Bazujemy na tym, co znamy, dopóki nie uświadomimy sobie tej kwestii.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jesteśmy wypadkową
Styl mówienia. Sposób przeżywania relacji. Przetwarzanie emocji. Nastawienie do świata. Po tym, jak wymyślił nas Bóg, stwarzają nas nasi rodzice. Oni najwięcej. Dopiero później cała reszta. Rodzice dają nam oczy lub odbierają wzrok. Pozwalają nam słyszeć lub zatykają nam uszy. Dają nam poczucie bezpieczeństwa lub zagrożenia.
Oczywiście, nie zawsze odbywa się to w zero-jedynkowy sposób. Jesteśmy wypadkową różnych intencji, niemocy, oczekiwań, starań, chorób, nieporządków wewnętrznych, ambicji tych, którzy wydali nas na ten świat. Ich projekcje są matrycą dla naszych dorosłych konstrukcji. Nawet te bolesne.
Odwracanie biegu rzeki
Kim byliśmy, gdy pierwszy raz wzięli nas na ręce? Kim moglibyśmy się stać, gdyby świadomiej używaliby swojej mocy? Czy mniej byśmy się bali? Czy czulibyśmy więcej wewnętrznej siły? Wyrośliśmy w przeróżnych sekwencjach opiekuńczych. Jedni znaleźli pełne domy, drudzy niepełne, jeszcze inni nie mieli ich wcale. Żadnej z tych kompilacji nie można określić bez zajrzenia do środka. Krzywda niejedno ma imię.
Czasem zastanawiam się, co by było, gdybym nie weszła na drogę samoświadomości i bezwiednie powielała to, co rodzicielsko mi znane. W ten sposób dochodzę do pewnej refleksji – siłą miłości do mojego dziecka odwracam bieg wielkiej, płynącej dziesiątkami lat rzeki. Tak właśnie widzę zmaganie wielu współczesnych rodziców. Bazujemy na tym, co znamy, dopóki nie uświadomimy sobie tej kwestii.
Utopia zdań w stylu „lepiej było kiedyś”
Ostatnimi czasy przez portale społecznościowe przetaczają się filmy, mające pokazać różnice pomiędzy dzieciństwem roczników 80-tych, a dzisiejszym. Propagowana w nich idea zakłada, że mniejsza wiedza naszych rodziców dotycząca opieki nad dziećmi, szczególnie tej emocjonalnej, okazała się bardziej skuteczna (wyrośliśmy na wspaniałych ludzi) niż aktualne podejścia wychowawcze.
„Dlaczego dokonujemy takich generalizacji – zapyta Alfie Kohn – bazując tylko na określonych doświadczeniach? Przyczyna tkwi w tak zwanym błędzie potwierdzenia (confirmation bias), który polega na tym, że jesteśmy skłonni zwracać uwagę na zjawiska zgodne z naszym światopoglądem. W rezultacie jeszcze bardziej utwierdzamy się w swoich przekonaniach, niezależnie od tego, czy są słuszne czy nie”.
Otwarcie serc i głów
Przez ostatnie lata, w bardzo dynamicznym tempie, doszło do otwarcia rodzicielskich głów i serc poprzez jeden z najważniejszych skoków kulturowych naszych czasów. Zaważyły na tym coraz bardziej szczegółowe badania i studia nad więzią rodzica z dzieckiem, rosnąca dostępność do szerokiej gamy usług psychoterapeutycznych, poszerzenie samoświadomości, rozkwit różnorodnej literatury dedykowanej rodzicom, nie tylko w tematyce typowo parentingowej, ale także neurologicznej, medycznej, psychologicznej.
Wielu rodziców dokonuje prawdziwego przełomu względem własnym doświadczeń i postanawia budować relację z dzieckiem w oparciu o współpracę z nim i szacunek. Wiąże się to z zakwestionowaniem modelu konserwatywnego rodzica, dla którego sens tego, co robi, polega na minimalizowaniu zachowań reaktywnych u dziecka.
Przeistoczenie
Wierzę, że (wbrew obiegowym opiniom) kolejne lata będą czasem głębokiej, ludzkiej przemiany, zapoczątkowującej – pierwszy raz w historii – dobre czasy dla dzieci. Dokona się ona tylko dzięki pracy współczesnych rodziców, i w ogóle dorosłych, którzy poprzez uporządkowanie samych siebie i uwrażliwianie się na pominięte własne wewnętrzne dziecko, zalegalizują nowy język komunikowania się pomiędzy światem – starym i młodym.
To dzięki wam, drogie mamy i drodzy tatowie, dzięki waszemu współczuciu, odwadze i uczłowieczającemu odnoszeniu się do waszych dzieci, dzięki waszej walce z demonami własnej przeszłości, przeistacza się lękowa, posttraumatyczna rzeczywistość dwudziestego wieku na codzienność opartą na czuwaniu w miłości.
Z własnego doświadczenia wiemy, że nie tworzymy nowej utopii. Dajemy sobie i naszym dzieciom bezpieczne, autentyczne domy. Nosimy w sobie to, o czym już kiedyś napisał Janusz Korczak: „O, ja całuję te dzieci, wzrokiem, myślą, pytaniem: czym jesteście, cudowna tajemnico, co niesiecie? Całuję wysiłkiem woli: czym mogę wam pomóc? Całuję je tak, jak astronom całuje gwiazdę, która była, jest, będzie”.
Czytaj także:
Albo wychowanie autorytarne, albo bezstresowe? Istnieje trzecia droga
Czytaj także:
Do czego prowadzi wolnościowe wychowanie?
Czytaj także:
Nie istnieją „wychowawcze klapsy”