Kiedyś dużo się mówiło o pracy nad sobą. Dzisiaj dużo mówi się o akceptacji siebie. Dawniej mieli rację, czy prawda objawiła się nam dopiero dziś?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wyjaśnienie
Brak akceptacji siebie, tego kim jestem, może mieć poważne konsekwencje. Rosnąca ilość prób samobójczych niewątpliwie jest związana z brakiem akceptacji np. swojego wyglądu. Temat jest zbyt poważny, żebym ośmielił się o nim pisać. Chciałbym dotknąć pokrewnego zagadnienia, które można nazwać akceptacją siebie. Jest jednak bardziej akceptacją tego co robię, niż tego kim jestem.
Akceptacja
Coraz częściej słyszę, że akceptacja siebie to akceptacja swoich postaw i zachowań, które niekoniecznie lubimy, ale które trudno nam zmienić. Lekarstwem może być „akceptacja siebie”. Ktoś krzyczy na dziecko i nie próbuje tego zmienić, bo przecież nie ma idealnych rodziców (co jest zresztą prawdą, że ich nie ma). Ktoś inny nadużywa alkoholu i mówi, że tak po prostu lubi i że na coś trzeba umrzeć. Nie potrafimy się zmienić, więc „akceptujemy siebie”, no i mamy lżej niż ci, co ciągle nad sobą pracują.
Praca
W świecie mojego dzieciństwa mało słyszałem o akceptacji siebie. Więcej o tym, że trzeba nad sobą pracować. Nie czuję, żeby ta dysproporcja specjalnie mnie dotknęła. Myślę jednak, że dotknęła niektórych moich rówieśników, którzy ciągle są z siebie niezadowoleni i ciągle chcieli, by coś w sobie poprawiać.
Mówią, ale niewiele z tego wynika. Praca nad sobą to raczej utyskiwanie pełniące rolę zasłony dymnej dla swoich słabości. Nieskuteczność tych działań jest, jak sądzę, związana z brakiem… akceptacji siebie!
Kolejność
Rozejrzyj się i zobacz, gdzie jesteś. Zobacz swoje wady i zalety. Sprawdź, ile masz oszczędności i długów. Pomyśl o tym, co dobre i o tym, co złe. Teraz czas na zaakceptowanie tego, jak było do tej pory, a równocześnie na niezgodę na to, co może być w przyszłości. A ta przyszłość jest zależna od tego, co wybierasz teraz. Trochę namieszałem? Już tłumaczę.
Akceptacja siebie, swoich zachowań (których nie lubimy, albo lubimy, mimo że są destrukcyjne, np. palenie papierosów) to punkt wyjścia do zmian. Sama praca nad sobą bez akceptacji siebie to budowanie ścian bez wylania fundamentów. Jednak niektórzy zatrzymują się na akceptacji myśląc, że to już koniec podróży. A przecież to dopiero teraz zacznie się dziać najciekawsze.
A zatem trzeba zachować właściwą kolejność. Nie zatrzymywać się na żadnym z etapów i mieć dla siebie wyrozumiały plan.
Wyrozumiały plan
Co mają ze sobą wspólnego Janusz Korczak i Ignacy Loyola? To dla mnie mistrzowie „wyrozumiałego planu”.
Korczak zakładał się ze swoimi wychowankami np. o to, czy dany chłopiec będzie się w tym tygodniu bić mniej razy. Zakład teoretycznie był między wychowawcą a wychowankiem. W praktyce wychowanek zakładał się sam ze sobą. Wychowawca był tylko „punktem kontrolnym”.
Loyola zachęcał do prowadzenia „notatnika zachowań”. Za każdym razem, gdy zachowanie się powtórzy należy postawić kropkę. W ten sposób dajemy samu sobie informację zwrotną, jaki efekt dają nasze starania.
Akceptacja siebie to punkt wyjścia do pracy nad sobą. A jednocześnie w trakcie pracy potrzebna jest akceptacja. Przecież to jasne, że nie będzie idealnie, że tego, co w nas słabe nie da się zmienić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To jasne, że wszystkich starych nawyków nie da się zmienić na raz. Warto mieć wyrozumiały plan, w którym akceptacja i praca są jak dwa wiosła, po dwóch stronach, tej samej łódki.
Czytaj także:
Akceptacja siebie nie wyklucza próby stawania się lepszym.
Czytaj także:
Gajdowie, Szustak i… praca nad sobą. Jak łączyć modlitwę z rozwojem osobistym?
Czytaj także:
Czy mówienie o sobie to egoizm?