W 2014 roku, wraz z 20-miesięczną wówczas córką Gają, Joanna Nowak wyruszyła do Ameryki Południowej w długą podróż, która wciąż trwa.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
O podróżach, podejściu do świata i spełnianiu marzeń opowiada w rozmowie z Anną Gębalską-Berekets.
Anna Gębalska-Berekets: Jak się zaczęła pani przygoda z podróżowaniem?
Joanna Nowak*: Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Odkąd sięgam pamięcią, już od dziecka ciągnęło mnie w drogę. Nie mogłam spokojnie usiedzieć w miejscu. Będąc w wieku szkolnym, chodziłam po okolicznych laskach, ciągnęło mnie na górki w okolicach Tarnowa. Uwielbiałam rajdy szkolne. Będąc dziewczynką, przesuwałam swoje granice, a podróżowanie zawsze mnie pociągało. Okolice mojego miasta, które zaczęłam zwiedzać, są urokliwe. Małe górki fantastyczne do chodzenia, lasy, domki – po prostu cudne. Była we mnie ciekawość i chęć poznawania tego, co jeszcze nieznane.
Kolejnym krokiem była jazda autostopem. Po raz pierwszy podróżowałam w ten sposób na obozie sportowym. Miejsce, w którym spałyśmy, było oddalone od sali, gdzie odbywały się treningi. Wtedy to zdecydowałam się, aby złapać stopa. Byłam ciekawa świata, chociaż przerażała mnie myśl, że na ten cel potrzeba dużych środków finansowych. Trudno mi się było odnaleźć w tym, jak przygotować taką podróż, zaplanować noclegi. Kiedy poznałam tatę Gai, wszystko się zmieniło. On był takim włóczykijem, zwiedził niskobudżetowo część Europy, miał doświadczenie. Pewnego dnia powiedział, że gdy będę miała urlop w pracy, to może mnie wziąć na autostop. Zasugerował, że to będzie także pewien sprawdzian dla naszego związku, czy do siebie w ogóle pasujemy. Zmęczenie, nieraz brak wody i jedzenia, potrafią nadwyrężyć relację i ją zburzyć. W korporacji udzielono mi dwa tygodnie urlopu.
I jak pani wspomina teraz ten czas?
Przeżyłam najpiękniejszą autostopową podróż mojego życia, która odbyła się około dwanaście lat temu. Pamiętam, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj. Przyjechaliśmy do Portugalii. Spotkało nas wiele przygód, pięknych przygód. Za jakiś czas znowu uzyskałam urlop i pojechaliśmy spędzić razem kolejne wakacje. Wyjeżdżaliśmy na bliższe i dalsze trasy. Zwolniłam się z korporacji i zaczęłam pracować w szkole. Wtedy czas wolny kumulował mi się w okresie wakacji. Wracałam jednak z coraz większym niedosytem i wciąż chciałam więcej.
Niestety, trzeba było wrócić do pracy…
Stety – niestety. Pracę moją lubiłam, a pieniędzy potrzebowałam. Ale dzięki tym wakacyjnym doświadczeniom zdobyłam umiejętności dotyczące planowania podróży niskobudżetowej.
A jak jest obecnie?
Teraz to zdobyte doświadczenie bardzo się przydaje, ponieważ nasz podróżniczy budżet wynosi 23 zł/ osobę dziennie.
Jak pani pozyskuje w pieniądze na podróże?
Wynajmuję mieszkania w Krakowie. Od jakiegoś czasu mam też profil na platformie patronite.pl, przez którą można wspierać naszą podróż. Korzystając z obecności na łamach, chciałabym serdecznie podziękować naszym Patronom i Dobroczyńcom, którzy myślą o nas także w kontekście „przyziemności”, wspomagając nas drobnymi kwotami.
Czytaj także:
Podróżowanie z małym dzieckiem bez elektroniki – o co zadbać?
Z dzieckiem w podróży
Rozpoczęła pani podróż z córką Gają, kiedy miała zaledwie 20 miesięcy. Nie bała się pani takiego malutkiego dziecka zabrać ze sobą w drogę?
Oczywiście, że się bałam. Zawsze się bałam o córkę. Ten lęk mi towarzyszył nawet przed narodzinami dziecka. To uczucie zapewne jest znane każdej mamie. Koszmarne sny pojawiły się jeszcze na dwa tygodnie przed naszym wylotem. Zawsze miały ten sam scenariusz: idę z Gają na plecach, w pewnym momencie podjeżdża jakiś samochód. Wyskakuje z niego kilku mężczyzn, którzy są zamaskowani. Wyrywają mi dziecko, a mnie rzucają na bok. Wciągają Gaję do samochodu i odjeżdżają w siną dal. Ja krzyczę za nimi. Takie sny regularnie mnie wybudzały. Ale mimo lęku o jej bezpieczeństwo, zdecydowałam, że pojedziemy.
Jak poprzez podróże zmieniło się pani podejście do świata, do ludzi?
Trudne pytanie. Muszę w końcu zacząć zapisywać te moje spostrzeżenia (śmiech). Na pewno nauczyłam się ufać. Nie planuję, nie martwię się na zapas. Przed narodzinami Gai bałam się przyszłości, kreowałam różne warianty tego, co może się wydarzyć. Nie zastanawiam się już nad tym. Życie jest nieprzewidywalne. Zepsuł mi się parę dni temu komputer, nie wiedziałam, że to się stanie. Obecnie mieszkamy w hostelowym dormitorium w Manili. Dziewczyny pracujące w hostelu poleciły mi swoich znajomych. Były przekonane, że ktoś mi pomoże w tej sytuacji. Zadzwoniłam i ze wskazanymi ludźmi spędziliśmy cudowne popołudnie. Chłopcy łamali sobie głowy, co zrobić z moim sprzętem, a ja z nowo poznanymi koleżankami rozmawiałyśmy. Przypadłyśmy sobie do gustu. I co się okazało? Że w tym biurze, w którym pracują i mieszkają, jest jeden pokój wolny, że są baseny w tym kompleksie. Moje dziecko na samą myśl możliwości kąpieli dosłownie oszalało z radości.
Będzie tam pani mieszkała?
Tak. Będę mieszkała w budynku z bardzo szybką windą. Zajmiemy pokoik przy biurze na dwudziestym drugim piętrze. Widoki są takie, że aż dech w piersiach zapiera. Życie przyniosło nam rozwiązanie i to takie niezwykłe.
Jak pani dba tak na co dzień o bezpieczeństwo Gai, o pozyskanie posiłków, zorganizowanie miejsc noclegowych?
Przede wszystkim staram się nie kusić złego. Nie jestem imprezową osobą, nie chodzę nocą do barów. Gdy zbliża się wieczór, po prostu pozostaję w domu, czy jest to hostel, czy mieszkanie prywatne. Wychodzenie o zmroku ograniczam do niezbędnego minimum.
Zdarzyła się wam sytuacja, kiedy musiałyście spędzić noc pod gołym niebem?
Tak, zdarzyła nam się taka sytuacja. Przechodziłyśmy przez granicę między Hondurasem a Salwadorem. Akurat się złożyło tak, że zostałyśmy odprawione na granicy w Hondurasie, ale nie mogłyśmy wejść do Salwadoru. Granica była już zamknięta.
I co było potem?
Chodziłyśmy i szukałyśmy miejsca noclegowego. Gaja miała wtedy 3,5 roku. Miejsca w hotelach były już pozajmowane. Zapytałam więc miejscową policję, bo wtedy po hiszpańsku mówiłam już całkiem nieźle. Jeden z policjantów powiedział, że na posterunku mają hamak. Spania na hamaku unikałam jak ognia.
Kiedyś wrócę do Polski
Dlaczego?
Na nim śpi się dobrze, ale samemu, niekoniecznie z małym dzieckiem. Znam osoby, które śpią w hamakach dwuosobowych, ale one już do tego się przyzwyczaiły. Ja nie. Powędrowałyśmy na ten posterunek. Na hamaku trudno spać i zamontować moskitierę. Tutaj niestety dużym zagrożeniem są choroby przenoszone przez komary. Ale stał się kolejny cud, bo policjant wyciągnął materac. Spałyśmy przed drzwiami posterunku, postawiłyśmy moskitierę, bagaże zostawiłyśmy w środku. Policjanci okazali się bardzo uczciwi, nasze bagaże zostały nietknięte.
Ciekawe doświadczenie…
Tak, bardzo dobre. Jak się obudziłam, to zobaczyłam nad sobą twarze siódemki dzieci, które wpatrzone były w nas. Wyciągnęłam wszystkie rzeczy do rysowania, jakie miałam. Dzieciaki zaczęły bawić się z Gają. Zapoznałam się potem z ich rodzicami. Zaprosili nas na wspólne śniadanie. Oni mieszkali w ruderach, gotowali posiłek w wielkiej żeliwnej misce, byli bardzo serdeczni.
Gaja pewnie była w swoim żywiole?
Gaja bawiła się świetnie, grała w piłkę przy strefie przygranicznej, goniła się z dzieciakami, bawiła się z nimi w policjantów i złodziei. Ze łzami w oczach córka opuszczała to miejsce, a musiałyśmy jechać.
Pani Joanno, planuje pani powrót do Polski?
Któregoś dnia do Polski wrócę. Mam tu rodziców, których bardzo kocham i z którymi chciałabym spędzić czas. Marzę, by pobyć z nimi, usiąść na krzesełku i zacząć opowiadać. Tak robiłam, jak przyjeżdżałam ze studiów do domu. Oni są i byli moimi najwierniejszymi słuchaczami.
*Joanna Nowak – autorka bloga podróżniczego Somos Dos – Migawki z podróży małej i dużej.
Czytaj także:
Patryk Świątek: Po prostu weź i wyjdź z domu! [wywiad]
Czytaj także:
Asia, Adam i 3 lata w autostopowej podróży. „Razem jesteśmy nie do zdarcia!”