Chodzi przecież o życie dzieci, które dobrze, by w relacji z nami nie tylko „jakoś przetrwały”. I by nie było tak, że choć fizycznie nikt nie zrealizuje gróźb o zabójstwie, one tak naprawdę później będą ledwo żyły, niosąc na sobie ciężar słów pełnych przemocy.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
„Powiedz mu, żeby się uspokoił” – mówił tata do pięcioletniej córeczki na parkingu pod hipermarketem. Jej brat, może trzyletni, siedział w sklepowym wózku zapakowanym zakupami. Nie płakał ani nie krzyczał, więc trudno powiedzieć, co sprawiło, że wściekły rodzic dokończył zdanie tak: „…bo jak go spiorę, będzie żałował, że go nie zabiłem”. Cóż, pomyślałam. Pewnie są dzieci, które tak żałują. Dorastają i nawet nie bardzo wiedzą, czemu odechciało im się żyć.
Odgrywanie traumy
Łatwiej dochodzi do takich scen, z których – jak wierzę – rodzice często nie są dumni, gdy kończą im się zasoby. Upał, późna pora, wózek zapakowany po czubek, bagażnik ledwo mieszczący zakupy. Nie wiadomo, co stało się wcześniej, że ów ojciec był jak beczka prochu. Sądząc po archaicznej formie wyrazu, właściwej dla prozy młodzieżowej lat osiemdziesiątych, powiedziałabym, że raczej był to tekst odtworzony ze starej płyty, a nie twórczość własna. Raczej to zdanie złożone warunkowe było wielokrotnie słyszane. I pewnie dlatego wiele razy deklamowane w teatrze odgrywania traumy, która tak bolała, że tylko odtwarzanie jej na nowo jest w stanie wyrazić, jak bardzo to nie do pojęcia. Tak mówić do własnego dziecka.
To, czego rodzic sam doświadczył jako dziecko, najłatwiej uruchamia się w stresie, gdy ta stara płyta włącza się jak w szafie grającej. Z automatu. W poczuciu zagrożenia najłatwiej wjechać w stare, bezpieczne koleiny. Nie potrzeba znać fizyki kwantowej, by wiedzieć, że im większe przeciążenie, tym większe napięcie. Wtedy nawet proste „siku mi się chce” rodzic może odebrać jako zamach na własną osobę. Im większa presja, tym łatwiej stracić kontakt z własnym wolnym wyborem. „Nie wytrzymałem i musiałem to powiedzieć”. W trybie walki i ucieczki sięgamy po rzeczy najbardziej pod ręką: po to, co sami zapamiętaliśmy z własnego dzieciństwa.
Chcemy dobrze?
Poruszyło mnie bardzo, gdy niedawno Tomek Sadzewicz („Bliskościowy Ninja”) podzielił się refleksją, że rodzice sięgają po to, czego sami doświadczyli jako dzieci, dlatego, że chcą dobrze. Rzeczywiście, pamięć w takiej postaci przechowuje gesty i słowa rodziców: „to było dla mnie dobre”. Dzieci wierzą rodzicom i dlatego to, co oni mówią i robią, biorą za wyraz miłości. Jeśli mama na widok bałaganu w pokoju robiła pilota albo wyrzucała rzeczy przez okno, to wierzyliśmy, że tak jest najlepiej.
Prędzej przestajemy kochać siebie niż rodziców. I nawet gdy potem ktoś decyduje, że chce wychowywać swoje dzieci inaczej, trudno jest się uwolnić od tych pierwszych schematów. Potrzeba ileś spędzić na refleksji i przypominaniu sobie, że to było okropne i zbyt gwałtowne na dziecięcą wrażliwość. Przypomnieć sobie po to, by wybierać inaczej – nawet w silnym wzburzeniu.
Za tymi strategiami czy metodami uzyskiwania „skutków wychowawczych”, które ranią dzieci, stoją też konkretne przekonania zapożyczone od własnych rodziców. Ów tata, który prawdopodobnie słyszał: „tak cię spiorę, że będziesz żałował, że nie zabiłem” – może nosić w sobie przekonanie, że rodzice dysponują życiem dzieci. Że mogą decydować o ich losie. Że dzieci mają prawo do życia o tyle, o ile nie sprawiają rodzicom kłopotu. Że szczęśliwa może być tylko jedna strona – albo dzieci, albo dorośli, bo dla obojga nie znajdzie się wystarczająca ilość miejsca w domu.
Nie tylko przetrwać
Jeśli chcemy przerwać „falę” destrukcyjnych słów i gestów, potrzeba naprawdę sobie przypomnieć: „Czy one mi pomagały?”. Co wtedy myślałem? Co czułem? Gdybym zobaczył na filmie, że ojciec tak całkiem serio mówi do małego synka – czułbym, że to w porządku? Czy raczej doznałbym wstrząsu i rozdarcia? Warto sprawdzać i ubogacać się w nowe sposoby myślenia i reagowania. I na pewno warto nie doprowadzać siebie do sytuacji takiego wyczerpania i stresu (o tym napiszę w kolejnym tekście), by być zdanymi tylko na ową „starą płytę” w nas.
A chodzi przecież o życie dzieci, które dobrze, by w relacji z nami nie tylko „jakoś przetrwały”. I by nie było tak, że choć fizycznie nikt nie zrealizuje gróźb o zabójstwie, one tak naprawdę później będą ledwo żyły, niosąc na sobie ciężar słów pełnych przemocy.
Czytaj także:
Warto zrozumieć swoją złość
Czytaj także:
Czy i jak rozmawiać z dzieckiem o śmierci?