separateurCreated with Sketch.

Heroizm sióstr zakonnych. „Specjalnością” klasztoru przy Hożej były powstańcze śluby

MATKA MATYLDA GETTER
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Matka Matylda Getter to postać legendarna – założycielka 20 sierocińców, która w czasie okupacji ukryła około siedmiuset Żydów, zwłaszcza dzieci.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Wszystkie klasztory pomagały

Opisując rolę Kościoła w czasie Powstania Warszawskiego, historycy najczęściej koncentrują uwagę na kapelanach wojskowych. Tymczasem wszystkie klasztory w stolicy włączyły się w pomoc walczącym oraz ludności cywilnej. Zakonnice gotowały posiłki, opatrywały rannych, dodawały otuchy, modliły się.

Wszystkie klasztory w stolicy podzieliły los mieszkańców w czasie Powstania Warszawskiego. Część z nich została wciągnięte w oko cyklonu w sposób spontaniczny, inne włączyły się po informacjach o planowanym zrywie. Wszystkie zdały egzamin ofiarności, posuniętej do heroizmu.


KAPELANI POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
Czytaj także:
Spowiadali, błogosławili śluby, a nawet odbierali porody. Kapłani w Powstaniu Warszawskim [galeria]

 

Matka Matylda Getter

Klasztor sióstr Zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryi należał do tych, które w sposób planowy i systematyczny przygotowały się do walk. Wszystko dzięki ówczesnej przełożonej prowincjalnej matce Matyldzie Getter, zwanej potocznie Matusią – postaci legendarnej, założycielce dwudziestu sierocińców, osobie, która w czasie okupacji ukryła w prowadzonych przez Zgromadzenie placówkach i u zaprzyjaźnionych rodzin ok. siedmiuset Żydów – zwłaszcza dzieci.

W chwili wybuchu Powstania miała siedemdziesiąt cztery lata i była po zawale, który przeszła na wiosnę tego roku, a lekarze zalecali jej całkowity wypoczynek i ograniczenie ruchu do godziny dziennie – jak notuje klasztorna Kronika. Była na rekonwalescencji w Ulanówku pod Warszawą, ale przyjechała na Hożą w lipcu, by przygotować placówkę do walk.

O planowanym powstaniu wiedziała, ponieważ była żołnierzem podziemia. Najpierw zatroszczyła się o dzieci przebywające na Hożej – w lipcu odesłała je do rodzin lub innych zakładów Zgromadzenia. Nieoceniona s. Marcela Bobińska, wprawiona w przewożeniu żywności mimo niemieckiego zakazu, w całkowitej tajemnicy, etapami, zaopatrywała klasztor w żywność.

Nikt z domowników nie wiedział, jaki jest cel gromadzenia zapasów. „W ten sposób nie było niepotrzebnej paniki i zamieszania” – czytamy w Kronice.

 

Powstańcze śluby

Gdy Powstanie wybuchło, przy Hożej zorganizowano kuchnię dla cywilów, a „Matusia wraz z siedmioma zakonnicami stanęła na czele pracy”. Zorganizowano szpital dla około stu rannych, a siostry pod gradem kul roznosiły posiłki chorym i ubogim z okolicznych domów.

Siostra Benigna Skórska od rana do nocy wypiekała chleb. Matusia dodawała otuchy i odwagi walczącym, a miała kogo wspierać, bo na Hożej stacjonowało dowództwo VII obwodu okręgu warszawskiego AK „Obroża”. Poległych chowano na klasztornym podwórzu w zaimprowizowanym cmentarzyku.

„Specjalnością” Hożej były powstańcze śluby – było ich kilkanaście, pary błogosławił ks. kapelan Adam Śniechowski, a Matusia nawet w tak ekstremalnych warunkach potrafiła zorganizować nowożeńcom przyjęcia, na których gości podejmowano kanapkami z cieniutkimi plastrami pomidora lub pąkami nasturcji.

Gdy wyczerpały się zapasy żywności, robiono sałatki, które okazały się bardzo smaczne – przyrządzano je z wszelkiej zieleniny – liści buraków, naci marchewki i pietruszki, wszystkiego, co jeszcze pozostało w przyklasztornym ogrodzie.



Czytaj także:
Moja babcia przeżyła okupację, ale o tym jednym wydarzeniu z Powstania nigdy nie chciała mówić…

 

Siostry opuszczają klasztor

Gdy upadek Powstania stał się oczywisty, matka Getter kazała zabić klasztorną świnkę. Każdy z udających się do niewoli żołnierzy otrzymał kawałek chleba i boczku na drogę.

Siódmego września Niemcy nakazali ewakuację zakonnic i osób przebywających w klasztorze.

Siostry z „ciężkim sercem”, jak zaznacza Kronika, opuszczały dom. Matusia poleciła idealnie posprzątać klasztor i całe obejście. Nie zamknęła domu na klucz. Może chciała, by zamków nie rozbili grasujący po mieście szabrownicy. Cała grupa – siostry, osoby świeckie, w tym trzy Żydówki, potykając się o gruzy i barykady zrujnowanego miasta, udała się na zachód, do obozu w Pruszkowie.

„Matusia do Okęcia szła piechotą. Wszyscy podziwiali Matusi siłę i energię. Cudownie wprost, zaraz po takiej ciężkiej chorobie, przebyła Powstanie, a i teraz zachowywała się dzielnie” – notuje kronikarka. Dopiero za Okęciem dr Kwieciński zmusił ją jednak, aby wsiadła na jego rykszę.

Do Pruszkowa już nie dotarły – udały się do Brwinowa, gdzie Rodzina Maryi prowadziła sierociniec, założony przez Matusię w czasie okupacji. Matka Getter została zabrana przez współsiostry do Kostowca. Tam także Zgromadzenie prowadziło zakład wychowawczy.

 

Powrót do domu

„Bóg okazał swoje Miłosierdzie nad tymi, którzy byli w Imię Jego miłości miłosiernymi dla wszelkiej ludzkiej nędzy. Wszyscy przypisują to ocalenie łasce Bożej, udzielonej dla zasług Matusi” – notuje Kronika. Rzeczywiście, nikt z zespołu, który wspierał powstańców przy ul. Hożej, nie zginął. Tylko jedna siostra samarytanka, którą Powstanie zaskoczyło w Warszawie, została ranna.

Na początku lutego 1945 r. trzy siostry udały się na Hożą. Dom był całkowicie rozgrabiony, musiały znów porządkować klasztor. Wdzięczni mieszkańcy, którzy też wracali na ruiny swoich spalonych i zdewastowanych domów, spieszyli im z pomocą.

Z inicjatywy Matusi niezwłocznie powstała kuchnia dla biednych. Przez trzy lata ok. dwustu ubogich otrzymywało tu posiłki. Na Hożej był punkt rozdzielania odzieży, kierowany przez pracowników świeckich.

Na Wielkanoc 1945 wszystkie siostry wróciły na Hożą i „radośnie obchodziły dzień powrotu i ocalenia”. Całe lato siostry porządkowały dom, by doprowadzić go do normalnego stanu. Wracały do normalności. Do całkowitej normalności będą musiały jeszcze czekać przez długie dekady.

aw / ks


HENRYK TROSZCZYŃSKI
Czytaj także:
“Nade mną stał Niemiec i płakał. Łzy mu leciały z oczu”. Wspomnienia powstańca

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!