Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Mieszkał w Warszawie, studiował, dostał w prezencie od rodziców przytulne mieszkanko, na brak powodzenia u dziewczyn raczej też nie narzekał. Słowem: młody chłopak, przed którym świat stał otworem. W pewnym momencie zostawił swoje wygodne życie i... zamieszkał w Bagnie, czyli seminarium salwatorianów. Jak to się stało? I jak został Księdzem z osiedla?
Katarzyna Szkarpetowska: Jak się ksiądz znalazł w… Bagnie?
Ks. Rafał Główczyński SDS*: Do seminarium zakonnego księży salwatorianów w Bagnie, na Dolnym Śląsku, wstąpiłem właściwie po to, żeby upewnić się, że wcale nie chcę być księdzem (śmiech). Na zasadzie: pójdę, przekonam się, że to nie moja droga, wystąpię i powiem: „Widzisz, Panie Jezu, próbowałem, ale to nie jest dla mnie”.
Ksiądz z osiedla i deal z Jezusem
Miał ksiądz z Jezusem jakiś deal?
W pewnym sensie tak (śmiech). Po czwartym roku studiów pojechałem do Anglii, gdzie pracowałem jako akwizytor. Chodziłem od domu do domu i ktoś powiedział mi, że niedaleko znajduje się kościół, w którym msze święte odprawiane są w języku polskim. Pomyślałem: „To fajnie, pójdę”. Na jednej z mszy ksiądz mówił o powołaniu kapłańskim – że niektórzy takie powołanie mają, ale przed nim uciekają.
Wyszedłem z kościoła i zacząłem się nad tymi słowami zastanawiać. Czułem, że Pan Jezus się o mnie dopomina. Dlatego powiedziałem Mu wtedy: „Umówmy się, że na razie nie wykluczam, że będę księdzem”. Pamiętam, że bardzo ważyłem słowa, które wypowiadałem. Może to dziwnie zabrzmi, ale miałem w sobie taki lęk, że jeśli tylko przytaknę, że zostanę księdzem, to wydarzy się coś złego, np. umrę.
Co było źródłem tego lęku?
Trudno powiedzieć. Był on oczywiście irracjonalny, ale towarzyszył mi przez wiele lat. Aż do tamtego dnia, w którym powiedziałem: „Dobra, Panie Jezu, spróbuję”.
„Ksiądz nie musi być zgryźliwym facetem w czarnej kiecce”
Dlaczego salwatorianie? Mieszkał ksiądz w Warszawie, było w czym wybierać.
Jako młody chłopak miałem dość krytyczną opinię o księżach. „Klechy, czarnuchy, obiboki. Nic nie robią”, myślałem. Moje wyobrażenie o księżach zmieniło się, gdy – będąc jeszcze na studiach – zacząłem chodzić na pielgrzymki do Częstochowy. Na tych pielgrzymkach poznałem salwatorianów.
Byli otwarci, serdeczni. Zobaczyłem, że ksiądz wcale nie musi być nudnym, zgryźliwym facetem w długiej, czarnej kiecce, ale że może być gościem z pasją, z którym o wszystkim można pogadać. Uznałem, że skoro Pan Bóg postawił na mojej drodze salwatorianów, skoro to od nich się zaczęło, to może jest to znak, żeby pójść do tego konkretnego zgromadzenia.
I jak było w tym Bagnie? (śmiech)
Na początku byłem zachwycony, mówiłem: „Jak tu ładnie, jak przyjemnie”, wokół same pola i lasy. Po trzech dniach zacząłem rozkminiać: „Czemu tutaj jest tak cicho? Dlaczego nie jedzie żaden tramwaj? Dlaczego nikt nie trąbi na światłach?”.
Pamiętam, jak któregoś razu zadzwonił znajomy z pytaniem, jakie mam plany na wieczór. Ja na to: „Przede mną modlitwy wieczorne. A ty co dziś robisz?”. „A ja idę za chwilę na imprezę” (śmiech). Nie miałem nic z tego, co miałem w Warszawie, ale nie czułem pustki, która wcześniej przez lata mi towarzyszyła.
„Bóg przemówił do mnie przez żula”
Były myśli, żeby się stamtąd zerwać?
Raz tylko miałem taką sytuację, ale wtedy Pan Bóg przemówił do mnie przez dobrego, poczciwego żula (śmiech). Byłem wtedy w Trzebnicy. Trwał tydzień misyjny, głosiłem w szkołach ewangelię. Wieczorem dopadł mnie kryzys. Pomyślałem: normalnie mógłbym teraz być w Warszawie, pić z kumplami piwo albo spędzać czas z dziewczyną. Trochę zrezygnowany włożyłem habit, wziąłem do ręki różaniec i poszedłem do parku pomodlić się. Była mgła. W pewnym momencie usłyszałem: „O, księżulo!”. Podszedłem bliżej i zobaczyłem trzech mężczyzn „pod wpływem”. Byli mocno poobijani. Zapytałem, co się stało.
– Było ostro – powiedział jeden z nich. Ja na to: no widzę (śmiech).
– Jeśli można, to my byśmy się z księżulem napili – padła propozycja.
– Panowie, z piciem to u mnie słabo, ale jeśli chcecie, to ogarnę wam jakieś kanapki – odparłem.
– Pewnie, że chcemy. Co prawda kanapki to nie wódka, ale też fajnie.
"Będziesz zarąbistym księdzem"
Jak zareagowali?
Chyba myśleli, że ściemniam. Że tylko mówię, że idę po prowiant, a tak naprawdę już do nich na tę ławeczkę nie wrócę. Kiedy zjawiłem ponownie, byli mocno zaskoczeni. „Ty to jesteś w porządku ksiądz” – wyartykułował ten najbardziej poobijany, z bandażem na głowie. Ja na to, że dopiero przygotowuję się do bycia księdzem. A on: „Gościu, nieważne. Mówię ci, będziesz zarąbistym księdzem”.
Wyszedł ksiądz na spacer ze znakiem zapytania w sercu, a tu dziś pytanie, dziś odpowiedź.
Dokładnie tak. Tamta sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że jestem w miejscu, w którym powinienem być. Że to moja droga.
Ksiądz z osiedla. Chłopak z sąsiedztwa
Podbija ksiądz internet jako… Ksiądz z osiedla. Czyli taki chłopak z sąsiedztwa, tyle że w koloratce?
Tak, nazwa rzeczywiście wyraża to, co mam w sercu. Sam wychowałem się na jednym z warszawskich osiedli i osiedlowe klimaty są mi dość bliskie. Czasami ktoś mi mówi: „Ksiądz to powinien poświęcać więcej czasu tym, którzy są w Kościele, a nie ganiać za tymi, którzy się od niego odwrócili”. Oczywiście ci, którzy są, to piękni, wspaniali ludzie, ale oni SĄ. A ja czuję, że trzeba szukać również tych, którzy się oddalili, pogubili. Uważam, że trzeba do nich wychodzić, rozmawiać, być z nimi.
Poszedłem kiedyś u nas, w Elblągu, na Górkę Chrobrego. To takie miejsce, gdzie wieczorami gromadzi się młodzież i piwkuje. Podszedł do mnie młody chłopak, narkoman. Powiedział, że zmarła jego babcia, a on zaćpał i z tego powodu nie dotarł na jej pogrzeb. Było mu z tym bardzo źle. Porozmawialiśmy. Powiedziałem mu, że babcia jest teraz w innym świecie i na pewno chciałaby, żeby próbował coś w życiu zmienić, nie krzywdził samego siebie. Gdybym czekał na niego w kościele, to bym się nie doczekał, bo on by tam nie przyszedł.
Ksiądz z osiedla na lekcjach
Uczy ksiądz w technikum mechanicznym. Jak wygląda lekcja religii z księdzem z osiedla?
Nie mamy zeszytów, nie klepiemy formułek. Na lekcjach korzystam często z materiałów, które wrzucam do sieci – młodzi dzielą się swoimi przemyśleniami, uwagami, dużo rozmawiamy. Lubię w młodych ludziach to, że oni są do bólu szczerzy. Jeśli coś im się podoba, to spoko, a jeżeli nie, to walą prawdę między oczy, nie owijają w bawełnę.
Przyznaję, że nigdy nie myślałem o pracy z młodzieżą. Kiedy przyjechałem do Elbląga, powiedziano mi: „Będziesz uczył w technikum mechanicznym. Zobaczysz, będzie ciekawie”. I rzeczywiście, na brak wrażeń nie narzekam (śmiech).
*Ks. Rafał Główczyński – salwatorianin, socjolog, dziennikarz, katecheta. Prowadzi na You Tube kanał Ksiądz z osiedla. Pomysłodawca Ewangelii w kapturze – cyklu odcinków z kazaniami na niedzielę oraz internetowych rekolekcji „Jaka to wóda?”. Od pięciu lat pełni posługę duszpasterską w parafii św. Brata Alberta w Elblągu.