Zwracając się do małych dzieci w sposób infantylny, chcemy wyrazić swoje ciepłe emocje wobec nich. Nadużywanie takiego sposobu wypowiedzi może jednak zaszkodzić dziecku i zaburzyć rozwój jego mowy.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Dlaczego tak mówimy?
Przebywanie z dziećmi stwarza swego rodzaju nastrój serdeczności, który nie wytwarza się tak naturalnie, jak w kontaktach z dorosłymi. Atmosfera ta powoduje w nas jakby mimowolną chęć mówienia do dzieci inaczej. Widzimy te duże słodkie oczy, i tak jak naszą postawą zniżenia się do ich poziomu, także przez nasz język chcemy zbliżyć się do małej istoty.
Próbujemy tak również nawiązać z dzieckiem emocjonalną więź i wyrazić swoje pozytywne uczucia wobec niego. W ten sposób spontanicznie tworzymy najróżniejsze formy językowe.
Co mówimy?
Najczęściej używamy zdrobnień i spieszczeń. I tak Jan staje się Jasiuniem, na kolację dostaje jogurcik z owockami, a na nóżki zakładamy mu skarpeteczki. Budujemy też nowe dziecinne czasowniki, jak lulać, siusiać, śpikać, papusiać…
Częste są również formy typu: kąpu, papu, pićku, amu i to słynne a ti ti. Zmiękczamy wyrazy i zamiast co mamy cio, zamiast proszę – plosie, zamiast robisz – lobiś i tak dalej. Słyszy się także zwroty w pierwszej osobie: „Ojej, dlaczego się tak rozpłakałem?”, „Jak ładnie się bawię!”. Kreatywność autorów bywa naprawdę nieograniczona.
Czyli w ogóle nie powinniśmy tak mówić?
Spokojnie, jeśli twoje dziecko słyszy takie określenia, nie oznacza od razu, że będzie miało problemy logopedyczne. Ale! Według najnowszych badań nieprawidłowości w rozwoju mowy u najmłodszych mogą pojawiać się, jeśli dorośli używają takiego języka przez dłuższy czas. Może wówczas okazać się, że spowalniamy prawidłowe przyswajanie mowy naszego malucha.
Kiedy więc przestać?
Jak potwierdzają badacze, w początkowym okresie życia dziecka mówienie do niego w ten sposób może mieć pozytywne konsekwencje w postępach w nauce języka. W okresie niemowlęcym – ustalmy tu jego granicę do pierwszego roku życia – ważniejsze jest tak naprawdę to, jak do dziecka mówimy, niż co mówimy. Niemowlę uczy się naszego głosu, uważnie słucha, rozpoznaje emocje i często wiele rozumie, choć nie potrafi powtórzyć.
Po pierwszych urodzinach padają też pierwsze słowa. Warto zwrócić uwagę na ten moment – teraz już nasz maluch z każdym dniem będzie chłonął każde słowo jak gąbka. Jeśli więc wypowiada je nieprawidłowo – powtórzmy je tak, jak brzmieć powinno. Nie utrwalajmy zniekształceń w języku dziecka. Ono naprawdę chciałoby się z nami porozumieć jak najszybciej. Nie utrudniajmy mu tego. A sobie nie odbierajmy przyjemności słuchania jego pierwszych słów.
Jak robi piesek?
Gdy dziecko uczy się mówić, często zaczyna od naśladowania dźwięków zwierząt, zjawisk, pojazdów. Określenia te nieco przypominają swoim charakterem pieszczotliwe wyrazy wspomniane wcześniej. Są jednak bardzo ważne w nauce języka i zdecydowanie bardziej pomagają rozwijać mowę, niż ją opóźniać. Dodatkowo są w pewien sposób atrakcyjne dla dziecka, które chętnie je powtarza.
Kochani dziadkowie
Częściej pieszczotliwych zwrotów wobec dziecka używają kobiety niż mężczyźni. To wynika z naszej natury. Mamy instynkt macierzyński, dzieci nas rozczulają i jesteśmy bardziej wylewne, jeśli chodzi o uczucia.
Jednak zdecydowanie prym wiodą w tej kwestii dziadkowie. Kochają i rozpieszczają wnuki, ubarwiając także swoje słownictwo wobec nich. Kto z nas nie słyszał kochanej babci schylonej nad wnukiem i szczebiocącej wesoło: „A kto to ma takie pulchniutkie polisie?”, „Ojej, trzeba wytrzeć łapeczki!”.
Nie wiem, jak u was, ale u mnie poziom irytacji z każdym takim zdaniem rośnie. Co wtedy robić? Chyba wypada taktownie zwrócić uwagę. W końcu tu chodzi o dobro naszego dziecka. A dziadkom także na tym zależy, prawda?
Nie dajmy się zwariować
Nie ma co popadać w panikę przy każdym takim słowie, czy to z naszych ust, czy z ust kogoś, kto przebywa z naszym maluchem. Warto jednak być czujnym, żeby nie przeszkadzać dziecku w jego postępach i dopingować je, a nie opóźniać.
Szczególnie dziś trzeba pamiętać o tym, że “najważniejszą rzeczą jest to, by do dziecka w ogóle mówić i wszelkimi dostępnymi kanałami przekazywać mu pozytywne uczucia opiekuna skierowane do niego”.
Korzystałam z: S. Milewski, Logopedyczne aspekty językowego kontaktowania się dorosłych z małymi dziećmi, w: Wczesna interwencja logopedyczna, red. K. Kaczorowska-Bray, S. Milewski, Gdańsk 2016, s. 249 – 250, K. Handke, Polski język familijny. Opis zjawiska, Warszawa 1995, s. 125, A. Jurkowski, Ontogeneza mowy i myślenia, Warszawa 1975, s. 63.
Czytaj także:
Nie istnieją „wychowawcze klapsy”
Czytaj także:
Wychowanie – co ma wspólnego z dążeniem do ideału?
Czytaj także:
Albo wychowanie autorytarne, albo bezstresowe? Istnieje trzecia droga