Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 26/04/2024 |
Św. Anakleta
Aleteia logo
Duchowość
separateurCreated with Sketch.

Szymanów. Matce Marcelinie chodziło o to, żeby wychować dobrą żonę, matkę i obywatelkę

SZYMANÓW, KLASZTOR

Marek BAZAK/East News

Jarosław Kumor - 16.03.20

Zależało jej na kobietach rozumnych, myślących krytycznie, biorących odpowiedzialność za swoje obowiązki.

Z s. Donatą Tymińską, niepokalanką z Szymanowa, rozmawia Jarosław Kumor.

Jarosław Kumor: Zawsze, kiedy rozmawiam z kimś, kto był w klasztorze sióstr niepokalanek w Szymanowie, mówi, że to miejsce jest szczególne. Najciekawsze dla mnie jest to, że budynek klasztorny to właściwie pałac, w którym mieszkała rodzina książęca.

S. Donata Tymińska: Tak, choć długo się nie namieszkali. Jest to pałac zbudowany przez księcia Konstantego Lubomirskiego pod koniec XIX w. dla jego żony, która niestety zostawiła księcia i nie chciała pałacu. Dość szybko został wystawiony na licytację, dzięki czemu w 1907 r. pojawiły się tutaj niepokalanki.

Wasza historia w Szymanowie musi być zatem burzliwa, skoro zaczyna się w początkach XX wieku.

Owszem, tak jak cała Polska, przeżywałyśmy wiele trudnych chwil, ale mimo to nieprzerwanie trwała tu praca wychowawcza. Właściwie Szymanów cały czas musiał być konspiracyjny. Kiedy np. był to zabór rosyjski, musiałyśmy pod przykrywką oficjalnego planu lekcji realizować swój własny. Najtrudniej było w czasie II wojny światowej. Pod płaszczykiem szkoły zawodowej odbywały się tajne komplety i normalnie funkcjonowała szkoła, a w drugiej części budynku stacjonowali Niemcy, więc było to przeogromne ryzyko. Ukrywałyśmy też Żydówki, jako nasze uczennice.

SZYMANÓW, KLASZTOR
Marek BAZAK/East News

A jak funkcjonował Szymanów w latach komunizmu?

Miałyśmy ogromne problemy ze strony władz. Szkoła była przeznaczona do zamknięcia. Jakimś cudem, do końca nie wiemy jakim, udało się tego uniknąć. Podejrzewamy, że stało się to za sprawą osoby, której my udzieliłyśmy pomocy w czasie II wojny światowej. Możliwe, że to ona, w zupełnie cudowny sposób, uchroniła Szymanów przed zamknięciem, ale to tylko nasze przypuszczenia. Siostry nieustannie miały kontrole. To wyzwalało ogromną solidarność wśród uczennic, które dzielnie opierały się próbom zakładania wśród nich komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej.

„Samo piękno i jasność”

Jednym z ciekawszych punktów Szymanowa jest figura Matki Bożej Jazłowieckiej. Wiąże się z nią niecodzienna historia. Co to za figura i jak trafiła ona do Szymanowa?

Została wyrzeźbiona pod koniec XIX wieku i stanęła w Jazłowcu, poświęcona przez dzisiejszego świętego – Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, przyjaciela naszej założycielki. W 1946 r., kiedy Jazłowiec był już w obrębie Związku Radzieckiego, zostałyśmy stamtąd wyrzucone. Siostry zabierały z sobą, co mogły, ale spakować marmurową figurę, która waży tonę, nie było tak prosto. Jedna z sióstr poprosiła przełożoną o to, by mogła zostać w klasztorze i zorganizować transport. Nie wiem, jakim cudem jej się to udało, i to jeszcze przy pomocy żołnierzy radzieckich, ale faktem jest, że tego samego roku Matka Boża Jazłowiecka stanęła w Szymanowie.

Figura ma prawie dwa metry i przedstawia Maryję jako młodą dziewczynę z rękami złożonymi na piersiach i z lekko pochyloną głową. „Samo piękno i jasność” – tak o niej napisali studenci ASP w naszej księdze pamiątkowej. Począwszy od lat 40. mieliśmy z jej powodu wielu niezwykłych pielgrzymów, jak na przykład kard. Stefana Wyszyńskiego, który pokochał Matkę Boża Jazłowiecką. Mawiał, że rano w swoich myślach pielgrzymuje na Jasną Górę i do Szymanowa. Warto też nadmienić, że jest to figura koronowana, czyli łaskami słynąca i do tej pory ludzie przyjeżdżają dziękować za łaski i cuda.

MATKA BOŻA JAZŁOWIECKA
Marek BAZAK/East News
Cudowna koronowana figura Najświętszej Maryi Panny Jazłowieckiej z XIX wieku. Rzeźbiarz: Tomasz Oskar Sosnowski

Niewątpliwy wpływ na edukacyjny charakter charyzmatu niepokalanek miała bł. Marcelina Darowska. Była prekursorką w swoich czasach, jeśli chodzi o metody wychowania. Dlaczego?

Matka Marcelina dostrzegała rolę kobiet w trudnej polskiej historii, kiedy mężczyźni szli na front. Chodziło jej o to, żeby wychować dobrą żonę, dobrą matkę i dobrą obywatelkę kraju – rozumną, myślącą krytycznie, biorącą odpowiedzialność za swoje obowiązki, również za okoliczną ludność, bo często były to dziewczęta pochodzące z rodzin ziemiańskich.

Matka Marcelina stworzyła system wychowawczy oparty na czterech zasadach, którymi staramy się kierować do dzisiaj. Pierwsza z nich to prymat Boga. Bardzo jej zależało, by każda z uczennic miała bliską, osobistą relację z Bogiem, by rozumiała przykazania i nauczanie Kościoła. Druga zasada to miłość do kraju. Mawiała: “Po co was ta ziemia nosi, skoro nie macie jej służyć?”. Trzecia zasada to miłość obowiązków. Uważała, że małe codzienne obowiązki są takimi naszymi poręczami do zbawienia. Ostatnia zasada to uczenie dziewcząt myślenia, by umiały oceniać rzeczywistość i odróżniać dobro od zła. Matka Marcelina podkreślała, by nie prowadzić dzieci despotycznie, siłą władzy, przemocą, ale by zdobywać je szacunkiem, wiarą, ufnością.

Doświadczenie małżeństwa wszczepione w formację

Za tymi metodami stoi historia życia i to życia nietuzinkowego. Kiedy czyta się biografię bł. Marceliny, można się złapać za głowę. Wiele tam przeżyć i zwrotów akcji.

To rzeczywiście historia niezwykła, bo matka Marcelina wypełniła chyba wszystkie powołania, jakie można wypełnić jako kobieta. Po pierwsze, była ukochaną córką. Pochodziła z zamożnego domu, a tata włączał ją w swoje obowiązki przy prowadzeniu majątku w ziemiańskiej rodzinie. To ją uczyło odpowiedzialności i pozytywnego wpływu na otoczenie – również na ojca, który wręcz bał się podejmować niektóre decyzje bez jej zgody, myśląc: „Co moje dziecko na to powie”.

Marcelina wyszła za mąż, choć bardzo chciała zostać zakonnicą. Wiele razy odmawiała swojemu późniejszemu mężowi Karolowi Darowskiemu. Pisała później, że małżeństwo było włączone opatrznością w jej historię życia. Byli z Karolem bardzo szczęśliwi, choć krótko byli razem – ledwie dwa i pół roku. Śmierć Karola, potem śmierć starszego syna Józefa sprawiły, że została sama z córką Karoliną. Całe to doświadczenie zostało przez nią wszczepione w formację uczennic. Matka Marcelina pokazywała im, jaką rolę ma pełnić w domu żona i mama.

Jak szkoła funkcjonuje dzisiaj, np. z perspektywy rodzica, który myśli o tym, by posłać córkę do dobrego liceum?

Mniej więcej 85% naszych uczennic mieszka u nas na miejscu. Dziewcząt jest około 80, choć jesteśmy przygotowane na to, by było ich znacznie więcej. Staramy się, by była tutaj młodzież, która przede wszystkim chce się uczyć i chce się rozwijać. Zależy nam, by były to uczennice z systemem wartości bliskim naszemu i by akceptowały sposób, w jaki się tutaj funkcjonuje. Są dyżury, obowiązki, nie tylko w szkole, ale także w internecie. Dziewczęta mają określony czas na studium, odrabianie lekcji, ale też wspólną integrację, zabawę czy bale przy okazji świąt i uroczystości. Z mojej perspektywy najcenniejsze dla nich są relacje, bo nawiązują się tu przyjaźnie na całe życie.

Chciałabym też powiedzieć o nowej inicjatywie w Szymanowie, jaką jest dom rekolekcyjny. Przyjmujemy grupy do 40 osób oraz indywidualne osoby, które chcą w szymanowskich murach przeżyć swoje rekolekcje. Same również organizujemy dni skupienia dla kobiet. Serdecznie na nie zapraszam. O szczegółach można się dowiedzieć na naszej stronie internetowej. Zapraszam też na stronę internetową szkoły: www.szymanow.edu.pl.


BEATA TYSZKIEWICZ

Czytaj także:
Beata Tyszkiewicz: Można mi wszystko zabrać, a ja jutro zacznę życie od nowa


KARDYNAŁ STEFAN WYSZYŃSKI

Czytaj także:
Co kard. Wyszyński mówił o kobietach? Ożywcze i inspirujące

Tags:
edukacjazakonnica
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail