Często lubimy zaprzeczać pojawiającym się trudnym uczuciom. Nie chcemy mieć z nimi kontaktu, gdyż one informują nas o naszej słabości. Stoją w kontrze do ustanawianych przez nas chrześcijańskich standardów miłości.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Katolik i uczucia – czy są nam potrzebne?
Jako chrześcijanie pragniemy być dobrymi ludźmi. Rozwijając żywą i bliską więź z Bogiem coraz bardziej kształtuje się w nas pragnienie prawdziwej miłości do świata, ludzi czy samego siebie. Chcemy kochać tak, jak Jezus. Codziennie przekonujemy się jednak, że nie jest to wcale takie proste. Każdego dnia zderzamy się z sytuacjami, które przerastają nasze zasoby wewnętrzne. Nasze zachowania daleko odbiegają od ideału chrześcijańskiego życia. W miejsce miłości pojawia się lęk. Mierzymy się z nieprzyjemnymi emocjami, takimi jak gniew, smutek, wstyd czy poczucie winy. Istnieje w nas nieustanne napięcie między idealnym, a realnym. Jak rozwiązać ten konflikt?
Chrześcijańska postawa nie polega na unikaniu uczuć. Często lubimy zaprzeczać pojawiającym się trudnym uczuciom. Nie chcemy mieć z nimi kontaktu, gdyż one informują nas o naszej słabości. Stoją w kontrze do ustanawianych przez nas chrześcijańskich standardów miłości.
A przecież możemy przeczytać “moc w słabości się doskonali”. Bóg przyjmuje z miłością każdą naszą niedoskonałość, a mimo to wolimy ją ukrywać. Bardziej lub mniej świadomie myślimy, że tylko idealni możemy stać przed Bogiem, a w przypadku ujawnienia słabości będziemy przez Niego odrzuceni.
Tego typu przekonania tkwią głęboko w naszych sercach. Kształtowały się w nas od najmłodszych lat, kiedy jako dzieci byliśmy zależni od niedoskonałej miłości naszych rodziców. Bóg przyjmuje nas natomiast ze wszystkim co mamy w naszych sercach. Pragnie przemieniać to, co słabe, jeżeli chcemy to odsłonić. Nie musimy spodziewać się kary. Oczekujmy troski i współczucia. Taki jest Bóg, w jakiego wierzymy.
Czytaj także:
„Po co te emocje”, czyli jak zrozumieć to, co się w nas dzieje
Uczucia są moralnie obojętne
Dobrze jest pamiętać, że uczucia są moralnie obojętne. Nie są grzechem. Nie ma złych i dobrych uczuć. Istnieją te mniej lub bardziej przyjemne. Jeżeli przestaniemy oceniać się za uczucia, jakie się w nas pojawiają, łatwiej będzie je zaakceptować. Poza tym nie da się określić prawidłowych uczuć, jakie powinniśmy czuć w danej chwili. Takie założenie prowadzi do tłumienia uczuć, a to z kolei jest przyczyną wielu chorób psychicznych i somatycznych.
Ponadto stłumione uczucia prędzej czy później dochodzą do głosu, najczęściej ze zwielokrotnioną siłą. Co więcej, unikając kontaktu z trudnymi uczuciami, nie mamy również dostępu do tych przyjemnych. Nie możemy odczuwać radości z życia. To sprzeczne z chrześcijańską postawą.
Zaakceptuj swoje emocje
Akceptacja oraz zdolność do nazywania uczuć to milowy krok w drodze ku dojrzałości chrześcijańskiej. Mając kontakt z własnymi uczuciami, możemy sobie z nimi poradzić. Możemy wówczas decydować, jak chcemy się zachować. To jest przestrzeń na realizowanie chrześcijaństwa w codzienności. Czy chce pójść za swoimi uczuciami? Czy też uznając swoje emocje, nie chce za nimi podążać? Mogę być zła na bliską mi osobę, ale mimo to nie chce jej złorzeczyć, nie planuję zemsty i innych wrogich działań wobec niej.
Nie mając świadomości uczuć, nie możemy nad nimi panować. Jesteśmy wówczas niewolnikami własnych emocji. Nie możemy decydować o swoim postępowaniu. To uczucia decydują za nas, prowadząc nas drogą, którą być może nie chcemy podążać. W takim przypadku najczęściej jeszcze bardziej próbujemy przed nimi uciec. Jesteśmy w pułapce bez wyjścia. Im bardziej się staramy, tym bardziej nam nie wychodzi.
Radzenie sobie z trudnymi emocjami, poza ich świadomością i akceptacją, może wspomóc określanie ich źródła. Zrozumienie sytuacji, jaka wywołała dane uczucie, ma uzdrawiającą moc. Może całkowicie przemienić naszą emocję w bardziej przyjemną, która będzie pomagać nam realizować Bożą miłość.
Zastanawiając się nad własnymi uczuciami, potrzebujemy skupić się na swoim wnętrzu. Często przyjmujemy natomiast odwrotną strategię. Lubimy szukać przyczyn na zewnątrz. Obwiniamy innych za nasz stan emocjonalny. Uważamy, że to ktoś inny jest powodem tego, jak aktualnie się czujemy. Tak jest łatwiej. Zrzucamy w ten sposób odpowiedzialność za swoje uczucia.
Tymczasem, ktoś inny może uruchamiać w nas różne emocje, ale ich nie determinuje. Nasze doświadczenia, specyficzne uwarunkowania, osobowość decydują o tym, jak myślimy, co przeżywamy i jak się zachowujemy. Uznając ten fakt, będziemy mogli nad sobą pracować. Zmienić nasz sposób przeżywania różnych sytuacji, który utrudnia nam funkcjonowanie w świecie czy budowanie relacji z innymi ludźmi. Wierząc, że źródłem naszych uczuć są inni, jesteśmy skazani na impas. Innych nie zmienimy, możemy zmienić siebie.
Czytaj także:
Jak rozpoznać, że cechujesz się inteligencją emocjonalną?
Wiele zależy od ciebie
Często będziemy potrzebować drugiej osoby w poradzeniu sobie z trudnymi uczuciami. Wymaga to odwagi. Pokazanie swojej słabości nie jest łatwe. Wystawiamy się wówczas na zranienie. Ktoś może nas ocenić lub odrzucić. Warto zatem mowić o swoich uczuciach zaufanej osobie. Otrzymanie zrozumienia i wsparcia kształtuje w nas postawę empatii i współczucia.
Praca nad uczuciami jest procesem. Radzenie sobie z emocjami nie jest projektem na jakiś czas. Wymaga nieustannej pracy. Można ją połączyć z praktyką życia duchowego. Analizować uczucia przy okazji modlitwy czy codziennego rachunku sumienia.
Porządkowanie uczuć nie powinno się odbywać wyłącznie naszym własnym wysiłkiem. Warto otwierać się w tym na Bożą łaskę. Bóg może uzdrowić w nas wiele zranień, a dzięki temu będziemy mogli lepiej radzić sobie z tym, co przeżywamy.
Czytaj także:
Wielkie emocje małego człowieka. Jak radzić sobie z napadami złości u dziecka?