Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Niektórzy tęsknią za smakiem zielonej herbaty albo sierścią kochanego labradora. Słuchają piosenki, która przynosi im ciepłe wspomnienia, przesuwają drewniane koraliki różańca. Żałują, że za dużo pracowali i zaniedbywali swoje zdrowie. Jest im przykro, że byli na świecie tak krótko. I często podkreślają, że śmierć nie wygląda wcale tak, jak w filmach. Ale – jak opowiadają pielęgniarki z oddziału paliatywnego Royal Stoke University Hospital w Wielkiej Brytanii – wielu pacjentów przed śmiercią nie opuszcza… radość i wdzięczność.
Pragną umierać bez bólu, w otoczeniu kochanych osób. Pielęgniarka Angela Beeson wspomina starsze małżeństwo, które poprosiło o zsunięcie łóżek. „Po prostu leżeli obok siebie, trzymali się za ręce i śpiewali Slow boat to China. Oboje zmarli na tym samym oddziale w ciągu 10 dni”.
Śmiertelnie chorzy potrafią się też cieszyć z drobiazgów. „Mieliśmy pacjentów, którzy mówili: Za kilka tygodni mam osiemdziesiątkę. Poczekam do urodzin, wezmę udział w przyjęciu i potem odejdę. I rzeczywiście tak się działo” – mówi Nicki Morgan.
Czy boją się śmierci? Raczej są z nią pogodzeni. „Kilka lat temu był u nas umierający pacjent, półprzytomny. Powiedział, że cieszy się, że umiera, ponieważ widział kawałek nieba. Było tak piękne, że nie bał się umierać i chciał tam iść” – opowiada pielęgniarka Louise Massey.
Nie przegap międzynarodowej mszy świętej za Twoich bliskich zmarłych. Aleteia złoży Twoje intencje za zmarłych na ołtarzu – za darmo.
Zanim umrę, czyli niezwykły projekt fotograficzny
Na stanięcie oko w oko ze zbliżającą się śmiercią zdecydował się fotograf Andrew George. Wykonał portrety 20 śmiertelnie chorych osób, przebywających w szpitalach i hospicjach. Każdej z nich zadał ponad 30 pytań, m.in.:
Chyba warto odpowiedzieć sobie na nie nieco wcześniej niż na łożu śmierci…
Efektem pracy Andrew George’a jest projekt Right, before I die. Zdjęcia kilkorga pacjentów, którzy wzięli w nim udział, możecie zobaczyć poniżej.
„Te portrety wyrażają mój podziw dla 20 kobiet i mężczyzn, którzy stoją w obliczu zbliżającej się śmierci, pełni pokoju i akceptacji – mówi fotograf. – Wierzę, że potrzeba prawdziwej odwagi, by zaakceptować, że wszystko, co widzimy w naszym życiu jako ważne i nieodłączne, zniknie. Niektórzy z nas będą potrafili wyjść poza strach przed śmiercią i dzielnie zmierzyć się z tą nieznaną podróżą”.
Josefina
„Życie jest czekaniem na śmierć. Po prostu odchodzimy – od urodzenia zmierzamy ku śmierci. Mamy na to wyznaczony konkretny dzień, ale nie wiemy gdzie, kiedy i jak to się stanie. Jestem spokojna, ponieważ wiem, że odchodzę. Każdej nocy mówię Bogu: Wiesz, co robisz. Nie boję się umierania. Przeżyłam już wiele szczęśliwych lat”.
Ediccia
„Uwielbiam otwierać oczy o poranku i słyszeć ptaki za oknem, jest ich tak wiele. Śpiew – to dla mnie sens życia. I czucie słońca na mojej skórze. (…) To Bóg zdecyduje, kiedy odejdę. Nie lekarze”.
Chuck
„Najszczęśliwszy moment w moim życiu? Na samej górze listy będzie dzień, w którym poślubiłem Sally. Spędziliśmy razem 35 lat”.
Kim
„Nie boję się umierać. Boję się tego, co muszę zrobić, żeby się tam dostać. (…) Najpierw musisz nauczyć się kochać samego siebie, dopiero potem będziesz potrafił naprawdę kochać innych”.
Sarah
„Czas jest tak cenny. Bóg jest tak cenny…”.
Nelly
„Nie wiem, ile jeszcze pożyję – może tylko dziś? Może jutro będzie mój ostatni dzień? Nie jestem pewna. Jestem właściwie bardzo szczęśliwa i niczego nie żałuję, mimo że przeszłam piekło. O ile wiem, osiągnęłam w życiu to, co miałam osiągnąć”.
(Nelly przeżyła wszystkich chorych biorących udział w projekcie).
John
„Kiedy myślę o śmierci, to tak, jakby to było nowe życie, zupełnie bez bólu”.
Sara
„Myślę, że dorastanie z miłością sprawia, że ludzie tę miłość oddają. A żeby otrzymać miłość, musisz ją dawać, musisz być dobry i nie oczekiwać nic w zamian”.
Za pan brat ze śmiercią
O tym, jak ze śmiercią radzą sobie ci, którzy doświadczają jej na co dzień, opowiada Marta, młoda lekarka pracująca w jednym z łódzkich szpitali.
„Miałam też umierającego pana z białaczką. Za wiele nie mogłam już zrobić. Pozwoliłam tylko jego córce zostać w szpitalu przy nim, dałam mu morfinę, żeby nie cierpiał. Córka przyszła następnego dnia po akt zgonu, przytuliła mnie i podziękowała… – dodaje Marta. – Ze stalowymi nerwami jest różnie. Stres jest duży, ale z łaską Bożą dajemy radę”.
Źródła: mymodernmet.com, rightbeforeidie.com