Ostatecznie to w Teresie staje się jej dojrzałością: stawanie się „jak dziecko”, w akceptacji siebie, potrzebowaniu, istnieniu dzięki więziom.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Jedynie ktoś, kto ma dobry kontakt z dziecięcymi częściami siebie, mógł wymyślić „małą drogę”, jaką przetarła św. Teresa z Lisieux. Na schyłek XIX wieku przypadała szczytowa faza jansenizmu – nurtu, który widział w Bogu surowego sędziego, wzywał do pokuty i w całości skupiał się na zasługiwaniu na zbawienie. A „mała Tereska”, jak się ją nazywa, poszła pod prąd. Dając w sobie przestrzeń właśnie temu, co dziecięce i obecne w Ewangelii jako przykład ludzkiej i duchowej dojrzałości.
Obraz okrutnego, zagniewanego Boga niszczył więzi: z Bogiem, sobą samym, i innymi. Trudno jest kogoś kochać, gdy jest się przerażonym. Na pewno wzmacniał taką część ludzkiego wnętrza, która jest z nas ciągle niezadowolona. Określamy ją dziś mianem „wewnętrznego krytyka”. Mamy go w sobie wszyscy, choć sprzyja naszemu życiu, gdy „krytyk” troszczy się o nas z łagodnością jak przyjaciel, a utrudnia je bardzo, gdy staje się wewnętrznym katem, który nieustannie atakuje i piętrzy nadludzkie oczekiwania, zabijając w nas to, co dziecięce.
Mimo ducha czasów, a jakich żyła Teresa, w jakiś zadziwiający sposób uwierzyła własnej intuicji, kompletnie sprzecznej z jansenizmem, a bardzo spójnej z Ewangelią i jej przesłaniem o „stawaniu się jak dzieci”. U Teresy wszystko się z jego pomocą klarowało. Bóg jest duży – ona mała. Bóg jest czułym Ojcem (pewnie w ogromnej mierze dzięki ukochanemu tacie, Ludwikowi Martin), ona – dzieckiem. Co możemy od niej wziąć do naszego codziennego życia?
Zgoda na siebie
To jakość, którą od uzdrowienia z nerwicy skrupułów (na którą Teresa zapadła jako dziecko w związku ze stratą mamy) widać u niej ciągle. Teresa przyjmuje siebie ze wszystkim – tym, co umie, czego nie umie, czego pragnie, co się w niej dzieje. Zakłada, że może być mała (jak dziecko, które „bez obawy zasypia w ramionach Ojca”) i nie zniechęcać się tym, co się jej nie udaje, „ponieważ dzieci upadają często, lecz są zbyt małe, by uczynić sobie dużo złego”. W swoich rękopisach zaskakująco wiele uwagi, jak na tamte czasy, poświęca swoim uczuciom, poszukiwaniom, sobie.
Czułość dla tego, co w sobie małe i słabe
Teresa używa w odniesieniu do siebie określeń pełnych łagodności i przyjaźni, które wręcz się wysypują z kart jej rękopisów. Jest dla siebie kimś ważnym, kto zasługuje na własną empatię i czułość. Tę postawę przejawia także w działaniu: np. gdy spotyka na korytarzu siostrę, którą trudno jest jej znosić, bywa, że ratuje się ucieczką („tego środka używałam często w czasie mojego nowicjatu i często z wielkim powodzeniem”).
Bycie przed działaniem
Mimo wielkiego pragnienia działania, Teresa odkrywa, że Jezus „nie potrzebuje od nas naszych dzieł, a jedynie naszej miłości”. Zapis jej duchowej drogi – to zapis bycia i relacji. Poświęca wiele czasu na nabywanie świadomości siebie, i dokumentuje pełne bliskości relacje i ze sobą samą, i z Jezusem, rodzicami, rodzonymi siostrami i współsiostrami w klasztorze. Wie, że w zamkniętym klasztorze jej „robienie” zawsze będzie czymś po ludzku małym.
Zgoda na życie
Towarzyszy jej zarazem przekonanie, że aby okazać miłość, wystarczy codzienne życie. Jest ono samo w sobie na tyle trudne i pełne wyzwań, że byłoby czymś zarozumiałym dokładać w nim sobie ciężarów.
Zgoda na proces
Teresa postanawia nie dziwić się żadnym swoim słabościom i czasowi, jaki jest potrzebny, by się uczyć nowych rzeczy. Wie, że aby móc się rozwijać, potrzeba najpierw bardzo wiele dostać: dobroci i wsparcia – rozwój zaś jest samoistną odpowiedzią na obdarowanie.
Proszenie
Przez to, że Teresa jak małe dziecko nie wstydzi się swoich „pustych rąk”, ma zuchwałą odwagę proszenia. W Rzymie prosi papieża, gdy ma zaledwie 14 lat, by pozwolił jej wstąpić do karmelu. Prosi nieustannie Boga i przyjmuje pełnymi garściami. Jej droga życia jest przeciwieństwem „samowystarczalności”. Nawet do Nieba dostanie się tylko dlatego, że uniosą ją tam ramiona Jezusa „jak winda” – bo jest za mała, jak pisze, by wspinać się tam po schodach.
Ostatecznie to w Teresie staje się jej dojrzałością: stawanie się „jak dziecko”, w akceptacji siebie, potrzebowaniu, istnieniu dzięki więziom.
Czytaj także:
Marzy ci się lepszy świat? Święta Teresa z Lisieux ma na to sposób…
Czytaj także:
Św. Teresa z Lisieux czasem nie mogła przyjmować Komunii św. I co wtedy?