Ks. Andrzej i ks. Rafał poszli „na żywioł” i w 6 dni doszli z Warszawy do Częstochowy. Cierpieli z bólu, ale szli w rytmie różańca. Kiedy zobaczyli wieże Jasnej Góry, obaj upadli na kolana. „Tego nie da się opisać”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Parafia pod wezwaniem św. Rity
W Polsce niedawno powstała druga parafia pw. św. Rity – w Warszawie na Grochowie (część dzielnicy Praga Południe). Na razie stoi tam kaplica, budowa kościoła przesunęła się z powodu pandemii.
Czas izolacji był szczególnie trudny dla takich parafii jak ta, która dopiero zaczyna się organizować. W marcu proboszcz, ks. Andrzej Jakubaszek, mówił Aletei: – Podjęliśmy z parafianami decyzję, że przez cały okres trwania epidemii odmawiamy nowennę do św. Rity. Jedna się kończy, zaczyna się następna. Codziennie po mszy śpiewamy też litanię do świętej, kończąc suplikacją w intencji ustania epidemii. I wszystkich, którzy się do tego przyczyniają.
Czytaj także:
Trzech wielkich pielgrzymów kalwaryjskich. Nie Lwów, nie Kraków: kard. Jaworski wybrał spoczynek przy „swojej Matce”
Wiele parafii przeżywa obecnie trudności. Skąd zdobyć środki na budowę kościoła? Nawet patronka od spraw beznadziejnych wszystkiego nie załatwi… Proboszcz wpadł więc na pomysł „morderczej” pieszej pielgrzymki w intencji budowy. Parafianie są dumni.
Z Warszawy do Częstochowy w 6 dni
Zarówno ks. Andrzej Jakubaszek, jak i pomagający mu ks. Rafał Paździoch (na stałe wicedyrektor Caritasu diecezji warszawsko-praskiej) mieli przerwę w pieszym pielgrzymowaniu. Decyzja zapadła z dnia na dzień, nie było czasu na trening. Od drzwi kaplicy do bram Jasnej Góry jest 240 km i w zwyczajnym trybie piesze pielgrzymki idą tu 9 lub 10 dni. W grupie, z zaplanowanymi postojami itd.
Księża poszli „na żywioł” – a jak mówi ks. Jakubaszek, to było zwyczajne szaleństwo! (Do dziś, choć szczęśliwy, czuje w nogach jego skutki). Zdecydowali, że pójdą obaj, więc aby parafian nie zostawić w niedzielę bez posługi, postanowili pokonać cały dystans w 6 dni. Dopięli swego, choć trud, wysiłek i kryzysy na trasie dały im solidnie w kość. Opowiadają:
Nadaliśmy mordercze tempo – w ciągu 4 dni szliśmy po około 50 km dziennie, piątego dnia 37 km, ostatniego – 10. Ruszyliśmy 7 września po mszy świętej o 5.00 rano. Ku naszemu zaskoczeniu żegnało nas mnóstwo parafian i przyjaciół. Do Częstochowy weszliśmy 12 września, we wspomnienie Najświętszego Imienia Maryi. Tam też witała nas trzydziestoosobowa grupa parafian i znajomych. Jedna parafianka po pielgrzymce napisała potem na Facebooku, że teraz wie, że „jesteśmy dla księży bardzo ważni, bo podjęli taki wysiłek”.
Ostatnie kilometry każdego etapu to naprawdę były ciężkie chwile. Mieliśmy bardzo dużo odcisków i czuliśmy ogromne zmęczenie. Ogromną siłę dawała nam wspólna modlitwa. Codziennie odmawialiśmy 10 różańców, koronki do Matki Bożej, godzinki i brewiarz. Sił dodawała nam świadomość intencji, w jakich podjęliśmy na pielgrzymkę: budowy kościoła, naszych parafian, osób modlących się w naszej kaplicy, czcicieli św. Rity – zabraliśmy też intencje, w których parafianie i znajomi prosili nas o modlitwę. Cieszymy się, że udało nam się przejść całą trasę pieszo, nie podjechaliśmy ani centymetra.
Czytaj także:
Mówię do św. Rity: Słuchaj, pewnych spraw nie ogarniam, pomóż mi
W rytmie różańca
Parafianie wspierali pasterzy, jak mogli. Bardzo modlili się za nich, żeby się nie poddali, nie załamali – i jednak doszli. Przeżywali mocno ich zmęczenie i poświęcenie. Codziennie na profilu parafii na Facebooku i na YouTubie pielgrzymi zamieszczali relację z dnia. – Z wyjątkiem trzeciego, który był kryzysowy i nie mieliśmy już siły, aby cokolwiek umieścić. Czuliśmy jednak namacalnie modlitwę wielu osób w naszej intencji – mówią księża.
Ogromny podziw należy się księdzu proboszczowi, który po 150 km z bólu ledwo szedł. Tak to wspomina:
Nie dawałem już rady. Pomyślałem – muszę znaleźć jakiś kij. Może ta trzecia noga mi pomoże? Każdy kilometr i ból stóp był coraz bardziej dotkliwy. Szedłem w rytmie zmawianego różańca. Wieczorem bałem się, że następnego dnia rano nie dam rady wstać i założyć butów. Jednak już o 5.30 byliśmy u ojców jezuitów w Piotrkowie, sam na sam modliliśmy się przed obrazem Matki Bożej Trybunalskiej. I znów na szlak. Był trudny, bo trasa wiodła wzdłuż budującej się autostrady.
Św. Rita rozumie nasze potrzeby
Dochodząc do celu, modlili się „za kapłanów, żeby potrafili być światłem dla swoich wiernych”. Kiedy zobaczyli wieże Jasnej Góry, obaj upadli na kolana. – Tego nie da się opisać – mówi wzruszony proboszcz. I dodaje: – Ile człowiek może znieść trudu i cierpienia, jeżeli wierzy, że to ma sens i czemuś służy!
Owoców materialnych, które by realnie pomogły w budowie ich kościoła św. Rity na razie nie ma. Są duchowe. Kto chce, może się podzielić dobrem materialnym, wesprzeć budowę tego kościoła. Księża i parafianie będą bardzo dziękować. I modlić się za darczyńców.
Św. Rita słynie z tego, że rozumie potrzeby osób, które przychodzą do niej z troskami. Zna kłopoty życia codziennego, gdyż do 36. roku życia (zanim wstąpiła do zakonu augustianek) była zwykłą osobą świecką.
Pielgrzymka ks. Andrzeja Jakubaszka i ks. Rafała Paździocha otworzyła nowy rozdział tworzącej się parafii. Bo tworzą ją wcale nie mury świątyni, ale więzi, które spajają w jedno ich wspólnotę. Dziś księża doświadczyli tego, jak bardzo potrzebują wsparcia i modlitwy świeckich, a świeccy – że na swoich księżach naprawdę mogą polegać. I tak być powinno.
Pytam proboszcza, czy wiedząc, co go czeka, wyruszyłby raz jeszcze. Tylko się uśmiecha: – Do zobaczenia za rok w krakowskich Łagiewnikach.
Jeśli chcesz wesprzeć budowę kościoła św. Rity na warszawskim Grochowie, tu znajdziesz potrzebne informacje.
Czytaj także:
Trzy krzyże i trzy „światła” od św. Rity na czas pandemii. Niech rozjaśnią mroczny czas