Paweł nie tylko wzrusza i wzbudza współczucie. Także inspiruje i zdumiewa. Motywuje. Pokonuje swoje kolejne K2, czyli realizuje marzenia: skończyl szkołę, zdał maturę, wjechał ciężkim wózkiem na kopiec Kościuszki w Krakowie, założył fundację, by pomagać innym, podobnym sobie.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jeżeli masz 15 lat, jesteś wysportowany, towarzyski i aktywny, jesteś harcerzem, ministrantem, szkolnym przewodniczącym i DJ-em organizującym dyskoteki, masz prawo przeżyć załamanie, gdy nagle wszystko to tracisz. Jeśli w ciągu paru dni doznajesz paraliżu niemal całego ciała z niewyjaśnionej przyczyny, masz prawo się bać. Masz prawo rozpaczać. Masz prawo się buntować.
Koniec. A może początek?
15-letni Paweł Szkutnicki z Mielca nie był przestraszony, gdy wstał rano 7 listopada 2000 roku z odrętwiałą lewą nogą. Podobnie jego mama. W końcu nocą zdarza się, że źle leżymy. Odrętwienie jednak nie ustąpiło. Co więcej, zaczęło postępować. Wieczorem rodzice zabrali syna na pogotowie. „To pewnie grypa” – usłyszeli i z receptą (oraz zawrotami głowy) Pawła odesłano do domu.
W nocy nastąpiło zatrzymanie moczu. Rano karetka odwiozła chłopaka na oddział neurologii do rzeszowskiego szpitala. W ciągu czterech dni nastąpiło u Pawła porażenie rąk i nóg. Nie mógł się samodzielnie poruszać ani oddychać, a rodzice usłyszeli, że ich dziecko w każdej chwili może umrzeć. Wtedy Paweł już się bał. Prosił mamę: „Zrób coś, zrób coś!”.
Czytaj także:
8 supermocy niepełnosprawnych dzieci
Aniołowie. I Mama
Krystyna Szkutnicka, początkowo bezradna i też sparaliżowana sytuacją, zaczęła robić, co w jej mocy, by ratować syna. Ne ma chyba instytucji w Polsce, do której nie zwróciłaby się o pomoc. Tyle że wiele z nich tej pomocy odmówiło. Ale pani Szkutnickiej, ani tym bardziej Pawłowi, nie brakło determinacji. I zaufania. Bo nieraz trzeba było podejmować decyzję jak skok bez asekuracji – praktycznie przeprowadzić się do Ameryki, porzucić, wreszcie sprzedać wymarzony, nowy dom.
Dzięki tej wytrwałości (wyobrażacie sobie wypisywanie tysięcy listów, naklejanie znaczków, wysyłanie, odwiedzanie kolejnych urzędów, umawianie na rozmowy – a do tego codzienne domowe obowiązki, karmienie, mycie, układanie do snu i oczywiście towarzyszenie całkowicie zdanemu na nią synowi?), a także dzięki rzeszy dobrych ludzi, Paweł, dziś 32-latek mówi: „Jeżeli mam być taki, to na razie taki będę, ale jestem pewien, że wyzdrowieję”.
Świadectwo
Historię Pawła po raz pierwszy usłyszałam na koncercie “Jednego Serca Jednego Ducha”. Opowiedział o sobie ze sceny w Rzeszowie w 2011 roku. Rodzina Szkutnickich pojawiła się tam dzięki Janowi Budziaszkowi. Pomysłodawca największego w Polsce koncertu uwielbieniowego, perkusista Skaldów i świecki rekolekcjonista poznał Pawła… w Stanach Zjednoczonych. Chłopak przebywał tam na rehabilitacji, mieszkając z rodziną (za darmo) w domu opieki społecznej u sióstr benedyktynek, dla których Budziaszek prowadził rekolekcje. Spotkanie zaowocowało przyjaźnią trwającą do dziś.
Paweł Szkutnicki w książce „Cierpienie nauczyło mnie radości” wyznaje Jaromirowi Kwiatkowskiemu, że przestał wierzyć w przypadki. „Jestem pewien, że to Pan Bóg podsyła nam tych wszystkich ludzi. I że ta choroba też nie jest przypadkiem. Przytrafiła się akurat mnie, być może dlatego, że mam taką psychikę, iż jestem w stanie to wszystko znieść”. A mama Pawła mówiła na rzeszowskim koncercie: „Ja nawet żartuję nieraz, że Pan Bóg dał nam nieszczęście, a teraz zastanawia się, jak pomóc”.
Paweł nie tylko wzrusza i wzbudza współczucie. Także inspiruje i zdumiewa. Motywuje. Pokonuje swoje kolejne K2, czyli realizuje marzenia: skończył szkołę, zdał maturę, wjechał ciężkim wózkiem na kopiec Kościuszki w Krakowie, założył fundację, by pomagać innym, podobnym sobie.
Jan Budziaszek twierdzi, że dla Pawła Bóg przygotował podobną rolę, jaką odgrywa Nick Vujicic i zaprasza, by zaprzyjaźnić się z nim, a przekonamy się, że genialny plan na życie jest przewidziany dla każdego z nas.
Czytaj także:
Nick Vujicic: Nie musisz być ideałem, żeby znaleźć miłość