Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 26/04/2024 |
Św. Anakleta
Aleteia logo
For Her
separateurCreated with Sketch.

Alina Dąbrowska przeżyła 5 obozów koncentracyjnych. „Nadzieja wcale nie jest matką głupich”

ALINA DĄBROWSKI

Artur Widak / NurPhoto / NurPhoto via AFP

Dominika Cicha-Drzyzga - 30.08.21

„Życie nie polega na rozpatrywaniu wyłącznie przeszłości. Trzeba o niej pamiętać, wyciągać wnioski z tego, co przeżyliśmy, czego się nauczyliśmy, ale musimy zdawać sobie przy tym wszystkim sprawę, że należy obserwować to, co dzieje się tu i teraz. Bo później możemy żałować, że przegapiliśmy wiele fantastycznych momentów” – mówiła Alina Dąbrowska, zmarła 24 sierpnia 2021 r. w wieku 98 lat. Dzisiaj jej pogrzeb.

„Nasza ukochana Perełko…” – w kwietniu 1943 r. pisał na pocztówce Konstanty Bartoszek. Pocztówkę nadał do Auschwitz, do swojej 20-letniej córki Alinki.

„To było pieszczotliwe określenie. Ale żeby tak pisać do mnie do Auschwitz… Osoba cenzurująca list musiała się uśmiać, gdy to czytała” – wspominała po latach Alina Dąbrowska (z d. Bartoszek)*.

Pabianice

Urodziła się w 1923 r. w Białej k. Zgierza, ale – razem z siostrami Hesią, Jadzią i bratem Zenkiem – dorastała w Pabianicach. Żyli skromnie, w niewielkim mieszkaniu, ale uwielbiali swoje towarzystwo.

To właśnie brat wciągnął ją w Szare Szeregi. W ramach organizacji odwiedzała rannych żołnierzy w pabianickim szpitalu, korespondowała z jeńcami stalagów i udzielała dzieciom korepetycji.

Gdy szkoły zostały zamknięte i Alina musiała znaleźć pracę, zatrudniła się w agenturze bydła Oskara Schmaltza. Potem przeniosła się do fabryki Lohmann-Werke. „Dzięki znajomości języka niemieckiego dostałam posadę sekretarki. W trakcie pracy już uczyłam się pisać na maszynie bez patrzenia na klawiaturę. Kilka sztuczek pokazał mi pewien Niemiec z Bawarii”.

Kiedy miała taką możliwość, przepisywała materiały edukacyjne dla polskiej młodzieży – choć wiedziała, co za to grozi. Nie odmawiała też pomocy członkom AK. Gdy jeden z nich – inżynier pracujący w tej samej fabryce – postanowił pożyczyć od niej teczkę z napisem „tajne”, zgodziła się.

Niedługo później skopiowane kartki z tej teczki zobaczyła przed sobą w rękach gestapo.

Aresztowanie

Tamtego dnia, 13 maja 1942 r., czuła, że wydarzy się coś złego. Po prostu wiedziała. „Nad ranem [mój brat – przyp. red.] Zenio wrócił z nocnej zmiany w narzędziowni. Jeszcze nie zdążył się położyć spać, kiedy mijaliśmy się w kuchni, i naszło mnie wtedy dziwne uczucie, że widzimy się właśnie po raz ostatni w życiu. Że już nigdy nie będzie nam dane porozmawiać, pożartować, podzielić się troskami dnia codziennego czy ponudzić się razem. Odruchowo podeszłam do brata i pożegnałam się z nim. Tak na wszelki wypadek. Nasze pożegnanie było bardzo symboliczne. Ale miałam rację, że pożegnałam się z Zeniem. 13 maja 1942 roku widziałam mojego brata ostatni raz w życiu”.

Alina trafiła do więzienia na Gdańską w Łodzi. Stała się wrogiem działającym na szkodę państwa niemieckiego.

16.05.1942. Kochana Alu!

Wiemy już, gdzie jesteś, i chcemy Ci pomóc – Alu, nie jest aż tak źle. Bądź spokojna, z Bożą pomocą wszystko będzie dobrze. Teraz, jeśli tylko jest to możliwe, powinnaś tam pracować i pisz do nas. Wszyscy prosimy Boga o Twoje zdrowie i spokój. Cały dzień i noc jesteśmy przy Tobie myślami i modlitwą. Kochana Alu, całujemy Cię po tysiąckroć i napisz do nas. Czekamy na naszą małą Alę, a Ty przyjedziesz, musisz wierzyć i modlić się.

Mamusia i reszta

Przez całe życie (a więc także w więzieniu i obozach) Alina szukała okazji do tego, by spełniać swoje marzenia, pogłębiać wiedzę i rozwijać ciekawość świata. Szybko próbowała rozeznać się w środowisku, w którym jest i je zaakceptować. Nie narzekała. Nie użalała się nad sobą. Korzystała z szans, które dostawała od życia – np. uczyła się języków obcych od innych więźniarek.

Przez ten cały czas patrzyłam na ten mikroświat, który budował się na naszych oczach, i nie było chwili, żeby coś mnie nie zaciekawiło.

Po 13 miesiącach więzienia została wezwana na gestapo. Musiała podpisać dokument, w którym przyznała się do bycia wrogiem państwa niemieckiego.

Żadna z nas nie wiedziała tak naprawdę, co się stanie za kilka godzin, i nie zdawała sobie sprawy, że trafimy do miejsca, które dla każdej z nas okaże się prawdziwym piekłem. Tylko to piekło stworzył człowiek. Na ziemi. Ito piekło stworzone zostało przez ludzi dla innych ludzi. Brzmi jak paradoks, prawda?

Auschwitz

Alina otrzymała numer 44165. Po latach cieszyła się, że wytatuowała jej go artystka – był mniejszy niż u innych, całkiem zgrabny.

„Nie oglądałam sukienki, którą ciśnięto w moim kierunku. Po prostu chciałam już nie stać naga i zachować resztki godności. Dlatego bez patrzenia od razu włożyłam ją na siebie. W pewnej chwili poczułam drapanie pod pachą, gdy tkanina zetknęła się z moim ciałem. Jakby coś gryzło mnie w skórę. Szczególnie pod pachą materiał był dziwnie chropowaty i drażnił ciało. To były wszy wprasowane w tkaninę. Rzędy nieżywych owadów, których nijak nie szło odczepić. I tak miałam dużo szczęścia, bo mój strój w miarę pasował na mnie. Wiele kobiet nie mogło zmieścić się w swoje ubranie, inne się w nim topiły. Zawsze lubiłam ładnie wyglądać. Chyba każda kobieta lubi. Ale w tym momencie straciło to dla mnie jakikolwiek sens, czy jestem ładna czy brzydka”.

Zapytana o to, czy nie czuła upokorzenia, odpowiedziała, że nie, bo nie była w tym sama. Mnóstwo kobiet przeżywało przecież dokładnie to samo, co ona.

Alina pracowała m.in. w polu i jako maszynopistka, sporządzając spisy Żydów, którzy zmarli. Potem, na skutek eksperymentów medycznych, zachorowała na tyfus. Ledwo uszła z życiem.

Nikt, kto nie przeszedł przez obóz, nie wie, o czym mówimy.

Alina Dąbrowska

Cztery obozy

Z Auschwitz, w Marszu Śmierci, wyszła 18 stycznia 1945 r. Trafiła do Ravensbrück. Po trzech tygodniach – do Malchow. Tam czekała na nią potwornie ciężka praca – cięcie drzew i dźwiganie ich do tartaku. Kolejnym obozem, w którym została uwięziona, okazał się Buchenwald. I wreszcie Lipsk. To właśnie tam zaczął się jej drugi Marsz Śmierci.

Uprosiła strażnika, który wydawał jej się najbardziej ludzki, żeby pozwolił – jej i kilku innym koleżankom – uciec.

Grałam w otwarte karty. Nie bałam się, że zareaguje agresywnie, bo nie miałam nic do stracenia. Tutaj czekała nas tylko śmierć. Mogło być coś gorszego? Ku mojemu zdziwieniu usłyszałam, że gdyby on miał cywilne ubranie, od razu wziąłby nogi za pas, bo tak jak my chciał żyć, a ten marsz był tylko drogą ku śmierci. Strażnik okazał się z pochodzenia Austriakiem. I pozwolił nam na ucieczkę.

Ucieczka się udała. Alinie udało się wrócić do Pabianic, gdzie wciąż mieszkał jej tata.

W życiu trzeba doszukiwać się wyłącznie pozytywnych rozwiązań, nawet jeżeli są one tylko wytworem wyobraźni czy płonnymi nadziejami.

Alina Dąbowska

Siła

Co pomagało jej przeżyć przez te koszmarne lata?

Na przykład listy od bliskich, które trzymała w pasiaku, w specjalnej kieszeni na agrafki. „Dzięki tym listom wiedziałam, że oni gdzieś są, myślą o mnie, martwią się, tęsknią. Takie poczucie, że nie jest się samemu na świecie, bardzo buduje i sprawia, że złe myśli znikają”.

Ważne jest czasem usłyszeć z ust kogoś bliskiego, że będzie dobrze, nawet jeżeli wiemy, że tak nie będzie. Nadzieja wcale nie jest matką głupich.

Alina Dąbrowska

Po drugie, wiara. „Codzienne modlitwy bardzo mi pomagały, chociaż czasami zdarzały mi się chwile zwątpienia. W więzieniu na przykład zdarzało się, że myślałam, że Boga nie ma. Bo inaczej nie dopuściłby do tego wszystkiego”.

I wreszcie, pozytywne nastawienie. Alina twierdziła, że w życiu nie zawsze ma się wybór i trzeba po prostu zaakceptować to, co się dostaje. Trzeba tylko szukać tego, co pozytywne.

Jak tłumaczyła:

Nie widzę powodów, aby skupiać się tylko na okrucieństwie, które tam widziałam. Niektóre osoby mają skłonność do tego, żeby wspominając wojenną rzeczywistość, przywoływać tylko negatywne odczucia i traumę, którą przeszliśmy. Rzeczywiście, te doświadczenia są straszne, ale ja mam je już za sobą. Życie nie polega na rozpatrywaniu wyłącznie przeszłości. Trzeba o niej pamiętać, wyciągać wnioski z tego, co przeżyliśmy, czego się nauczyliśmy, ale musimy zdawać sobie przy tym wszystkim sprawę, że należy obserwować to, co dzieje się tu i teraz. Bo później możemy żałować, że przegapiliśmy wiele fantastycznych momentów. Ktoś mógłby przecież pomyśleć, że ja miałam wielkiego pecha i spotkało mnie wiele nieszczęścia w bardzo młodym wieku. Ciężka sytuacja rodzinna, choroba mamy, aresztowanie, obozy… Wygląda to na prawdziwy dramat. Tylko w tym dramacie było naprawdę dużo szczęścia i właśnie te chwile są warte wspominania.

27 krajów

W 1947 r. Alina rozpoczęła pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, która trwała nieprzerwanie 37 lat. Tam też poznała swojego męża, Bogusława Dąbrowskiego (którego nazywała Bodziem). Przeżyli razem ponad 60 lat. „Największą wartością w całym moim życiu jest rodzina, którą udało mi się stworzyć. A jeśli chodzi o związek, to na niektóre sytuacje trzeba patrzeć przez palce. Poza tym my nigdy nie byliśmy o siebie zazdrośni. I to jest chyba klucz do sukcesu w relacji z drugą osobą, bo zazdrość może zniszczyć wszystko” – tłumaczyła.

Przez lata udzielała się w ursynowskiej Fundacji Kluboteki Dorosłego Człowieka. Często brała udział w spotkaniach dotyczących Auschwitz. Zmarła 24 sierpnia 2021 r. w wieku 98 lat.

*Wszystkie cytaty w tekście pochodzą z książki Wiem, jak wygląda piekło. Alina Dąbrowska w rozmowie z Wiktorem Krajewskim, wyd. Prószyński Media.

Tags:
AuschwitzhistoriaII wojna światowa
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail