W muzyce bardziej pociąga mnie cisza niż krzyk – mówi Michał Niemiec, organista, katecheta i …kompozytor świętych
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Małgorzata Cichoń: Słuchawki na uszach, playlisty w smartfonach. Muzyka wiele znaczy dla młodych. A jak ty odkryłeś, że chcesz się z nią związać… na poważnie?
Michał Niemiec*: W moim domu w podkarpackich Ropczycach muzyka od zawsze była obecna. Tato grał na trąbce i na gitarze, często przygrywał na weselach. Podczas uroczystości rodzinnych wszyscy muzykowaliśmy. Siostra miała mały keyboard, do którego jako trzylatek ponoć przez meble się skradałem…
Rodzice to zauważyli i …?
Pewnego razu ktoś im podpowiedział, żeby mnie zapisali do szkoły muzycznej, która właśnie powstawała w naszej miejscowości. Najpierw uczyłem się gry na pianinie, a w szkole II stopnia w Dębicy stwierdziłem, że jednak wybiorę organy, bo zawsze imponował mi ten instrument. Przeniosłem się do szkoły organistowskiej w Tarnowie, ale… przerwałem ją, by studiować teologię w Krakowie.
Czemu więc wróciłeś do organów?
Jednym z moich współlokatorów na studiach okazał się… organista, który grał na nabożeństwach u protestantów, a potem u księży saletynów. Czasem prosił mnie o zastępstwo. Polubiłem to. Równolegle z teologią ukończyłem więc naukę w Tarnowie. Kolega wyjechał za granicę i ja zostałem u saletynów, gdzie gram już od 13 lat.
Czyli nie od razu wiedziałeś, że będziesz organistą?
Gdy byłem mały i czekałem, aż mama wróci z liturgii paschalnej, kiedy tylko usłyszałem dzwony ogłaszające zmartwychwstanie, uderzałem w klawisze na keyboardzie, śpiewając: „Otrzyjcie już łzy płaczący”. Zawsze interesowało mnie bycie blisko liturgii i Kościoła, zostałem ministrantem i lektorem. A co do muzyki kościelnej – dopingowało mnie, że innym podoba się to, co robię. I dlatego poszedłem w tym kierunku.
Organista towarzyszy w spotkaniu z Bogiem
Pomagasz ludziom dobrze przeżyć niedzielną i świąteczną liturgię, jesteś w najważniejszych chwilach ich życia – grasz na ślubach czy w czasie pożegnań bliskich. Jak odbierasz swą misję?
Jej świadomość onieśmiela mnie. Towarzyszenie człowiekowi w spotkaniu z Kimś Najważniejszym to przywilej. Muzyka może przecież pomóc otworzyć czyjeś serce… Z jednej strony bycie organistą to ogromna radość, poczucie sensu i misji, a z drugiej – wyjątkowy dar, którego, szczerze mówiąc, czuję się niegodny.
A co sprawiło, że zacząłeś komponować?
Przed Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowi, proboszcz parafii, na terenie której znajduje się liceum, gdzie katechizuję, poprosił mnie, bym spróbował napisać hymn na zbliżające się wydarzenie – pieśń od redemptorystów. Spróbowałem. Potem ogłoszono konkurs na oficjalny hymn ŚDM. Okazało się, że z ponad 90 utworów mój był w pierwszej trójce! Gdy to usłyszałem, złapałem wiatr w żagle, bo ktoś, kto profesjonalnie zajmuje się muzyką, docenił moją kompozycję. Choć oczywiście wybrano inny utwór.
Wyprzedził cię prawnik.
Tak, Jakub Blycharz. W międzyczasie jako pokutę od spowiednika dostałem rozważanie Litanii do Najdroższej Krwi Chrystusa. Stwierdziłem, że spróbuję ją… zaśpiewać, napisałem więc do niej melodię. Potem skomponowałem muzykę do Psalmu 51. I wtedy, w ramach Saletyńskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji, wziąłem udział w Kursie św. Pawła. Tam na nowo odkryłem esencję chrześcijaństwa i ucieszyłem się tym, co w nim najważniejsze.
Czytaj także:
Kuba Blycharz: Nie miałem wyjścia i zgłosiłem się na terapię. Moc wiary sprawia, że maski opadają
Czym dokładnie?
Słowami o Bożej miłości, darmowej, bezwarunkowej.
Przecież studiowałeś już teologię…
Jednak na studiach podchodziłem do chrześcijaństwa bardziej naukowo, natomiast podczas kursu ewangelizacyjnego otworzyło się moje serce. A jak się już otworzyło, i do tego złapałem wspomniany wiatr, to przyszła myśl, by uchwycić cytaty z Biblii i ubrać je w dźwięki. I tak powstała pieśń o Bożej miłości. Namawiano mnie do wydania płyty, co wówczas było dla mnie czymś niewyobrażalnym. Spróbowałem jednak ułożyć pozostałe utwory w tzw. kerygmat, czyli porządek głoszenia Ewangelii – najpierw o Bożej miłości, potem o grzechu, a następnie o tym, że Jezus jest jedynym, który mógł nas z niego wyrwać. Płyta ukazała się tuż przed ŚDM w Krakowie.
Pieśni o świętych
Potem o pieśni „upomnieli się” święci?
Mniej więcej w czasie, gdy powstał mój hymn na ŚDM, siostry klaryski z Krakowa poprosiły, bym napisał melodię pieśni do bł. Salomei. Zaznaczyły, że ma być pogodnie i modlitewnie. Zabrałem się do pracy dopiero po Kursie św. Pawła. Ta pieśń uświadomiła mi obecność świętych w moim życiu.
Dlatego zainspirowali powstanie nowych utworów?
Uwrażliwiłem się na nich, zacząłem myśleć o moich patronach, św. Michale czy św. Janie Chrzcicielu, bo byłem chrzczony we wspomnienie jego męczeństwa. Jakiś czas temu znajome siostry zakonne modliły się nade mną i otworzyły Ewangelię św. Jana, gdzie jest mowa o tym proroku. Powiedziały, że on chce być moim patronem. Zacząłem analizować różne wydarzenia i zobaczyłem jego obecność przy mnie.
Przygotował współczesnych mu ludzi na spotkanie z Jezusem. Ty też to robisz, jako katecheta, organista, twórca muzyki?
Nie myślałem o tym w ten sposób, ale to prawda. Pierwszą płytę odebrałem od wydawcy 24 czerwca, w uroczystość narodzin Jana Chrzciciela. Inni święci też o sobie „przypomnieli”. Kiedy wysłałem pieśń o bł. Salomei klaryskom w Starym Sączu, one poprosiły o melodię do modlitwy za przyczyną św. Michała Archanioła. Odmawiają ją codziennie, a chciały ją śpiewać. Pomyślałem: „To trudniejsze wyzwanie, ale skoro to mój patron, więc czemu nie?”. Potem klaryski z Hajnówki poprosiły o pieśń do św. Klary. A jak Klara, to św. Franciszek… I tak powoli zebrał się komplet utworów na płytę „Nieziemscy”.
I wciąż powstają nowe!
W minione ferie zaplanowałem wyjazd na południe Włoch, by odwiedzić ważne dla chrześcijan miejsca. Chciałem skupić się na św. Michale i jego sanktuarium na górze Gargano oraz na św. ojcu Pio i San Giovani Rotondo. A przypomniał o sobie …św. Mikołaj. Kiedy jechałem na lotnisko, zadzwonił do mnie diakon Tomasz Skrzęta, saletyn, z którym wcześniej muzycznie współpracowałem. Zapytał, czy mógłbym stworzyć melodię do pieśni o tym biskupie, bo otrzymał prośbę od jego czcicieli. Gdy wylądowałem w Bari, uczestniczyłem w Eucharystii sprawowanej w mojej intencji na grobie św. Mikołaja. Niebo już to zaplanowało! Z kolei pieśń o św. ojcu Pio powstała na prośbę organisty krakowskich kapucynów. Nie mogłem odmówić: przecież właśnie wróciłem z miejsca, gdzie żył ten stygmatyk.
Skomponowałeś również Litanię do Polskich Świętych. Wymienieni są w niej dawniej żyjący oraz całkiem współcześni nam rodacy.
Litania powstała z okazji jubileuszu 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości i miała uczcić polskich świętych i błogosławionych. Zaproponowałem zaprzyjaźnionej profesor filologii polskiej, Halinie Bursztyńskiej, by napisała słowa. Byłem przekonany, że jako patriotka, która wiele przeżyła, będzie w stanie ująć to, co jest ważne dla naszego narodu. Litania ma imprimatur, więc można ją śpiewać w kościołach.
Muzykoterapia
Teksty twoich pieśni mają swą głębię, a i melodie oddają coś z charakteru poszczególnych postaci. To zasługa muzykoterapii, którą ukończyłeś?
Pierwszym celem tych utworów jest modlitwa. Ale czemu nie wykorzystać elementu terapeutycznego, oddającego charakter lub misję świętego? Studia z muzykoterapii uwrażliwiły mnie na sposób przekazu muzycznego. W wielu pieśniach sugerowałem się drobnymi elementami, aby odpowiednio dobrać instrument do osobowości danej postaci czy tekstu, o którym śpiewam. Czytając życiorysy świętych, byłem porażony ich bezkompromisowością. I zawstydzony, bo sam w wielu rzeczach niedomagam. Polecam każdemu, kto czuje oziębłość w wierze, by czytać o ludziach, którzy tak radykalnie postawili na Jezusa. Ich przykłady dają siłę w walce o dobro.
Jednak tematy związane ze świętymi na pozór nie wydają się zajmujące. Początkującego chrześcijanina raczej nie porusza stwierdzenie, że ktoś „miał kult do męki Pańskiej”. Dlaczego tak jest?
Tak jesteśmy skonstruowani: by doświadczyć głębi rzeczywistości – musimy o to zawalczyć. Gdyby wszystko było od razu pokazane – nie byłoby aż tak atrakcyjne. Kiedy zdobywamy górę, jesteśmy zmęczeni i spoceni, ale z perspektywy szczytu potrafimy docenić sens tej drogi. Wiszący na krzyżu Chrystus dla kogoś, kto nie zna sensu zbawienia, nie będzie „atrakcyjny”. Ale gdy zyskamy świadomość, że to wszystko wydarzyło się z miłości – Bóg stał się człowiekiem, by nas ratować od tego, co zepsuliśmy – widzimy już piękno Krzyża, które zaczyna nas pociągać.
Podobnie jest z twoją muzyką, nie każdy od razu ją doceni. Wydaje mi się, że jej odbiór wymaga wyciszenia.
Niedawno podszedł do mnie pewien miłośnik muzyki i zapytał, jakie jest instrumentarium moich płyt. Zależało mu, aby było jak najprostsze, by muzyka stanowiła tylko tło do tego, co jest treścią modlitwy. Wiem, że to nie jest dla wszystkich. Sam kiedyś wolałem pieśni pełne euforii i radości, ale przyszedł czas, kiedy bardziej pociąga mnie cisza niż krzyk. Wypowiadam muzycznie tę prostotę: modlitwę serca.
https://www.youtube.com/watch?v=DQFLOL_S3Eg
*Michał Niemiec – ma 33 lata, pracuje w Krakowie jako organista i katecheta. Wydał cztery płyty z muzyką religijną. Jest związany z Saletyńską Szkołą Nowej Ewangelizacji. Więcej informacji znajdziesz na niemiecmichal.pl.
Czytaj także:
Kilka mszy w niedziele, praca we wszystkie dni świąteczne. Jak wygląda zawód organisty?
Czytaj także:
Czesław Niemen śpiewa o Bogu i różańcu. Posłuchaj!