separateurCreated with Sketch.

Tajne eskapady Jana Pawła II. „Stanął przede mną, zdjął czapkę, był wyraźnie i szczęśliwy, i zakłopotany”

JAN PAWEŁ II
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Rok po wyborze kazał w Castel Gandolfo wybudować basen, aby móc swobodnie pływać. Wiadomo, że na opór watykańskich decydentów odpowiedział, że papież musi dbać o formę, a nowe konklawe jest droższe, niż basen…
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Sportowiec w białej sutannie

„Ojciec Święty powiedział, że każda wspinaczka, która pociąga za sobą trud i zmęczenie, zostaje nagrodzona poprzez możliwość dotknięcia i doświadczenia Boga, który nad nami czuwa i błogosławi nam z góry” – wspomina w książce Papież i jego generał Enrico Marinelli, szef specjalnej komórki policji włoskiej przy Watykanie, zajmującej się przygotowaniem i osobistym nadzorem nad podróżami papieża po Włoszech.

Papież z Polski był człowiekiem wielu talentów – to aktor, lingwista i poeta. Ale ten wybitny intelektualista był również zapalonym sportowcem. Obok pływania i kajaków wielką miłością papieża były góry. I zostanie papieżem wcale tej miłości nie zmniejszyło. Przeciwnie, wymagało podejmowania nietypowych działań, aby sportowiec w białej sutannie mógł uprawiać ulubione dyscypliny. Jak to robił?

Jan Paweł II i góry

Anegdota o tym, że rok po wyborze kazał w Castel Gandolfo wybudować basen, aby móc swobodnie pływać, jest powszechnie znana. Wiadomo, że na opór watykańskich decydentów odpowiedział, że papież musi dbać o formę, a nowe konklawe jest droższe, niż basen.

Jednak informacje o tym, że tak często, jak tylko mógł, uciekał w góry i wspinał się trudnymi szlakami, często zostawiając w tyle towarzyszących mu ochroniarzy, są znane już mniej. Wychowany u podnóża Tatr, zapalony piechur i narciarz, w polskich górach radził sobie znakomicie.

Włoskie szczyty były dla niego tajemnicą, ale niemal od początku postanowił znaleźć miejsca, które szybko oswoił i polubił. „Adamello, Lorenzo, Grań Sasso, Dolina Aosty – w tych wszystkich miejscach biel czystych śniegów mieszała się z bielą szat Ojca Świętego” – wspominał Marinelli, który stanowisko szefa osobistej ochrony papieża w czasie jego podróży pełnił od 1 maja 1985 r.

Papież uciekał w góry. Eskapady były okryte tajemnicą, wiedzieli o nich tylko ci, którzy czuwali nad jego bezpieczeństwem. W watykańskich strukturach papieskie umiłowanie gór było nierozumiane. Od watykańskich młynów papież też często uciekał – twierdzi na kartach książki Marinelli.

Zobaczcie nietypowe zdjęcia Karola Wojtyły:

W ciszy mówi Bóg

„Gdy Ojciec Święty wyrażał pragnienie spędzenia kilku dni poza Watykanem oznaczało to, że również poza Castel Gandolfo, bo letnia rezydencja papieży była dla Wojtyły «Watykanem w miniaturze»” – pisze papieski generał. "Poza" oznaczało miejsce dzikie, dalekie i w miarę możliwości samotne.

Oczywiście wymagało dokładnego sprawdzenia, wizji lokalnej służb, policji i karabinierów, ale gdy już wszystko było spięte na ostatni guzik, a dyskrecja gwarantowana – nawet mieszkańcy wiosek nie wiedzieli o papieskich odwiedzinach. Samochody ruszały i wiozły papieża na miejsce startu górskiej wspinaczki.

„Zwykle były to wtorki, wtedy papież miał w miarę wolny od spotkań dzień” – pisze Marinelli. Chronienie papieża, bez hałasu, było wyzwaniem, ale włoskie służby podjęły się tego zadania z włoską fantazją i – jak wspomina Marinelli – z zachwytem dla nietypowych (jak na papieża) pragnień Ojca Świętego.

„Moje najpiękniejsze wspomnienia u boku papieża związane są właśnie z tymi nielicznymi dniami, czasami wręcz kilkoma godzinami, które spędzał poza Watykanem, udzielając sobie krótkich urlopów w czasie swojego długiego pontyfikatu” – pisze.

W ciszy mówi Bóg, łatwiej Mu przedrzeć się do ludzkiego serca, a ciszę w górach wzbogaca wysiłek i widok – a to to, co papież lubił najbardziej.

Wdzięczny aż po zakłopotanie

„Nie zasłużyłem sobie” – powiedział papież po jednej z tajnych eskapad górskich. „Stanął przede mną, zdjął czapkę, był wyraźnie i szczęśliwy, i zakłopotany” – wspomina Marinelli. Miał świadomość, że każdy jego wyjazd poza pałac wiąże się z inną organizacją pracy służb. Zwłaszcza po zamachu, gdy zagrożenie jego życia stało się faktem, każde odstępstwo od codziennego protokołu było i ryzykiem i wyzwaniem.

Ale papież tego potrzebował. Potrzebował odpoczynku, oderwania, potrzebował świeżego powietrza i ruchu. Odpoczywał aktywnie, zimą szusując na nartach, w pozostałych okresach wędrując górskimi szlakami.

Włosi opiekujący się nim na co dzień nie tylko to rozumieli, ale też chętnie mu pomagali w spełnianiu tych nielicznych zachcianek, o które raz na jakiś czas prosił.

Tydzień prawdziwych wakacji

W 1987 r. papież zaplanował krótki urlop w małym miasteczku Castello Mirabello. Krótki, bo zaledwie tygodniowy, ale miał to być tydzień spędzony od rana do wieczora na szlaku, "chodzone" wakacje.

Wyjazd miał odbyć się w lipcu, ale już od maja rozpoczęły się szczegółowe przygotowania. Wybrano willę, zbudowano wokół niej odpowiednie ogrodzenie, karabinierzy byli dyskretni, dla papieża przezroczyści w swojej pracy. Jednak mimo ich dyskrecji on zawsze wiedział, że zawdzięcza im bezpieczeństwo. I gdy zdarzyło się, że któregoś z nich spotkał, przystawał, zagadywał, zawsze dziękował.

Wymarsz w góry zwykle odbywał się rano. Po mszy i śniadaniu papież ruszał na szlak. Marinelli pisze: „10 lipca był przepięknym dniem, wyjechaliśmy w kierunku Val Grande, skąd rozpoczęła się bardzo wyczerpująca (przynajmniej dla nas) wędrówka do schroniska Vert, na wysokości 1950 metrów. Do schroniska dotarliśmy około 13.30, zjedliśmy drugie śniadanie i Ojciec Święty uciął sobie krótką drzemkę. Do Castello Mirabello wróciliśmy około 17.30”.

Górskie spotkania

Podczas tej wyprawy rozpoznał go chłopiec. Miał jakieś sześć lat, nie bał się gór i od razu zaczął iść z papieżem. Chwycił go za rękę, szli, w podobnej kondycji fizycznej, choć dzieliła ich całą epoka, rześcy, zupełnie nie zmęczeni trudnym podejściem, rozmawiali.

„Stali się bardzo dobrymi przyjaciółmi – pisze papieski generał – rozstawali się jak starzy znajomi. Kto ich zobaczył z daleka, mógł sobie pomyśleć, że dziadek idzie ze swoim wnukiem”.

Na koniec okazało się, że chłopiec jest Niemcem, przyjechał z rodzicami na wakacyjny wypoczynek i spotkał papieża przypadkiem. Czy dużo było takich spotkań w czasie tajnych eskapad papieża?

Marinelli pisze, że mnóstwo, a papież, choć szukający samotności i oderwania od rzymskiego gwaru, nigdy nie odmówił wspólnego spaceru, rozmowy, uścisku dłoni na szlaku. I zawsze błogosławił, obdarowując różańcem na pożegnanie.

Ciekawe, ilu ludzi nosi w pamięci spotkanie z papieżem na szlaku? I ilu uśmiecha się na samą myśl wspólnej wędrówki ze świętym, która, nawet po latach, wydaje się zupełnie niewiarygodnym zdarzeniem…

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.