„Jej relacja z Bogiem była pogłębiona, aczkolwiek Ania była niezwykle dyskretna w przeżywaniu swej wiary. Nie robiła nic na pokaz” – Annę Jantar w rocznicę jej śmierci wspomina ks. prof. Andrzej Witko.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ks. Andrzej Witko to autor kilkudziesięciu książek, w tym bestsellerowej – o Annie Jantar. Jest historykiem sztuki, teologiem, profesorem nauk humanistycznych. Wykłada na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II W Krakowie. Nam opowiada o Annie Jantar – jej relacji z Bogiem, macierzyństwie.
Katarzyna Szkarpetowska: Co było dla Księdza inspiracją do napisania książki o Annie Jantar?
Ks. prof. Andrzej Witko: Przed laty Natalia Kukulska zapytała mnie, czy zechciałbym napisać coś o jej mamie na stronę internetową, która wówczas powstawała. To było w dniu, w którym ochrzciłem małą Anulkę, wnuczkę Ani Jantar. Powiedziałem wówczas, że się zastanowię i kilka dni później byłem już przekonany, że pamięć o Ani warto utrwalić na kartach książki. Podzieliłem się tym pomysłem z Natalią. Bardzo się ucieszyła. Zdecydowałem, że nie będę pisać klasycznej biografii, ale skonstruuję książkę jako wywiad-rzekę w oparciu o autentyczne wypowiedzi Ani, zawarte w wywiadach prasowych, radiowych i telewizyjnych, w jej osobistej korespondencji, a nawet w prywatnych nagraniach ze spotkań z nią. Te treści dopełnione zostały wspomnieniami rodziny, przyjaciół i fanów.
Halina Szmeterling, mama piosenkarki, we wstępie do książki napisała: „Andrzeju, po tylu latach pozwoliłeś mi być znowu na co dzień z moją Córką”.
Śmierć Ani była dla pani Halinki prawdziwym dramatem. Widać było, jak wielka to dla niej rana i boleść. Praktycznie każde wspomnienie Ani sprawiało, że w jej oczach pojawiały się łzy. W katastrofie zginęła jej ukochana córka, ale też matka jej wnuczki. I to dla tej małej kruszynki, czteroletniej wówczas Natalii, postanowiła poszukać w sobie siły, by dalej żyć. Jestem przekonany, że to, iż stała się właściwie mamą dla Natalii, było dla niej w jakimś sensie formą przeżywania obecności Ani.
Anna Jantar i jej relacja z Bogiem
Czy mała Natalia miała świadomość tego, co się stało?
Natalia nawet ostatnio podkreśliła, że to, iż była takim małym dzieckiem, zaoszczędziło jej bólu przeżywania śmierci mamy. Co nie zmienia oczywiście faktu, że przez całe życie, a szczególnie w okresie dojrzewania, bardzo jej brakowało obecności mamy, z czym próbowała rozliczyć się chociażby w pięknej piosence „Po tamtej stronie”.
Jak ze śmiercią Anny Jantar zmierzył się jej mąż, Jarosław Kukulski?
Jarek zamknął się bardzo w sobie. Z pomocą przyszli mu koledzy i koleżanki z branży, którzy uznali, że jakimś lekarstwem na jego ból i cierpienie będzie twórczość. Zaczęli zwracać się do niego z prośbami, aby pisał dla nich nowe piosenki czy komponował większe formy muzyczne. Poza tym musiał podjąć dla Natalii rolę obydwojga rodziców.
Na czym, według Księdza, polega fenomen Bursztynowej Dziewczyny i jej twórczości?
Na kilka dni przed śmiercią, w wywiadzie udzielonym w Stanach Zjednoczonych, Ania powiedziała: „Pragnę, aby zdobiło mnie przede wszystkim moje serce, które stoi otworem dla wszystkich ludzi”. Była artystką i chciała dzielić się tym wielkim talentem, jaki otrzymała od Pana Boga, ale przede wszystkim pragnęła dzielić się dobrocią serca. Jej twórczość odzwierciadlała piękno, prawdę i autentyzm jej człowieczeństwa. Każdy, kto zetknął się z Anią, widział, że była wyjątkowo ciepłym i serdecznym człowiekiem. Nigdy nie zdarzyło się, by powiedziała o kimś coś złego.
Jaką miała relację z Bogiem? Czy wiara była dla niej oparciem?
Jej relacja z Bogiem była pogłębiona, aczkolwiek Ania była niezwykle dyskretna w przeżywaniu swej wiary. Nie robiła nic na pokaz. Ksiądz wikary z parafii we Wrześni, na terenie której mieszkali rodzice Jarka, a teściowie Ani, wspominał, że bardzo krępowało ją, gdy ludzie, podekscytowani na jej widok, pokazywali ją palcem w kościele. Wspomniany kapłan, aby ułatwić jej uczestnictwo w Eucharystii, zaproponował, żeby przychodziła do zakrystii i tam, bardziej dyskretnie, mogła się modlić i przyjmować Komunię św. Kiedy przeglądałem kalendarzyk z jej zapiskami, zwróciłem uwagę, że w ciągu roku kilkukrotnie zaznaczyła, że ma spotkanie z kapłanem. Z pewnością Ania miała silną potrzebę zgłębiania tajemnic wiary i szukania odpowiedzi na fundamentalne pytania dotyczące życia i śmierci.
„Tylko mnie poproś do tańca”. Piosenka o tęsknocie za… Bogiem
Podobno w momencie śmierci miała w dłoni różaniec.
To prawda. Katastrofa lotnicza dokonała się w ciągu piętnastu sekund. Ludzie, którzy znajdowali się wówczas na pokładzie samolotu, mieli więc ćwierć minuty na dokonanie ostatecznych, najważniejszych wyborów. Lekarka medycyny sądowej, obecna przy badaniu skutków katastrofy, znalazła w dłoniach Ani zaciśnięty mocno maleńki różaniec. Pani Halinka mówiła, że córka zawsze miała go przy sobie, w torebce. Dramaturgię tego faktu wzmaga dodatkowo wspomnienie jednej z piosenek Ani „Tylko mnie poproś do tańca”. Kiedy rozmawiałem z autorem słów tej piosenki Bogdanem Olewiczem, podkreślił, że inspirował się tekstem Księgi Mądrości. Cenzura, z powodu słów o różańcu, zablokowała ten utwór i dopiero po wyborze Karola Wojtyły na papieża zgodziła się na rozpowszechnianie piosenki. To nie jest, jak mogłoby się wydawać, utwór o tęsknocie kobiety, która pragnie zatańczyć z mężczyzną, ale tęsknocie za Bogiem i o nadziei wypływającej z mocy różańca, której również Ania uchwyciła się w chwili śmierci.
Gdy piosenkarka była w ciąży, pojawiły się komplikacje. Lekarz zasugerował jej aborcję. Ona jednak postanowiła, że nie usunie dziecka.
Ania tęskniła za tym, żeby zostać matką. Kiedy wreszcie okazało się, że jest w ciąży, miało dojść do tzw. zatrucia ciążowego. Nie mogła przyjmować żadnych pokarmów. Była bardzo osłabiona, zaczęła chudnąć. Lekarz stwierdził, że ciąża stanowi zagrożenie dla jej życia i w tej sytuacji zaordynował aborcję. Zarówno Ania, jak i Jarek, od samego początku nie chcieli się na to zgodzić. Jednocześnie obawiali się o życie Ani. Jarek opowiadał, że modlili się całą noc poprzedzającą dzień, w którym mieli się zgłosić do szpitala. Płacząc, błagali Boga, aby ochronił Anię i to małe dzieciątko, które nosiła pod sercem. Wtedy też zdecydowali, że cokolwiek się stanie, nie zgodzą się na aborcję. Po całonocnej modlitwie Ania zasnęła. Gdy obudziła się rano, poczuła głód. Poprosiła mamę, aby ugotowała jej rosół, który – jak się okazało – zjadła ze smakiem. Był to jej pierwszy posiłek od wielu dni, którego nie zwymiotowała, a zarazem znak, że Bóg wysłuchał ufnej modlitwy małżonków.
Życie Anny Jantar było tak krótkie. Myśli Ksiądz, że zdążyła być szczęśliwa?
Z pewnością. Zresztą, w jej kalendarzu, w dniu, w którym urodziła się Natalia – a był to Popielec, 3 marca 1976 r. – Ania napisała: „Godzina 21.30. Dziś urodziła się nam córeczka. Jestem najszczęśliwsza na świecie”. Macierzyństwo było dla Ani źródłem ogromnej radości. Natalia bardzo ją przypomina – zarówno zewnętrznie: wyglądem, sposobem poruszania się, głosem, jak i wewnętrznie: delikatnością, życzliwością, dobrocią. Jestem przekonany, że Ania była też szczęśliwa artystycznie – kochała to, co robi, a ludzie pokochali ją i jej twórczość. Ta miłość przetrwała jej śmierć i kolejnych czterdzieści lat.
Czytaj także:
Marta Żmuda Trzebiatowska: W słabszych momentach ratowała mnie wiara
Czytaj także:
Penelope Cruz o dniu, w którym Matka Teresa zmieniła jej życie
Czytaj także:
„Niech nic cię nie smuci”. Modlitwa św. Teresy z Ávili na wszelkie lęki i niepokoje