Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Wojciech, którego imię z bierzmowania brzmiało Adalbert, najszczęśliwszy był chyba w rzymskim opactwie benedyktynów. Nie na biskupim tronie, blisko królewskiego tronu czy to Czech, czy książęcego w państwie Polan. Jednak nie było mu dane zbyt długo cieszyć się kontemplacją i życiem ukrytym.
Uległ namowom rodaków i wrócił na praską katedrę. Wkrótce wymordowano jego braci, a jego samego ratowała jedynie wysoka kościelna godność – przeciwnicy obawiali się ekskomuniki.
Święty Wojciech i śmierć na misji
Wyjechał więc do Cesarstwa Niemieckiego, gdzie na cesarskim dworze dał się poznać jako gorliwy i szczery chrześcijanin. Zresztą, to właśnie te cechy skierowały go najpierw na dwór księcia Bolesława Chrobrego (z którym był spokrewniony przez Dąbrówkę, żonę Mieszka I), a potem dalej, na ziemie pruskie. Tam już udał się jako misjonarz.
Wylądował niedaleko świętego gaju, w którym postanowił odprawić mszę świętą. Prusowie, oburzeni, że obcy śmie sprawować na terenie poświęconym ich bogom własne religijne obrzędy, związali go i zaczęli ciskać w niego oszczepami.
Legenda głosi, że kiedy siódmy z nich ugodził Wojciecha, krępujące biskupa więzy same opadły. Wódz pogan, obawiając się dalszych cudów, nakazał ściąć męczennikowi głowę. Zatknięta na oszczep wbity na granicy świętego gaju miała odstraszać potencjalnych chętnych do nawracania mieszkańców tamtych ziem. Wydarzyło się to 23 kwietnia 997 r.
Uczciwa cena za ciało św. Wojciecha
Jednak najpiękniejsza opowieść dotyczy wykupu ciała. Wszyscy zapewne pamiętamy, że Bolesław Chrobry polecił, by zapłacić za ciało bez targów; tyle, ile sobie zażyczą sprzedający. Prusowie nie byli w ciemię bici – zażądali drogocennych metali i kosztowności o wadze równej wadze ciała Wojciecha. Jednak to nie wszystko.
Delegacja księcia miała przy sobie pełne juki bogactw, ale chociaż je opróżnili, wciąż szala z ciałem leżała na ziemi. I wtedy z tłumu obserwatorów wyszła wdowa i dorzuciła na szalę dwa pieniążki. Szala z ciałem pofrunęła do góry, więc teraz trzeba było zdejmować kosztowności po drugiej stronie.
Waga odzyskała równowagę dopiero wtedy, gdy na szali z zapłatą pozostały dwie wdowie monety.
Słuszna zapłata za ciało człowieka, który utracił katedrę biskupią (i to dwukrotnie) nie tylko z powodów politycznych, ale przede wszystkim dlatego, że sprzeciwiał się m.in. sprzedawaniu w niewolę, głównie do krajów muzułmańskich, ludzi ubogich oraz był hojny w udzielaniu jałmużny. Marzył o tym, by jego kraj był chrześcijański nie tylko z nazwy, ale także w praktyce codziennego życia.
Autonomia nabyta za krew męczennika
Nie był jedynym misjonarzem, który stracił życie podczas misji, jednak świadectwo Wojciechowego życia było tak jasne, że jego śmierć odbiła się echem w całej Europie. Już dwa lata po śmierci, w 999 r., został kanonizowany. Przy jego grobie książę Polan otrzymał królewską koronę – w 1000 r., podczas pielgrzymki do grobu męczennika i towarzyszącego jej Zjazdu Gnieźnieńskiego cesarz Otton III koronował swoim diademem Bolesława Chrobrego.
Jest coś głęboko poruszającego w tym, że legenda mówi, iż ceną za uzyskaną dzięki temu gestowi autonomię przyszłej Polski były właśnie dwie wdowie monety. Wielkodusznie oddane Bogu całe utrzymanie.
W 1000 r. powstała też pierwsza polska metropolia (Gniezno) i trzy diecezje – krakowska, kołobrzeska i wrocławska. Było to oficjalne uznanie tych terenów za ziemie Kościoła, a nie tereny misyjne. I chociaż chrześcijaństwo stanie się tutaj religią powszechnie i świadomie wyznawaną dopiero w XIII w., to św. Wojciech i pamięć o jego świadectwie pozostanie podstawą, do której będzie można wracać przy każdym kryzysie życia chrześcijańskiego w naszym kraju.