Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Arcyksiążę Imre i Arcyksiężna Kathleen von Habsburg-Lothringen są rodzicami trojga dzieci (i czwartego w drodze) – Marii Stelli, Magdaleny i Juliany. Rozmawiamy o pradziadkach Imre – służebnicy Bożej cesarzowej Zycie i błogosławionym cesarzu Karolu Habsburgu, po którym papież Jan Paweł II otrzymał swoje chrzcielne imię Karol. Dzielą się ze mną refleksją na temat przyszłości Europy i opowiadają osobistą historię stojącą za ich zaangażowaniem za życiem.
Ewa Rejman: Kiedy patrzę na Was i na to, jaką rodzinę tworzycie, myślę, że przydałaby nam się wskazówka, jak można osiągnąć coś podobnego. Zacznę więc od tego: czy modliliście się o swojego przyszłego małżonka w czasie, gdy jeszcze byliście singlami?
Imre von Habsburg-Lothringen: Odpowiedź brzmi: tak. Pozwól, że podzielę się historią mojej mamy, która bardzo bała się, że nie znajdzie męża i pewnego razu poprosiła o radę swoją ciocię Fabiolę, wówczas królową Belgii. Usłyszała: „powinnaś modlić się za swojego przyszłego męża każdego dnia, a Bóg przyniesie ci go na srebrnym talerzu”. Moja mama opowiedziała mi tę historię, kiedy byłem małym chłopcem i jej słowa mocno zapadły mi w pamięć. Gdy miałem 25 lat, odbyłem wspólnie z moim bratem pielgrzymkę do Lourdes, modląc się w tej intencji przed grotą objawień. Miesiąc później poznałem Kathleen.
Kathleen von Habsburg-Lothringen: W tym samym czasie ja byłam w Rzymie, modląc się i prosząc Boga za mojego przyszłego męża. Modliłam się w szczególny sposób za wstawiennictwem sługi Bożej, cesarzowej Zyty, o której krótko wcześniej się dowiedziałam. Kilka tygodni później poznałam Imre – jej prawnuka.
Zaręczyny w kaplicy Bożego Miłosierdzia
Gdzie się poznaliście?
Imre: Przebywałem na stażu w Waszyngtonie i – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – zostałem zaproszony na mszę ku czci mojego pradziadka – błogosławionego cesarza Karola, męża Zyty. Był to 21 października 2010 r. Właśnie 21 października, data ich ślubu, został uznany przez Jana Pawła II za dzień jego wspomnienia, zamiast, jak to zwykle bywa, daty urodzin lub śmierci. Tego dnia, po mszy, spotkaliśmy się po raz pierwszy. Kathleen była piękna i bardzo szybko złapaliśmy wspólny język.
Wiem, że macie ważne wspomnienie związane z Krakowem odnoszące się do waszej relacji…
Kathleen: W tym czasie Imre studiował w College of Europe w Warszawie, a ja przyleciałam z Waszyngtonu odwiedzić go przed świętami Bożego Narodzenia. Planowaliśmy pojechać razem do Krakowa i udać się do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Słowa „Jezu, ufam Tobie” (Kathleen wypowiada je po polsku) są dla nas tak ważne, że uczyniliśmy je mottem naszej relacji.
Tego dnia Imre zachowywał się trochę dziwnie – cały czas nosił ze sobą plecak i nie chciał go oddać, nawet wchodząc na Wawel. Pod koniec dnia pojechaliśmy do sanktuarium, obchodziliśmy je wiele razy, odwiedziliśmy Kaplicę Miłosierdzia, cały czas pełną ludzi. Imre wchodził i wychodził z niej trzy razy, więc zaczęłam się zastanawiać, po co to robi. Wreszcie, przed ołtarzem św. Józefa, ukląkł na jedno kolano, rozpoczął swoją piękną małą przemowę i oświadczył mi się.
Gdy tylko zaczął mówić, jeden ze strażników podszedł i kazał mu przestać rozmawiać. Imre starał się przekazać mu, że próbuje się oświadczyć. Strażnik przewrócił oczami i powiedział: „okej, ale szybko, szybko, szybko”. To był zabawny, ale jednocześnie bardzo głęboki dla nas moment.
Imre: To nie była jego wina, po prostu wykonywał swoją pracę. Koniec końców, bardzo się cieszę, że oświadczyłem się właśnie tam, wiele to dla nas znaczyło… i przede wszystkim Kathleen powiedziała TAK (śmiech).
To wspaniałe! I wiele mówi o podstawie, na jakiej chcecie budować swoją rodzinę.
Imre: Tak, zaufanie Bogu musi być drogą życia, decyzją podejmowaną wciąż na nowo, ponieważ małżeństwo i posiadanie rodziny łączy się również z wyzwaniami i różnego rodzaju walką. Do wejścia w małżeństwo tak naprawdę potrzeba więc trojga!
Kathleen: Tym, co szczególnie uderza mnie w słowach „Jezu, ufam Tobie” jest to, że muszą one stać się planem całego małżeńskiego życia. Kiedy wchodzisz w to powołanie, pojawia się tak wiele niewiadomych - czy będziesz mógł mieć dzieci, czy będą one borykać się z poważnymi problemami, gdzie będziesz musiał dojść, podążając za Panem. W czasie trwania naszego małżeństwa wiele razy trzeba powracać do tej pierwotnej zasady zaufania Mu.
Razem dojść do Nieba
Imre, wiem, że Twoi pradziadkowie, cesarzowa Zyta i cesarz Karol, również podążali za tą zasadą. Czy stali się w jakiś sposób źródłem inspiracji dla Waszej rodziny?
Imre: Tak, zdecydowanie są nim. W dniu swojego ślubu Karol powiedział do Zyty, stojąc przed Najświętszym Sakramentem: „teraz musimy pomóc sobie wzajemnie dojść do Nieba”. Wydaje się to tak prostym zdaniem, ale uderza wiele par, ponieważ powinno być programem każdego małżeństwa. Powinniśmy postrzegać małżeństwo jako środek do celu, jakim jest świętość.
Kathleen: Zawsze inspirowało mnie ich codzienne życie modlitwą, obejmujące mszę i adorację, to jak włączali w nie dzieci i modlili się za nie każdego dnia. Podążali drogą wiary w dobrych i trudnych czasach, szli za Panem w pałacach i na wygnaniu.
Imre: Dodałbym, że czytając ich listy, można zauważyć, że zawsze mówili o sobie w miły i pełen szacunku sposób. I praktykowali cierpliwość, co jest szczególnie istotne, jeśli masz dużą rodzinę.
Domyślam się, że trójka (czwarte w drodze) uroczych, ale wciąż małych dzieci bywa wymagająca…
Imre: I głośna!
(dwuletnia Juliana donośnie odzywa się tle w trakcie naszej rozmowy)
Kathleen: Powiedziałabym, że warto jest zbudować wokół siebie wspólnotę innych ludzi i być pokornym, kiedy uczymy się prosić o pomoc. Zaakceptować swoje słabości, przepraszać siebie wzajemnie i dzieci, jeśli zrobiło się coś złego.
Imre: Nasze dzieci uwielbiają spędzać czas na zewnątrz, mają to poczucie ciekawości i zachwytu, które dorośli często tracą. Zadają tak wiele pytań, a to skłania nas samych do poszukiwań i jest dla nas piękną możliwością.
Razem dla życia
Kathleen, pracowałaś w ruchu pro life w Stanach Zjednoczonych i kontynuujesz teraz w Genewie, jako przewodnicząca stowarzyszenia „Ensemble pour la Vie” („Razem dla życia”). Oboje jesteście głęboko zaangażowani w działania dotyczące ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Dlaczego akurat te tematy? Nie wolałabyś wybrać czegoś mniej kontrowersyjnego, za co mogłabyś zebrać więcej pochwał?
Kathleen: Dorastałam, patrząc na moich rodziców bardzo mocno zaangażowanych w ruch pro-life i walkę z aborcją w USA. Mam też związaną z tym osobistą historię. Urodziłam się z „kryzysowej” ciąży. Moi rodzice byli bardzo młodzi, nie byli małżeństwem, daleko odeszli w tym czasie od wiary i nie praktykowali. Kiedy dowiedzieli się o mnie, byli zszokowani, ale postanowili dać mi dar życia, za który zawsze jestem wdzięczna. Poradzili sobie fantastycznie. Moja mama zawsze powtarza, że jestem jej małym apostołem, który z powrotem przyciągnął ją do wiary. Przez większość mojego dzieciństwa rodzice żyli w separacji, ale wzięli ślub, gdy miałam 9 lat. Teraz jestem najstarsza z siedmiorga rodzeństwa.
Twoja historia może dać nadzieję kobietom zmagającym się z kryzysową sytuacją. Dziękuję, że się nią dzielisz.
Kathleen: Mam nadzieję, że pozwoli mi to lepiej je zrozumieć. Jednym z naszych głównych projektów w Genewie jest kampania „40 Dni dla Życia”. Raz w roku, podczas Wielkiego Postu, modlimy się, pościmy i podejmujemy konkretne działania, aby pomóc kobietom wybrać życie dla swoich dzieci. Widzieliśmy już piękne owoce tego, co się dzieje.
Kiedy patrzymy na statystyki albo czytamy raporty dotyczące wiary w Europie, nie wyglądają one optymistycznie. Chrześcijanie mogą stać się, a według niektórych już się stali, mniejszością. Spoglądacie w przyszłość z nadzieją?
Imre: Myślę, że powinniśmy być realistami i optymistami jednocześnie. Optymistami w tym znaczeniu, że wiemy, że na końcu dobro zwycięży. Oczywiście, w międzyczasie możemy mieć momenty kryzysu. Chrześcijanie zawsze byli mniejszością, ale żeby wywierać wpływ na świat muszą być mniejszością kreatywną – ludźmi, którzy trzymają się razem, kochają się jak bracia i siostry, chcą rozwijać Królestwo Boże. Muszą przekazywać wiarę na zasadzie jeden do jednego i nie bać się tego robić. W szczególności Europa powinna na nowo odkryć swoje chrześcijańskie korzenie i bogate dziedzictwo. Jeśli nie wiemy, skąd pochodzimy, gdzie jesteśmy i kim jesteśmy, skąd możemy wiedzieć, dokąd zmierzamy? Obecny kryzys tożsamości jest także możliwością zobaczenia siebie w przyszłości z Chrystusem.