Aleteia logoAleteia logoAleteia
sobota 18/05/2024 |
Św. Jana I
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

S. Jonasza, elżbietanka z Czarnomorska: “Najsilniejszą bronią jest modlitwa”

Siostra Jonasza, elżbietanka

fot. s. Jonasza Alicja Bukowska

Anna Gębalska-Berekets - 18.03.22

„Najbardziej potrzebna jest nam modlitwa, aby Pan Bóg ocalił naszą parafię i miasto od zniszczeń, i aby ten koszmar się skończył. Wszystko jest w rękach Boga i my Jemu ufamy bezgranicznie” – mówi Aletei s. Jonasza Alicja Bukowska, elżbietanka z Czarnomorska.

W Ukrainie znajdują się dwa domy Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety: w Czarnomorsku (mała miejscowość położona 20 km na południowy zachód od Odessy) oraz Czerwonogradzie (w obwodzie lwowskim, około 15 km od granicy z Polską).

Siostra Jonasza Alicja Bukowska, którą poprosiliśmy o rozmowę, jest w prowincji ukraińskiej zgromadzenia dopiero od roku. Posługuje razem z s. Anną, która jest Ukrainką. W drugiej placówce, w Czerwonogradzie koło Lwowa, są trzy siostry: dwie Polki – s. Karolina, s. Mirosława oraz Ukrainka, s. Oksana.

Do Ukrainy na pełnym baku

Na co dzień elżbietanki pracują głównie w parafiach, prowadzą katechezy, świetlice dla dzieci, pomagają najbardziej potrzebującym, osobom bezdomnym i chorym. Agresja rosyjska na niepodległą Ukrainę zmieniła życie m.in. niewielkiej wspólnoty katolickiej w okolicach Odessy.

Wiadomość o wybuchu wojny zastała s. Jonaszę na rekolekcjach w Polsce. I chociaż wśród rodziny mogła czuć się bezpiecznie, to postanowiła wrócić do Ukrainy, ponieważ jej współsiostra została w klasztorze zupełnie sama.

Przed wyjazdem zorganizowała zbiórkę humanitarną, w którą włączyła się jej rodzinna parafia pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Czarnym Borze. Ludzie przynieśli najpotrzebniejsze rzeczy: żywność, opatrunki, leki, a nawet kanistry z benzyną na drogę.

Od granicy polsko-ukraińskiej do klasztoru elżbietanka miała do przejechania prawie 900 kilometrów. Podróżowała sama i jak mówi, “ufała, że Bóg ją poprowadzi bezpiecznie do celu”.    

Siostra Jonasza, elżbietanka

Prowadzą adorację, robią smalec i gotują zupy

Od kilku dni siostra Jonasza jest już w czarnomorskim domu. Wraz z s. Anną organizują modlitwę, adorację Najświętszego Sakramentu, pomoc materialną, przygotowują i wydają posiłki dla osób bezdomnych i bezrobotnych.

– Nie odmawiamy nikomu. Coraz więcej ludzi głodnych puka do naszych drzwi – tłumaczy Aletei elżbietanka. – Ostatnio do klasztoru przyszła kobieta w 8. miesiącu ciąży i pytała, czy mamy piwnicę, aby móc się schronić. A my nie mamy schronu, pozostaje nam jedynie kaplica – dodaje s. Jonasza.

Zakonnica mówi, że obecnie w mieście jest “względnie spokojnie, chociaż nie można powiedzieć, że bezpiecznie”. Flota rosyjska odpłynęła do swojej bazy na Krymie. – Prawdopodobnie muszą zebrać siły, aby ponownie w nas uderzyć. Wybrzeże jest zaminowane, nie możemy nawet wyjść na krótki spacer nad morze – wyjaśnia nam elżbietanka.

Kiedy zaczyna się godzina policyjna, to całe miasto zamiera, wszystkie latarnie są zgaszone, a rolety w oknach zaciągnięte. Chodzi o to, aby przelatujące samoloty wroga nie widziały, że miasto jest zamieszkałe przez ludzi.  – W ten sposób mieszkańcy mogą się włączyć w obronę tego miejsca – podkreśla w rozmowie z Aleteią s. Jonasza Alicja Bukowska.

Tłumaczy, że w miasteczku już kilka razy ogłoszono alarmy samolotowe, Rosjanie wystrzelili w stronę Czarnomorska kilka rakiet, ale na szczęście nie zrobiły nikomu krzywdy. – To była prowokacja. W ten sposób armia rosyjska chciała ujawnić pozycję obrony naszego wybrzeża, aby wiedzieć, gdzie należy bombardować – mówi polska zakonnica.

Siostra Jonasza przywiozła z Polski sporo darów i żywności. Zakonnice rozdają produkty parafianom. – Pomagamy jak tylko możemy, organizujemy żywność dla najbardziej potrzebujących, gotujemy zupy, robimy smalec do chleba. Zrobiło się chłodniej, na zewnątrz panuje mróz, więc wydajemy także gorącą herbatę – wylicza. 

Siostra Jonasza, elżbietanka

Ludzie nie czują się bezpiecznie

Wiele rodzin chce wyjechać z Czarnomorska. Nie czują się bezpiecznie. Jednej z takich rodzin udało się znaleźć dom w Polsce. – Mąż tej kobiety jest marynarzem i w tej chwili jest w półrocznym rejsie, nie wiadomo w której części świata, a ona została sama z pięciorgiem dzieci. Najmłodsze z nich ma zespół Downa, potrzebuje specjalnej troski i dużej dozy cierpliwości. Zawiozę ich na granicę – wyjaśnia siostra.

Elżbietanka martwi się, że być może przyjdzie dzień, kiedy siostry będą musiały uciekać. Żołnierze rosyjscy nie mają litości dla ludności cywilnej. – Mamy nawet spakowane walizki, zabezpieczone dokumenty oraz przygotowałyśmy nasz dom do ewakuacji – dodaje.

Modlitwa to najsilniejsza broń

Co jest teraz najbardziej potrzebne? S. Jonasza opowiada nam, że modlitwa, bo to najsilniejsza broń.

Każdego dnia grupa parafian przychodzi do klasztoru, aby się modlić na różańcu lub wspólnie odmówić Koronkę do Bożego miłosierdzia.

Siostry udzielają wiernym Komunii Świętej, mają na to zgodę biskupa miejsca. Prowadzą nabożeństwo Słowa Bożego oraz adorację Najświętszego Sakramentu.

– Widać, że ludzie mają większą potrzebę bycia z Bogiem i ze sobą nawzajem. Jesteśmy dla nich jedyną ostoją wiary i wsparciem w tak trudnych chwilach – mówi s. Jonasza.

Zakonnice modlą się w intencjach parafian, ale również i o to, aby nie bały się, kiedy przyjdzie najgorsze. – Modlimy się o ochronę naszego domu, jesteśmy pełne wiary, wszystko jest w rękach Boga i my Jemu ufamy bezgranicznie, prosimy, aby zachował parafię od zniszczeń. Potrzebna jest modlitwa o pokój i zakończenie tego koszmaru – podkreśla elżbietanka.

Tags:
Ukrainawojnazakonnica
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail