie, pełne przygód, momentami wyboiste, piękne, wymagające dużego wysiłku i ekscytujące” – napisał jakiś czas temu na naszym blogu mój mąż.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Drodzy Czytelnicy! Ślub to dla wielu wymarzony i wyczekany moment, określany jako ten najważniejszy w życiu. Chcemy, wraz ze specjalistami i naszymi autorami, pomóc Wam przygotować się do Waszej wspólnej małżeńskiej drogi.
Publikujemy teksty w ramach „Aleteiowego kursu przedmałżeńskiego”. Nie wystawiamy zaświadczenia :), ale mamy nadzieję, że nasze teksty pomogą Wam „żyć bardziej” już teraz, u progu Waszego wspólnego życia, a także po „sakramentalnym TAK”! Korzystajcie, przekazujcie dalej, a przede wszystkim – kochajcie się mocno!
Przygotowanie, które buduje wytrzymałość
Jakiś czas temu mój mąż zamieścił na naszym blogu nasze wspólne sportowe zdjęcie z opisem, że małżeństwo to maraton, nie sprint! Bardzo mi się to spodobało i zainspirowało. To trafne porównanie.
Miałam okazję towarzyszyć Maciejowi w czasie przygotowań do maratonu. Regularne treningi, odpowiednia dieta, zaangażowanie – to tylko kilka czynników, które składają się na sukces w dziedzinie biegania.
Podobnie jest z przygotowaniami do ślubu. Do tego nie można podchodzić na zasadzie: „jakoś to będzie”, „zobaczymy, czy przebiegnę”. Tutaj też należy zbudować wytrzymałość.
Niestety, dziś coraz częściej małżonkowie nie dobiegają do mety, wręcz czasem na początkowych kilometrach już schodzą z trasy. Dlaczego? Być może nieodpowiednie przygotowanie do wspólnego biegu powoduje poważne kontuzje, które nie pozwalają poruszać się do przodu.
Narzeczeński trening
Jest wiele obszarów, w których warto solidnie pracować przed ślubem.
Jednym z nich jest jasna komunikacja. Bardzo istotne jest, żeby dużo rozmawiać na przeróżne tematy, ale przede wszystkim poruszać kwestie fundamentów. Bo jeśli mój mąż pija czarną kawę, a ja z mlekiem, to nie jest to problem nie do pogodzenia.
Ale… jeśli mój narzeczony pragnie mieć gromadkę dzieci, a ja rękoma i nogami zapieram się przed tym… Albo jeśli moja narzeczona deklaruje, że chciałaby się ze mną modlić, wychowywać dzieci w wierze, a ja z kościołem nie chcę mieć absolutnie nic wspólnego, to już powinna się zapalić czerwona lampka.
Nie chodzi o to, żeby od razu podejmować radykalne kroki – zrywać znajomość, zaręczyny, ale na pewno postawić sobie pytania: jak zbudować wspólną hierarchię wartości? Czy to da się pogodzić? Czy wystarczy mi sił, żeby to udźwignąć? Czy właśnie takiego człowieka, z takimi przekonaniami i wartościami chcę mieć u swojego boku – jako męża/żonę, matkę/ojca naszych dzieci?
Czytaj także:
Jak wypełnić małżeństwo miłością po brzegi? 7 sprawdzonych sposobów
Jak trenować?
Podczas biegania każdy może rozpisać sobie indywidualny trening, ale jest wiele rzeczy, które je łączą. Podobnie w narzeczeństwie – wszystkie pary mają swój indywidualny sposób na przygotowania do ślubu.
Trudno powoływać mi się na sposoby innych, ale bardzo dobrze wiem, co przyniosło owoce w naszym małżeństwie i co pomaga nam podnosić się z upadków, kontuzji i biec wciąż razem trzymając się za ręce. Oto nasze narzeczeńskie „treningi”:
Cel – niebo
Obraliśmy sobie wspólny cel naszej drogi – niebo. Wiemy, że chcemy nawzajem pomagać sobie tam dotrzeć. Już w narzeczeństwie doświadczaliśmy, że możemy sobie w tym pomagać. Ten cel będzie dla nas najlepszym medalem w tym maratonie.
Nauki w formie warsztatów
Co prawda, warsztat dopiero rozpoczyna się po ślubie, ale już przed nim można wiele skorzystać na tzw. kursach przedmałżeńskich z elementami warsztatów. My do dziś wracamy do pewnych rzeczy, które miały na nich miejsce. Na takich spotkaniach, gdzie narzeczeni pracują „face to face” jest świetne pole treningowe – przewija się wiele tematów, często niełatwych, które pomagają odkrywać zarówno siebie, jak i ukochanego w relacji.
Czytaj także:
Ta para staruszków w kilka minut pokazała mi, czym jest małżeństwo
Modlitwa
My praktykowaliśmy zarówno wspólną modlitwę, jak i indywidualną za siebie nawzajem. Do dziś tak jest, że modlimy się codziennie razem i powierzamy siebie w indywidualnych modlitwach. To jest coś, co pozwala nam zbliżać się do celu, jaki sobie obraliśmy, pomaga nam też patrzeć na siebie z miłością, przebaczać sobie i być szczęśliwymi.
Ktoś może powiedzieć, że jak się kogoś kocha, to patrzy się na niego z miłością – po prostu. My jednak mamy poczucie, że w tym naszym „maratonie” najważniejszy jest „Trener”, od Niego uczymy się „biec”. Wiele razy doświadczamy, że jak jesteśmy podłączeni do źródła miłości, wtedy z nas też wylewa się miłość – łatwiej nam kochać, pomagać sobie, przepraszać, wybaczać, dziękować i dostrzegać dobro.
Nie bawcie się w małżeństwo
Do małżeństwa chcieliśmy podejść na serio, nie „bawić się” w małżonków. Nie chcieliśmy mieszkać razem przed ślubem, ani współżyć. Chcieliśmy czekać na nowe.
W maratonie podobnie – nie wystartuję przed czasem, dopiero kiedy nadejdzie odpowiedni moment. Co nam to dało? Zamiast na układaniu sobie życia, meblowaniu i odkrywaniu swojej cielesności, skupiliśmy się na poznawaniu siebie, swojej duchowości, swoich wartości i podejścia do życia. Wiem, że istnieje czasem przekonanie, że mieszkanie razem umożliwia poznanie się najlepiej – ale uwierzcie, widując się niemalże codziennie też nie da się ukryć prawdziwej osobowości. Tak naprawdę będziemy poznawać się całe życie, bo sytuacje będą wciąż nowe – zmiana czy utrata pracy, pojawienie się dzieci, śmierć bliskiej osoby czy mniej spektakularne, codzienne sytuacje, które wpływają na to, że się zmieniamy.
Nie traktujmy małżeństwa jak sprintu. Ono jest jak maraton i podobnie, jak w przypadku wyścigu długodystansowego, musimy zbudować wytrzymałość. Nieraz w jego trakcie potkniemy się, pojawi się słabość, chwilowe zmęczenie – jednak nie są to powody do rezygnacji z dalszego biegu i zejścia z trasy.
Codzienny trening jest niezbędny do osiągnięcia końcowego sukcesu – zbudowania szczęśliwego małżeństwa, ten trening zaczyna się już teraz – w narzeczeństwie.
Czytaj także:
Kto w Waszym małżeństwie ma władzę?