To, czego się boję, spotyka mnie z trudnymi, bezbronnymi i poranionymi częściami mnie. Odpowiedź na to pytanie może mi pokazać, że nie reaguję na to, co jest, ale na to, co dzieje się w mojej własnej głowie.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Gniew to nasz sprzymierzeniec, podarowany, by nas bronić przed niebezpieczeństwem. Ulokowany został w najwcześniej wykształconej części mózgu, tzw. „mózgu gadzim”, by reagować na sytuację zagrożenia życia. Złość stawia nas całych w mobilizacji – napinają się mięśnie, odczuwamy przypływ siły i odwagi. Nieraz metaforycznie wsiadamy do walca, by rozjechać wszelkie zagrożenia na drodze. A nieraz chcielibyśmy to zrobić naprawdę.
Gniew i lęk
O związku gniewu z lękiem przypomniał mi ks. Rafał Chruśliński, gdy słuchałam nagrania rekolekcyjnej konferencji. Że te dwa uczucia znajdują się bardzo blisko siebie. Ta myśl zaprowadziła mnie do pytania, czego ludzie boją się najczęściej. I dlaczego uruchamiamy walec: agresywnych słów, ocen, gestów, które mają uratować. Nas i innych. Nas i ważne dla nas sprawy. Uratować przed zagrożeniem tak wielkim, jakby w grę wchodziło nasze życie. I choć mają ratować – tak wiele niszczą.
Czego się boisz, żono, gdy mąż nie wraca długo z pracy? O jego życie i zdrowie? O to, że jeśli wydarzy się tragedia, zostaniesz sama z dziećmi? Czy obawiasz się, że nie myśli o tobie i nie bierze ciebie pod uwagę? Że niewiele znaczysz dla niego? Co mówisz, witając go w drzwiach? „Jak możesz tak mnie traktować…”? Ileż w tym lęku małej dziewczynki, która obawia się, że zostanie sama, że nikt jej nie kocha. Że bliski człowiek odejdzie jak tata, który porzucił, albo że będzie podobnie jak on niedostępny. Że nie zauważy jej podobnie jak mama, która zajęta swoimi problemami, rzadko uważnie spoglądała i widziała, co się dzieje w życiu córki.
Czego się boisz, mężu, gdy robisz żonie wymówki o pieniądze? Że ich zabraknie i sobie nie poradzicie? Że nie utrzymasz rodziny i nie będziecie mogli zaspokoić waszych ważnych potrzeb? A może boisz się także, że wszyscy zobaczą, że sobie nie poradziłeś i nie sprawdziłeś się? Że ujrzą w tobie małego chłopca, który nagle musiał stać się dorosłym, i który stoi przed widownią upokorzony i zawstydzony? Który słyszy wracające jak refren słowa, że „tobie nic nigdy się nie uda”, „nie można na ciebie liczyć”? Bo może wszystko to już było. Może katastrofa wydarzyła się dawno temu, gdy byłeś mały: klęska braku dania ci szansy, braku wiary w ciebie i braku zaufania. I do dzisiaj drżysz.
Czego się boisz, mamo, gdy krzyczysz na dzieci? Że wyrosną na ludzi niepoukładanych? Że się pogubią? Czy boisz się, że ich energia i potrzeby cię wchłoną i nic z ciebie nie zostanie? A może – że nie zdążysz ze wszystkim, co „musi być zrobione”? Że nie starczy ci sił? Może nosisz w sobie lęk przed byciem niewidzialną, jak twoja własna mama, która nigdy nie widziała swoich potrzeb i nie pamiętasz jej wypoczętej i zadowolonej? Może boisz się, co ludzie powiedzą o tobie, patrząc na wasze dzieci i dlatego nie dajesz im prawa do bycia tylko dziećmi? I stajesz bardziej po stronie tych „wszystkich” niż tych małych ludzi blisko ciebie?
Jaki lęk przeżywasz, tato, gdy złościsz się na swoje dzieci, rzucając im lodowate spojrzenia, szorstkie słowa, mnożąc kary i groźby? Boisz się, że nie będą wystarczająco przygotowane do dorosłości, a przecież „życie jest ciężkie”? Utraty autorytetu? Utraty kontroli i poczucia władzy nad dziećmi? Że wejdą ci na głowę? Że nic o życiu nie będą wiedzieć, jeśli nie doświadczą takiej dyscypliny i strachu jak ty?
Prześwietl swoją złość
Warto prześwietlać swoją złość, przyglądać się jej i pytać, czego się boję. To o wiele trudniejsze niż opowiadać, na co się wściekam. To, czego się boję, spotyka mnie z trudnymi, bezbronnymi i poranionymi częściami mnie. Odpowiedź na to pytanie może mi pokazać, że nie reaguję na to, co jest, ale na to, co dzieje się w mojej własnej głowie.
To także jednak ulga. Może jednak niczyje życie nie wisi na włosku. I jednak bardziej od obezwładniającego lęku przyda się zaufanie. Boję się, że nie jestem dla ciebie ważna, ale mimo tego lęku chcę ci zaufać, że robisz najlepiej, jak umiesz. Ufam dzieciom, że są dobre, chcą jak najlepiej i pokazują mi prawdę o sobie i swoich potrzebach. Wierzę, że co by się nie działo, to sobie poradzę. Jestem wystarczająco dobra/dobry. Jestem kochany. Jestem kochana.
Czytaj także:
Warto zrozumieć swoją złość
Czytaj także:
Kim jesteś dla swojego ciała? Widzisz w nim tylko defekty?
Czytaj także:
Justin Bieber: Jezus może zabrać Twój ból, wstyd, poczucie winy, strach