Ponad 17 000 wysp zamieszkanych przez 260 mln ludzi, gdzie brakuje pralek, elektrycznych kuchenek czy… zegarków, czyli o tym, jak wygląda praca misyjna w największym muzułmańskim kraju, w którym wciąż lokalne obyczaje mieszają się z prawdami chrześcijańskiej wiary opowiada s. Joanna Dresler, misjonarka klaretynka.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Timor w Indonezji
Dzień dla mieszkańców Timoru w Indonezji zaczyna się już przed 5 rano, kiedy wstają i zaczynają wypełniać swoje codzienne obowiązki. “Nie ma tutaj urządzeń domowych, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Europie, dlatego codzienne czynności, jak gotowanie, pranie czy sprzątanie zajmują o wiele więcej czasu – mówi s. Joanna. – Poza tym każdego ranka trzeba przynieść do domu wodę i lepiej to zrobić, nim temperatura na dworze nadmiernie wzrośnie – dodaje.
Brak technologii ma jednak swoje wyjątkowe zalety. Jak przekonuje misjonarka, “doświadcza się tutaj starego misyjnego przysłowia, że my mamy zegarki, a tutejsi mają czas. Nikt nie umawia się tutaj na konkretną godzinę, a po prostu na rano, popołudnie czy wieczór. Na spotkanie przychodzi się wtedy, gdy jest się gotowym”. Brak nowoczesnych rozwiązań to nie jedyna fizyczna trudność. Problemem może być także ciepły i jednocześnie wilgotny, równikowy klimat. Przy takiej pogodzie człowiek łatwo się męczy i wręcz ucieka przed słońcem. Opalać się można w zasadzie wyłącznie rano i to krótko, bo później jest zwyczajnie za gorąco.
Choć Indonezja to kraj muzułmański, to wyznawanie innej wiary się dopuszcza, a nawet nakazuje, bowiem każdy obywatel musi posiadać dowód tożsamości, w którym określa, jaką religię wybiera. Uznaje się tam tylko 6 religii, którymi są islam, konfucjanizm, buddyzm, hinduizm, protestantyzm i właśnie katolicyzm.
Impreza zaczyna się od modlitwy
“Religia w Indonezji to coś absolutnie naturalnego, a państwo czuje się odpowiedzialne ze jej wspieranie, co sprawia, że każde spotkanie, każda impreza zaczynają się od modlitwy i wezwania Bożej pomocy – opowiada siostra – co jest zjawiskiem fenomenalnym, gdy pomyślimy sobie o Europie i tym, jak chce się z niej wyrzucić Boga”. Nawet w indonezyjskich samolotach przy każdym siedzeniu znajduje się kartka z sześcioma modlitwami {właściwymi dla każdej uznawanej wiary) o szczęśliwą podróż.
Tamtejszy Kościół katolicki liczy 7 mln wiernych (co daje ok. 3% ludności kraju) i zmaga się z problemem lokalnych obyczajów związanych z pierwotnymi wierzeniami, które wciąż są żywo obecne. Osoby, którzy przyjęły chrzest i stały się wyznawcami katolicyzmu nadal często składają ofiary, wzywając obecności swoich przodków.
To duże wyzwanie dla pracujących tam misjonarzy, by oczyścić wiarę z tych zwyczajów. Fakt jednak, że religia to dla mieszkańca Indonezji coś zupełnie oczywistego, sprawia, że ludzie chętnie się modlą, a najczęstsza modlitwa wieczorna to różaniec. Ewangelizacja w tamtym rejonie polega na nawoływaniu do bycia osobami radosnymi i otwartymi w duchu Ewangelii. “Jak spotykasz osobę, która się do ciebie uśmiecha, zagadnie czy zwyczajnie chce pomóc to na pewno katolik” – podkreśla s. Joanna.
Siostry klaretynki misję na wyspie Timor prowadzą od 2006 r. w miejscowości Weluli położonej wysoko w górach, oraz od 2016 r. w Oebelo, w nowym sanktuarium, gdzie jest kaplica Jana Pawła II wraz z jego relikwiami oraz obraz Jezusa Miłosiernego. Misja ewangelizacyjna realizowana jest na dwóch płaszczyznach – głoszenia Słowa, katechizacja oraz pełnienie dzieł miłosierdzia, a tych prowadzą siostry wiele.
Mieszkanie bez stołu
Od dzieł związanych z edukacją po gospodarcze, realnie wspierające potrzebujących. Posiadaną ziemię siostry podzieliły i dały każdej z 10 najuboższych rodzin jeden taras do uprawy warzyw, a obecnie przygotowują staw rybny. “To bardzo ważne, ponieważ daje konkretne jedzenie rodzinie oraz niewielkie wpływy z jego sprzedaży – mówi siostra. – Otworzyłyśmy także małą pracownię krawiecką, gdzie młode dziewczyny uczą się kroju i szycia oraz szyją torebki i inne dzieła z lokalnych materiałów. Dochód ze sprzedaży wspomaga utrzymanie naszej misji”.
Wielkim zaskoczeniem były dla s. Joanny warunki życia, że ludzie jeszcze mogą gotować na patyczkach, gałązkach znalezionych w lesie, mieszkać bez stołu, krzeseł, żyć w warunkach bardzo prostych, bez wody, światła, bez możliwości otrzymania podstawowej opieki medycznej, a szkoły funkcjonować bez żadnych pomocy edukacyjnych czy książek.
Funkcjonowanie Kościoła prawie jak w czasach początku misji, bez tradycji, odpowiednich struktur parafialnych itp. “Ale choć brakuje tam mnóstwa rzeczy, to moją radością jest życie razem z tymi ludźmi, dziećmi, uczenie się od nich prostoty, radowania się z prostych rzeczy, otwartości na nowe, umiejętność zrobienia czegoś z tzw. niczego – opowiada s. Joanna – umożliwianie dzieciom, młodzieży doświadczania czegoś nowego, dzielenie się z nimi tym, co mam i czym wspierają nas nasi dobroczyńcy – to warte naprawdę wszystkiego. Proszę bardzo o modlitwę w intencji naszej działalności misyjnej i wszystkich misjonarek!”.
Czytaj także:
Jak zostałem adopcyjnym tatą nastolatka z Madagaskaru – opowieść świeckiego misjonarza
Czytaj także:
Misjonarz, który przekształcił wysypisko w wioskę, kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla
Czytaj także:
Ma zespół Downa, ale jest misjonarzem i nauczycielem języka migowego!