separateurCreated with Sketch.

Wygrała morderczy ultramaraton: Ważniejsze jest to, kim jesteśmy, a nie co osiągnęliśmy

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Patrycja Bereznowska wygrała najtrudniejszy ultramaraton na świecie. Przebiegła Dolinię Śmierci w ponad 24 godziny. „Aletei” opowiada o swoich pierwszych treningach biegowych, wspomnieniach z dzieciństwa, obronie pracy doktorskiej i wartościach, jakie ceni w życiu.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Anna Gębalska-Berekets: Interesuje się pani jazdą konną. Czy ma pani tutaj podobne sukcesy jak w bieganiu?

Patrycja Bereznowska: Z jazdą konną jest zupełnie inaczej. Interesuję się końmi od wielu lat. Zaczęło się w szkole średniej, mniej więcej w wieku 17 lat. Każdą wolną chwilę poświęcałam koniom. Skończyłam studia w tym kierunku, obroniłam doktorat.

Całe moje życie zawodowe związane jest z końmi, to moja pasja. Jeździectwo to mój wyuczony i praktykowany zawód. Przez długie lata startowałam również w zawodach jeździeckich, osiągałam sukcesy na poziomie Mistrzostw Polski czy Mistrzostw Świata Młodych Koni. Osiągnięcia w biegach jednak są zdecydowanie większe.  

Wspomniała pani o obronie swojej pracy doktorskiej, której temat dotyczy hodowli koni i jeździectwa. Nie chciała pani pozostać na uczelni, by tam kontynuować badania naukowe? 

Okres moich studiów doktoranckich uzmysłowił mi, że tak naprawdę więcej czasu musiałabym spędzać przy komputerze. Musiałabym pisać, publikować artykuły naukowe. Ja natomiast jestem osobą dosyć energiczną i zdecydowanie wolę praktykę jeździectwa.

Pamięta pani swoje pierwsze treningi biegowe?

Tak, pamiętam bardzo dobrze. Biegałam w zasadzie od dziecka. Nie myślałam jednak o tym w kategoriach planów na przyszłość.

W 2008 roku podjęłam decyzję, że wystartuję w zawodach. Był to maraton „Cud nad Wisłą” i rozgrywany jest do tej pory w dniu 15 sierpnia.

Mój pierwszy trening odbyłam na odcinku około 2,5 km. Stwierdziłam, że na początek rozpocznę bieg z krótszego dystansu i stopniowo będę go wydłużać. Ostatni trening odbyłam przed startem, było to 16 km. Celem był mój udział w półmaratonie, który liczył 21 km.

 

Patrycja Bereznowska: ultramaratony to konsekwencja kariery jeździeckiej

Co sprawiło, że zaczęła się pani interesować ultramaratonami?

To też było związane z końmi. Startowałam w biegach długodystansowych. Ich długość sięgała nawet 160 km, a czasami nawet i 200 km, które pokonywane były w ciągu 2 dni, dwa razy po 100 km dziennie.

Kiedy zaczęłam biegać w ultramaratonach, z długimi dystansami byłam już oswojona. Wiedziałam co to za wysiłek. Trzeba biec od kilkudziesięciu do kilkunastu godzin. Dla mnie było już to wtedy naturalne.

Zaczęłam brać udział w ultramaratonach w wieku 33 lat. To czas, kiedy nie osiąga się już wielkich sukcesów w krótkich biegach, ale i nie myśli się też o dłuższych dystansach. Świadomie dałam sobie czas około 4, 5 lat, by moja wytrzymałość była na tyle duża, bym nie zrobiła sobie krzywdy ani nie nabawiła się kontuzji podczas biegu.

Start w ultramaratonach to była też konsekwencja mojej kariery jeździeckiej i tego, że w dosyć późnym wieku zaczęłam brać udział w maratonach.

Co pani zdaniem jest najtrudniejszego w takich biegach? Czy łatwiej pokonać słabość fizyczną czy też psychiczną? 

To wszystko zależy od biegu, od miejsca, od dnia, w jakim ten bieg jest rozgrywany. Mówi się, że w ultramaratonach biega się głową, tzn. że psychika odgrywa tu ważną rolę. Ale gdy biegowi towarzyszą bardzo trudne warunki pogodowe czy specyficzne ukształtowanie trasy (np. w górach), to aspekt fizyczny wychodzi na pierwszy plan. A czasami aspekt psychiczny. Dlatego uważam, że jeden i drugi jest bardzo ważny. Trzeba nauczyć się radzić sobie z problemem fizycznym, ale i psychicznym.

Podczas standardowego treningu biegowego każdy ultrabiegacz powinien pracować nad własna głową, nad psychiką oraz nad tym jak rozwiązywać problemy, które się pojawiają. Istotne jest to, by zdawać sobie sprawę z tego, że problemy na trasie się pojawiają i być na to gotowym. Warto też mieć takie narzędzia, by być gotowym na rozwiązanie różnych problemów. Wtedy dużo łatwiej jest pokonywać kryzysy.

 

“Co się stanie, jeśli spróbuję i się nie uda? Nic!”

Czy zamierza pani kontynuować swój udział ultramaratonach, czy też ma pani jeszcze inne cele, które chciałaby osiągnąć?

Już w zeszłym roku podjęłam pierwszą próbę wydłużania dystansu. Wystartowałam w biegu 48-godzinnym. Udało mi się pokonać również startujących tam mężczyzn i przebiec 401 km. Dało mi to wtedy rekord świata kobiet i myślę, że to była konsekwencja narastającego u mnie doświadczenia i tego, że z wiekiem tracimy szybkość, ale zyskujemy wytrzymałość. Będę wydłużała dystans.

Chciałabym jeszcze wrócić do pani dzieciństwa. Czy ma pani jakieś szczególne wspomnienia z tego okresu, do których pani chętnie powraca? Być może to one pomagają pani w codziennych zmaganiach i dają siłę, by realizować swoje marzenia i postawione cele?

Dzieciństwo spędziłam głównie z mamą i to ona przez wczesne lata mojego życia uczyła mnie tego, by mieć pasję i tego, że kiedy coś się robi, to ważne, by to wykonywać dobrze i nie poddawać się w realizacji marzeń. Często wracam do tych jej słów. Zresztą jej postawa pokazywała mi, że pasje są niezwykle ważne. Sama jako pasjonatka ogrodnictwa robiła to całkiem nieźle, poświęciła się temu bardzo profesjonalnie. Uczyła mnie również tego, że z prostych rzeczy można się cieszyć i czerpać właśnie z nich ogromną satysfakcję.

Jakie wartości ceni pani najbardziej w życiu?

Bardzo ważna jest dla mnie prostota codziennych rzeczy i to, że uśmiechamy się do drugiej osoby i jesteśmy wobec niej życzliwi. Dlatego cenię pogodę ducha, ale i szczerość wśród otaczających nas ludzi.

A jak na pani pasje reaguje rodzina?

Pozytywnie. Mam wsparcie od swoich bliskich. Członkowie mojej rodziny mieszkają też poza granicami Polski, ale kiedy biegnę, kibicują mi, gratulują. To dla mnie bardzo ważna rzecz.

Wielu młodych ludzi ma marzenia w swoim życiu, ale działają zapobiegawczo, boją się je realizować z różnych względów…Co mogłaby pani im powiedzieć, by ich zmotywować do działania?

Każdy myśląc o swoich marzeniach, zaczyna je analizować, pojawiają się obiekcje. Natomiast ja zawsze sobie zadaję pytanie: co się stanie jeżeli spróbuję i się nie uda? Nic! To proste, prawda? Warto też poprosić o pomoc.

W wielokrotnym realizowaniu swoich marzeń nie bez znaczenia jest pomoc i wsparcie najbliższych przyjaciół i najbliższego otoczenia. Tych dalszych prosiłam o pomoc w dofinansowaniu projektu na zrzutka.pl. Otrzymałam ją.

Nie należy bać się porażek, bo jeśli takowa się zdarzy to będzie to dla nas nauka i tak ją też należy traktować. Trzeba też nieraz wyjść z własnymi marzeniami, projektami czy też problemami do ludzi. Zawsze sobie powtarzam, że tak czy inaczej jesteśmy postrzegani bardziej przez pryzmat tego, kim jesteśmy, a nie co osiągnęliśmy. Nie należy zatem odczuwać lęku przed porażkami. To, że po naszej drodze coś nam nie wyszło, nie jest naprawdę tak ważne.


AMY PALMIERO WINTERS
Czytaj także:
Amy. Jako pierwsza osoba z amputowaną nogą ukończyła maraton przez pustynię


MARY SHERTENLIEB AND HUSBAND
Czytaj także:
Jej maraton trwał 13 godzin. I choć dobiegła ostatnia, wygrała

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!