Ks. Bartosz Rajewski: Zainspirowany spotkaniem z Kardynałem, postanowiłem nocą przejść się po okolicy Watykanu i porozmawiać z bezdomnymi. To było niezwykłe i wstrząsające doświadczenie. Podać rękę, przybić piątkę, usiąść w kartonach i śpiworach, które nie pachną perfumami od Armaniego, przytulić, wziąć łyka wina.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ks. Bartosz Rajewski jest proboszczem polskiej parafii pod wezwaniem św. Wojciecha w Londynie (Polska Misja Katolicka na South Kensington).
Konrad Sawicki: Jak to się stało, że spotkał się Ksiądz w Watykanie z kardynałem nominatem Konradem Krajewskim? Znaliście się wcześniej?
Ks. Bartosz Rajewski: To, co robi – najpierw Ksiądz Arcybiskup Konrad, a teraz już Ksiądz Kardynał Konrad – odkąd pełni misję papieskiego jałmużnika, jest dla mnie ogromną inspiracją. Papież Franciszek wciąż przypomina nam, że mamy radykalniej żyć Ewangelią, a Ksiądz Kardynał pokazuje, jak to ma wyglądać w praktyce. Dlatego też staram się go zawsze odwiedzać, gdy jestem w Rzymie.
Czytaj także:
Tak się teraz w Watykanie robi „karierę”. Abp Krajewski: kardynał bezdomnych i potrzebujących
Te krótkie, kilkuminutowe katechezy są dla mnie inspiracją, ale też takim „kopem” ukierunkowującym na nawrócenie. I zawsze widzę, jak wiele w tym względzie jeszcze mi brakuje; jak wiele wciąż we mnie lęku i obawy, a jak mało zaufania.
Nigdy też nie odwiedzam Księdza Kardynała w pojedynkę. Zawsze się staram kogoś zabrać. Była jedna taka sytuacja, gdy nie zostałem przyjęty. Przyszedłem na spotkanie wraz z prezesem dużego międzynarodowego koncernu. Mówię do Arcybiskupa Krajewskiego, że to ważna postać, że mógłby poważnie wspomóc ubogich. Odpowiedź była krótka i zwalająca z nóg: „To możesz stąd iść. Ja się zajmuję biednymi, nie bogatymi”.
Co było motywem ostatniego spotkania?
Tym razem też miałem „genialny” pomysł. Do Rzymu przyjechałem z Craigiem – chłopakiem z Anglii, który został wychowany w niewierzącej rodzinie. Kilka miesięcy temu bardzo poważnie zachorował. Ponieważ jego żona jest wierzącą Polką, postanowili ochrzcić swoje dziecko. Byłem też u nich w domu z relikwiami św. Szarbela. Po tej wizycie okazało się, że stan zdrowia Craiga niebywale się poprawił. Był to dla niego impuls, który obudził w nim wiarę.
Zaczął czytać Ewangelię, modlić się, zdobywać wiedzę religijną, przygotowywać się do przyjęcia sakramentów. Pomyślałem, że będzie doskonale, gdy chrztu, bierzmowania, Eucharystii udzieli Craigowi właśnie najmłodszy kardynał na świecie. Okazało się jednak, że mój pomysł nie był wcale taki genialny. Ksiądz Kardynał wytłumaczył mi, że nie na tym polega „logika Ducha Świętego”; że chrzest w Watykanie nie jest nagrodą za nawrócenie; że ten chrzest powinien się odbyć w parafii rodzinnej Craiga, w obecności jego rodziny, jego sióstr i braci ze wspólnoty parafialnej, aby był on dla nich świadkiem nawrócenia i wiary.
Przejrzałem na oczy i zrozumiałem, że „show”, który chciałem zorganizować, nie ma nic wspólnego z „logiką Ducha Świętego”. Chciałbym jednak dodać, że Ksiądz Kardynał długo zastanawiał się nad tym, nie odmówił natychmiast. Szukał motywu pochodzącego z „logiki Ducha Świętego” właśnie. Powiedział jeszcze coś bardzo ważnego. Wspomniał, że nie wie nawet, czy następnego dnia będzie w Watykanie, ponieważ w Polsce, w pewnej rodzinie, wydarzyła się straszna tragedia (świadomie pomijam szczegóły) i najprawdopodobniej pojedzie na pogrzeb dziecka, które tragicznie zginęło. To pokazuje, jakie są priorytety dla człowieka żyjącego Ewangelią.
Z rozmów z nim wnioskuje Ksiądz, że z nominacji kardynalskiej bardziej się cieszy czy martwi się nią? Jak to przyjmuje?
Powiedziałbym, że przyjmuje ją w sposób ewangeliczny, a więc bardzo spokojnie. Ani przez moment nie daje odczuć, że jest kardynałem. Nie stwarza żadnych barier. Już sam ubiór – zwykła szara kapłańska koszula – pokazuje, jakie są jego priorytety. Przyjmuje gratulacje, ale w ogóle się na tym nie skupia. W naszej rozmowie świadomie unikałem zwracania się do niego „per eminencja”, bo to kosztuje 10 euro, które trzeba przeznaczyć na rzecz ubogich…
Czy miał Ksiądz okazję przyjrzeć się trochę codziennej pracy arcybiskupa Krajewskiego? Jak to wyglądało?
Podczas mojego ostatniego pobytu w Rzymie dwukrotnie byłem u Księdza Kardynała – we wtorek i w środę. Nie miałem okazji przyglądać się jego codziennej pracy, ponieważ byłem tam kilkanaście minut. Widziałem jednak, że oprócz ludzi, którzy przychodzą i zamawiają papieskie błogosławieństwa, przychodzą też bezdomni.
Byłem świadkiem jednej takiej rozmowy. Jestem pełen podziwu dla cierpliwości i delikatności, ale też stanowczości Księdza Kardynała. Rozmawiałem też z bezdomnym z Peru, który powiedział mi, że żyje tylko dlatego, ponieważ otrzymuje pomoc od Papieskiego Jałmużnika.
Czytaj także:
Cudowne uzdrowienia za przyczyną św. Szarbela? Polski ksiądz opisuje konkretne sytuacje
Podobno postanowił Ksiądz spotkać się z bezdomnymi na rzymskich ulicach. Czy to prawda?
Zainspirowany wtorkowym spotkaniem z Kardynałem, postanowiłem nocą przejść się po okolicy Watykanu i porozmawiać z bezdomnymi. To było niezwykłe i wstrząsające doświadczenie. Pierwsze takie w moim życiu.
Bo choć w Londynie odwiedzam domy dla bezdomnych prowadzone przez siostry kalkucianki, to jednak zawsze jako ksiądz, któremu nie zleca się np. opatrywania ran bezdomnych czy przygotowywania obiadu, a „najtrudniejszym” zadaniem, do którego się księdza deleguje jest wydawanie posiłków.
W Rzymie to było zupełnie coś innego. To były spokojne rozmowy z tymi ludźmi, spokojne wsłuchanie się w historie ich życia. Podać rękę, przybić piątkę, usiąść w kartonach i śpiworach, które nie pachną perfumami od Armaniego, przytulić, wziąć łyka wina. To było dla mnie ogromne wyzwanie. Pokonać swój lęk, zaufać im, wyzbyć się uprzedzeń.
Odwiedzałem ich też w dzień, siedziałem z nimi w sutannie, a na twarzach przechodzących ludzi widać było zdziwienie. Udało się też przyprowadzić do nich pielęgniarkę, która zapoznała się z wynikami badań Krzysztofa – bezdomnego z Polski i obiecała pomóc.
Kardynał Krajewski organizuje pomoc medyczną we wtorki, czwartki i soboty, jednak bezdomni nie zawsze chcą z tego skorzystać. Może ze wstydu, może dlatego, że kiedyś nadużyli zaufania jałmużnika? Bardzo mnie te spotkania dotknęły. Każdy człowiek jest tam niezwykły. Każdy ma niezwykłą historię życia. Przeżyłem nocne rekolekcje, które były mi bardzo potrzebne.
Z tego doświadczenia miałby może Ksiądz jakąś radę czy wskazówkę dla kolegów duszpasterzy?
Słuchać papieża Franciszka i bez uprzedzeń robić to, do czego on nas zaprasza. Nawet za cenę niezrozumienia czy odrzucenia. Przestać panować, zacząć służyć. Głosić Ewangelię, to znaczy czytać ją, medytować, ale przede wszystkim starać się nią żyć, mimo własnych ograniczeń i słabości.
Święty Franciszek, gdy zachęcał swoich uczniów, by szli i głosili światu Ewangelię, natychmiast dodawał: „a jeśli to będzie konieczne, to nawet i słowem”. Zawsze też, gdy pojawiają się jakiekolwiek wątpliwości co do postępowania w danej sytuacji, trzeba zadać sobie pytanie, jak w tej sytuacji postąpiłby Jezus i co On by zrobił.
Myślę, że jest to kluczowe. Dzisiaj trzeba wyjść do ludzi, nawet jeśli są w najdziwniejszych miejscach, tam dawać im nadzieję i okazywać pozbawioną fałszu miłość. Po spotkaniu z Kardynałem Jałmużnikiem jest we mnie dużo mniej lęku i dużo więcej nadziei. Chciałbym, by w każdym z bezdomnych, z którymi się spotkałem, też było choć trochę mniej lęku, a więcej nadziei. Chciałbym, żeby było tak z każdym człowiekiem, z którym się spotykam.
Czytaj także:
„Sprzedaj biurko i szukaj biednych”. Abp Krajewski przekazuje, czego nauczył go papież