Nie gódźmy się, aby naszym córkom tłumaczono, że skoro ktoś je łapie za pupę to widocznie mu się podobają, że to końskie zaloty, że chłopcy tacy są.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Marynę dopadli rozbójnicy i zgwałcili. Po wszystkim pytają ją:
– Maryna, co powiesz w wiosce, jak wrócisz?
Maryna na to:
– Że mnie dorwali zbóje i zgwałcili 14 razy.
Zbójcy odpowiadają:
– Ale Maryna, przecież nas jest siedmiu.
Maryna:
– A to panowie już ku domowi?
Byłam – zdaje się – dwudziestolatką, kiedy usłyszałam ten żart. Uśmiechnęłam się na jedną tylko stronę, w zależności więc na którą połowę moich ust by patrzeć, zobaczyć można było lekką dezaprobatę lub lekką aprobatę. Nie to, że trudno było mi się zdecydować, jaki mam stosunek do takich żartów.
Sądzę raczej, że przed wykrzywieniem twarzy na znak oburzenia i powiedzeniem, co myślę na temat takich dowcipów powstrzymało mnie parę rzeczy: strach przed oceną (nie masz dystansu, nie znasz się na żartach), obawa przed zlekceważeniem (ale o co ci chodzi, daj spokój, już nie mędrkuj), a w końcu brak wiedzy, jak zareagować mądrze. Mam nadzieję, że takie też powody zaniechania sprzeciwu towarzyszyły tym, którzy nie wygwizdali słów prezydenta Filipin, które wygłosił na wrześniowej konferencji prasowej.
To są przecież żarty
“Tak długo, jak jest tu dużo pięknych kobiet, będzie dochodziło do gwałtów – powiedział na niedawnej konferencji prasowej prezydent Filipin Rodrigo Duterte. – Kto zgadza się na seks za pierwszym razem? Kobiety mówią: ach, nie, nie rób” – mówił dalej prezydent. W 1989 roku, gdy Duterte był już burmistrzem Davao, w mieście dokonano zbiorowego gwałtu i zabójstwa australijskiej misjonarki.
“Gdy ją gwałcili, ustawili się w kolejce. Byłem zły, że to się stało, to jedna sprawa. Ale ona była taka piękna, że pomyślałem: jako burmistrz powinienem mieć pierwszeństwo. Co za strata” – komentował sprawę, na co zaśmiała się część widowni.
To nie jedyna tego typu wypowiedź polityka, ale rzecznik prezydenta tłumaczył, że do tych wypowiedzi nie należy przewiązywać wagi, gdyż są to żarty. Jeśli więc, droga czytelniczko, oburzyły cię te słowa, zastanów się nad sobą. Prawdopodobnie nie znasz się na żartach, nie masz dystansu, bierzesz zbyt na serio. Prawdopodobnie to ty masz problem, nie prezydent Filipin.
Hue, hue, hue i inne śmieszki
Można by się zapytać – co taki żarcik może zrobić złego w świecie, prócz tego, że kogoś oburzy? Przecież to tylko słowa. Tak samo jak nazywanie kobiet „dupami”. Albo sugerowanie, że każda marzy o gwałcie, tylko nie chce się do tego przyznać. Albo komentowanie ich wyglądu na ulicy. Albo cielęce przechwalanki, w których grupa mężczyzn chce w swoim własnym gronie przedłużyć sobie penisy opowieściami o prawdziwych lub rzekomych miłosnych podbojach.
Albo te, w których ci sami chłoptasie, czasem koło pięćdziesiątki, mówią między sobą, patrząc na nową koleżankę w pracy: brałbym, łostary, ale tyłeczek, hue, hue, hue, siedem na dziesięć. I jeszcze te profesjonalne diagnozy, kiedy kobieta jest w złym nastoju – pewnie ma okres albo jej nikt nie przeleciał.
Nawet jeśli podobne rozmowy o kobietach odbywają się tylko między mężczyznami, a więc teoretycznie to nie uraża kobiet bezpośrednio, no bo ich tam nie ma, musimy pamiętać o jednym – granice naszego języka wyznaczają granice naszego świata.
To w języku zachodzi przynajmniej część normalizacji, to on kreuje w nas przekonania i je umacnia. Normalizacja seksistowskich zwrotów to pierwszy szczebel w piramidzie przemocy seksualnej. Podstawa, na której wyrasta uprzedmiotawianie kobiet i definiowanie ich przez wartość seksualną.
Jeśli będziemy mówić o kobietach jako o tych, które – jak powiedział pewien polski polityk – „zawsze troszeczkę się gwałci” – tu już mamy prostą drogę do przeskoczenia ze szczebla normalizacji na degradację, gdzie wprost obniża się wartość kobiety jako tej, nad którą musi panować męska siła. Kolejny szczebel to pozbawianie kobiet autonomii przez dotykanie bez zgody, manipulację, by nakłonić do współżycia, upijanie. Stamtąd już tylko krok do ostatniego szczebla – otwartej przemocy: gwałtu.
Nie ma mojej zgody
Nie zgadzajmy się na to, żeby nasi bracia, ojcowie, wujkowie, koledzy z pracy, mężowie obniżali naszą wartość, mówiąc „no wiadomo, kobieta” lub żartowali, że kobiety mają dlatego krótsze stopy od mężczyzn, aby mogły stać bliżej zlewu.
Oburzajmy się na kawały o Marynie i rozbójnikach. Nie gódźmy się, aby nasi synowie słyszeli od dziadków, że za ich czasów dziewczyny szarpało się za warkocze i zaglądało się pod spódniczki i to było prawdziwie podrywanie, a nie teraz – SMS-y i nie wiadomo co.
Nie gódźmy się, aby naszym córkom tłumaczono, że skoro ktoś je łapie za pupę to widocznie mu się podobają, że to końskie zaloty, że chłopcy tacy są. Dopóki będziemy uśmiechać się na jedną stronę, słysząc upokarzające kobiety żarty i dowcipy trywializujące gwałt, dopóty mężczyźni będą przekonani, że to takie niewinne, nic nieznaczące w świecie słowa.
Czytaj także:
Dlaczego koronkowa bielizna to nie zgoda na seks? Parę ważnych słów o społecznym przyzwoleniu na gwałt
Czytaj także:
Słownik kobiet: przemoc
Czytaj także:
Wszystko, na co muszę uważać, bo jestem kobietą