Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
16 października 1978 roku to dzień, który wyniósł dwoje Polaków na szczyty. Mówił o nich cały świat, a ich losy splotły się w tajemniczy sposób.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
16 października 1978 r., o godz. 13.45 na szczycie Mount Everestu – najwyższej góry świata, stanęła polska himalaistka Wanda Rutkiewicz. Trochę później, bo mniej więcej o 17.15, kardynałowie wybrali na papieża polskiego kardynała Karola Wojtyłę.
17 października to właśnie wydarzenie było najważniejsze w mediach, lecz już nazajutrz cały świat mówił o Rutkiewicz – pierwszej Europejce, która weszła na Mount Everest. Można wręcz powiedzieć, że 16, 17 i 18 października 1978 r. były to „3 polskie dni”.
Czytaj także:
Gesty Jana Pawła II, które przeszły do historii. Które najbardziej zapamiętaliście?
Spotkanie Jana Pawła II i Wandy Rutkiewicz
Prawie 8 miesięcy później (10 czerwca 1979 r.), bohaterowie owych dni spotkali się. Pomysł był Wandy, która zapragnęła pojechać do Watykanu po to, aby przekazać Ojcu Świętemu kamień wzięty z Everestu. Tymczasem okazało się, że papież ma przyjechać do Polski. To ułatwiło sprawę.
Podczas pobytu Jana Pawła II w Krakowie prywatną audiencję u niego zorganizował dziennikarz Zbigniew Święch. Doszło do niej już pod koniec I podróży apostolskiej do ojczyzny, w westybulu pałacu Biskupów Krakowskich. Dodajmy, że westybul to przedsionek, w którym są wysokie schody. Uwaga ta pomoże nam zrozumieć relację Z. Święcha z tego wydarzenia:
Scena niezwykła. Jan Paweł II dosłownie biegnie po schodach podkasawszy białą sutannę. Gdy nas ujrzał, opuścił ją i wyciągnął ręce w „papieskim geście”. Podszedł do Wandy i w tym momencie ona padła na kolana. Jan Paweł II podniósł ją za łokcie i powiedział:
– Pani Wando, ludzie gór witają się, stojąc.
Dalej zaczynają się rozbieżności. Według cytowanego autora (i powtarzających za nim), papież miał stwierdzić: „Dobry los sprawił, że nam obojgu, tego samego dnia, udało się wyjść tak wysoko”. Sama himalaistka jednak zreferowała słowa Jana Pawła II inaczej: „Dobry Bóg tak chciał, że tego samego dnia weszliśmy tak wysoko. Oboje po raz pierwszy z Polski”. A ponieważ to Rutkiewicz była adresatem papieskich słów, za prawdziwą uznajmy jej wersję.
Szczyty Wojtyły, szczyty Rutkiewicz
Jak widać, sam papież podkreślał podobieństwo losów swoich i gościa. A można na ów temat powiedzieć jeszcze więcej. Zacznijmy od zamiłowania obu naszych bohaterów do sportu i nauki.
Wanda od dziecka jeździła na łyżwach i nartach, uprawiała gimnastykę akrobatyczną i pływanie, wreszcie zaczęła wędrować i wspinać się po górach. Karol podobnie: jeździł na nartach, pływał, wędrował i wspinał się po górach. Oczywiście, oboje świetnie się uczyli oraz grali w piłkę: nożną (Wojtyła) albo siatkową (Wanda).
Jako dorośli wchodzili na kolejne szczyty (Wojtyła hierarchii kościelnej, a Rutkiewicz górskie), aż stali się pierwszymi Polakami, którzy osiągnęli wszystko, co było możliwe w swoich dziedzinach. Na tym jednak nie koniec podobieństw papieża i himalaistki.
Oboje bowiem – po zdobyciu szczytów swojego życia, a jednocześnie popularności – głosili pewne przesłanie. Ojciec Święty – podczas 2. podróży apostolskiej do ojczyzny (1987 r.) – wyraził je następująco:
Każdy z Was, młodzi Przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte, jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić, jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć, jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić, nie można zdezerterować. Wreszcie, jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte.
Rutkiewicz – w czasie swoich licznych spotkań z ludźmi w Polsce i poza nią – mówiła z kolei mniej więcej to: „Każdy ma przecież do pokonania swój Everest. Mój sukces był dowodem na to, że każdemu może się udać to, co sobie postanowi”.
Na koniec swoich wypowiedzi dodawała jeszcze: „Życzę wszystkim, którzy mnie słuchają, żeby osiągali swoje Mount Everesty”. Zarówno wtedy, jak i dziś słowa obu przytoczonych autorytetów są aktualne i powinny nas motywować do osiągania naszych dobrych celów.
Czytaj także:
Karol Wojtyła na kajaku i podczas golenia. Wszyscy kochamy te zdjęcia!
Rany Wojtyły, rany Rutkiewicz
Jednak nie tylko słowa przemawiają. Czynią to również gesty. Charakterystycznym gestem Jana Pawła II było całowanie ziemi odwiedzanego przez siebie miejsca. Zwyczaju tego Karol Wojtyła nauczył się od św. Jana Marii Vianneya, a po raz pierwszy ucałował ziemię w 1948 r. Wtedy bowiem znalazł się na obszarze swej pierwszej parafii w Niegowici.
Również Wanda Rutkiewicz znała wspomniany obyczaj i co najmniej raz zgodnie z nim postąpiła, całując… podłogę! Było to w 1976 r., a podłoga była częścią 42-metrowego mieszkania, do którego właśnie dostała klucze nasza bohaterka. Dla ciekawych dodajmy, że lokum było na 10 piętrze bloku przy ul. Króla Jana III Sobieskiego 8 na warszawskim Mokotowie.
Jak widać, dla obojga bohaterów naszego artykułu ważne było to, gdzie się znajdują. A swój pozytywny stosunek do miejsca pobytu zaznaczali w ten sam sposób: pocałunkiem.
Oprócz wymienionych, da się wskazać również inne zbieżne momenty życia papieża i himalaistki. Jeden z nich to wiosna 1981 r. Wtedy bowiem, dokładnie 17 marca 1981 r., Wanda spadła z Elbrusu – najwyższego szczytu Kaukazu. Prawie 2 miesiące później (13 maja), Jan Paweł II został postrzelony.
Gdy więc Ojciec św. znalazł się w szpitalu, Rutkiewicz już w nim była (oczywiście w Związku Sowieckim, a nie we Włoszech, jak papież), zdrowiejąc po upadku. Oboje tedy, mniej więcej w tym samym czasie, podlegali leczeniu szpitalnemu. Oboje nigdy już nie wrócili do pełni zdrowia.
Kamień z Mount Everestu
Inna ze wspomnianych wyżej zbieżności to fakt, że zarówno Rutkiewicz, jak i przyszły święty odeszli od nas wiosną. I znowu Wanda wyprzedziła Karola. On bowiem, zmarł dopiero w 2005 r. Rutkiewicz natomiast zaginęła (zwłok nigdy nie odnaleziono) już w 1992 r. A dokładnie 13 maja 1992 r., czyli w kolejną rocznicę zamachu na Jana Pawła II.
Na koniec powiedzmy coś o kamieniu – pretekście do spotkania się naszych bohaterów. Pochodził z tzw. „Dolnego Szczytu Mount Everestu”, gdyż „Górny Szczyt” (sam wierzchołek) pokrywa tylko śnieg. Na dzień przed podarowaniem go papieżowi został wprawiony w srebrną tabliczkę z napisem „Mount Everest 16 X 1978”, dedykacją i wyrytym obrazkiem Góry.
Aż do śmierci Ojciec Święty trzymał go na biurku, gdzie przypominał mu kobietę, z którą w pewien sposób połączył go Bóg. Obecnie pamiątkowy kamień możemy obejrzeć w Muzeum Jana Pawła II w Wadowicach.
Czytaj także:
„Ostatnia wyprawa”. Powstaje polski film o Wandzie Rutkiewicz