separateurCreated with Sketch.

List z Kijowa o wojennych tragediach: ludzie nie wiedzą, gdzie pochowani są ich bliscy

Grób w Mariupolu

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Tak wiele osób konsekrowanych w całej Ukrainie otwarło drzwi swoich klasztorów, by stały się tymczasowym domem dla osób uciekających przed wojną. Wcale nie jest tak, że my tym ludziom tylko dajemy. Zresztą, i tak najczęściej to, co sami otrzymaliśmy. Po raz kolejny przekonuję się, że to oni są dla nas wielkim darem!” – pisze o. Jarosław Krawiec OP.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

List dominikanina z Kijowa

Drogie Siostry, Drodzy Bracia, w niedzielę świat dowiedział się o strasznych zbrodniach wojennych dokonanych na bezbronnej cywilnej ludności Buczy, miasta znajdującego się kilkanaście kilometrów na zachód od Kijowa. Jeszcze do niedawna była to oaza spokoju. Teraz ta pięknie położona miejscowość przeszła do historii ludzkiej nikczemności. Słuchałem tego dnia wieczorem ukraińskiego radia.

Kilka razy to, co zrobili w Buczy rosyjscy bandyci, bo trudno nazywać żołnierzami morderców i gwałcicieli, porównywane było do Srebrenicy. Tam, podczas wojny na Bałkanach w 1995 roku, dokonała się masakra tysięcy bośniackich muzułmanów. Bucza to niestety niejedyne takie tragiczne miejsce tej wojny.

Wczoraj rano byłem w Fastowie. Kiedy zaszedłem do kawiarni w Centrum św. Marcina, o. Misza rozdzielał zadania wolontariuszom. Siostra Augustyna, z notatnikiem w ręku, zapisywała ile, czego, komu i gdzie trzeba zawieść. Ktoś zapytał o Makarów, na co Misza odparł: „Tam dziś chowają zmarłych”.

Zbiorowe mogiły

Wiele osób od początku tej wojny zostało pochowanych w zbiorowych mogiłach ze względu na brak dostępu do cmentarzy i liczbę ciał zabitych ofiar.

Słuchałem relacji policjanta, który przyjechał na trasę żytomierską zaraz po jej odbiciu z rąk okupantów. To był jeszcze do niedawna główny szlak komunikacyjny, którędy można było wydostać się z Kijowa w kierunku zachodnim. Opowiadał o tym, jak starał się dotrzeć do rodzin rozstrzelanych osób, by im powiedzieć, gdzie zostali pochowani ich bliscy. Dzięki temu będą mogli ich odnaleźć i urządzić im normalny pogrzeb.

Wczoraj większość dnia spędziłem w samochodzie w drodze z Kijowa do Chmielnickiego.  Mijałem kilka wiejskich i małomiasteczkowych cmentarzy. Widać było świeże groby, z charakterystycznymi, plastikowymi i kolorowymi wieńcami, popularnymi w Ukrainie. Nie wiem, czy to były mogiły ofiar tej wojny.  Ale to całkiem możliwe, jak na cmentarzu w Żółkwi, gdzie był wczoraj o. Wojciech ze Lwowa.

Ukraińcy żegnają swoich żołnierzy

Muszę dodać, bo to zawsze mnie głęboko poruszało, że Ukraińcy żegnają swoich żołnierzy jak prawdziwych bohaterów. Najczęściej, gdy przewożone są trumny z ich ciałami, ludzie wychodzą na ulice i klękają.

Podobnie było w 2014 roku, kiedy Ukraina żegnała tzw. „Niebiańską sotnię”, czyli osoby zabite w Kijowie na Majdanie Niezależności podczas Rewolucji Godności. W jednym z takich pożegnań uczestniczyłem przed laty w Iwano-Frankiwsku. Nigdy tego nie zapomnę.

Ówczesne protesty na Majdanie oraz obalenie prezydenta Wiktora Janukowycza można uznać za impuls, który spowodował agresję Rosji na Ukrainę. Wojnę trwającą już ósmy rok, której ofiary należy liczyć nie w tysiącach, ale w dziesiątkach tysięcy osób.

Dzieci i wojna

Po drodze do Chmielnickiego, a nawigacja w telefonie prowadziła mnie różnymi krętymi drogami, zauważyłem w kilku wioskach spacerujące mamy z dziećmi. Tego wcześniej w takiej skali nie widywałem, a już wiele setek tysięcy kilometrów przejechałem samochodem po Ukrainie.

Niedawno rozmawiałem z polskim ambasadorem w Kijowie, który powiedział, że w czasie wojny zauważa się dzieci. Ma absolutną rację! Może to podświadome współczucie, jakaś szczególna koncentracja uwagi na tych maluchach, które tułają się teraz wraz ze swoimi mami i babciami po cichych zakątkach Ukrainy i świata. Inne siedzą w ciemnych i zimnych piwnicach Mariupola, jak cienie, by ich nie znalazła mordercza armia.

Czy wracać do Kijowa?

Widać było też wiele samochodów jadących w stronę Kijowa. Najwyraźniej wycofanie się rosyjskich wojsk oraz kolejny spokojny dzień w stolicy, zachęcił niektórych mieszkańców do powrotu. Na ulicach Kijowa widziałem wczoraj o poranku miejskie autobusy i informację, że metrem będzie można już przejechać z jednego na drugi brzeg Dniepru. Niby drobnostka, ale dla codziennego funkcjonowania zwykłych ludzi komunikacja to sprawa podstawowa.

Mer miasta radzi jednak, by mieszkańcy Kijowa, którzy są w bezpiecznych regionach, nie spieszyli się z powrotem przynajmniej przez kilka najbliższych dni. Miasto wciąż nie jest zupełnie bezpiecznie.

W stronę Kijowa i dalej na wschód, północ i południe jechało też mnóstwo transportów humanitarnych. Były kolumny ciężarówek, jak choćby ta, którą mijałem w okolicach Letyczowa, wioząca pomoc z Turcji, a także busy oraz wiele samochodów osobowych z wolontariuszami.

Były także autobusy kursujące regularnie z Polski. Moją uwagę przykuł zwłaszcza jeden. Na tablicy umieszczonej za przednią szybą widniał napis: „Słupsk – MARIUPOL”.

Ludzie muszą uciekać

Obserwowałem samochody pełne ludzi i załadowane bagażami, czasem umieszczonymi na dachach, z tablicami rejestracyjnymi z obwodów ługańskiego, donieckiego, charkowskiego. Kawał drogi już za tymi ludźmi. Zdecydowali się wyjechać, do czego teraz bardzo mocno zachęcani są mieszkańcy tych regionów, gdzie mogą toczyć się za chwilę naprawdę bardzo gorące walki.

Z Fastowa też wczoraj wyjechały dwa autobusy z ponad setką osób z Mikołajowa i Chersońszczyny. Niestety, rosyjskie wojsko wykorzystuje cywili jako żywe tarcze, stąd apel, by ludzie wyjeżdżali i pozwolili naszej armii godnie odeprzeć atak wroga.

Przy wjeździe do Chmielnickiego uśmiechnięta młoda wolontariuszka pokazywała przejeżdżającym termos, proponując gorącą herbatę. Prosty, ale ważny gest dla tych ludzi, bo oznacza, że ktoś na nich tu czeka.

Słowa i wojna

Od początku orężem w tej wojnie są słowa. Nie będę pisał o rosyjskiej propagandzie, bo to temat wszystkim dobrze znany. Wspomnę o przydrożnych napisach i bilbordach. W wielu miejscach Chmielnickiego widziałem plakaty w języku angielskim: „Russians are killing our children” (tłum. Rosjanie zabijają nasze dzieci).

Pojawiają się też wątki religijne. Na jednym z przydrożnych bilbordów okupacyjni żołnierze byli porównani do sług biblijnego Heroda. Jakiś czas temu, na jednej z barykad w Kijowie, widziałem reprodukcję tzw. „Świętej Dżaweliny”, czyli ikonę Matki Boskiej z ukraińską symboliką, trzymającą – zamiast Dzieciątka Jezus – amerykański ręczny przeciwpancerny pocisk Javelin.

Rozumiem zapewne szlachetne intencje autora tego wizerunku, ale mi się on nie podoba. Tak samo jak malowane i wypowiadane niemal wszędzie od początku wojny hasło: „Russkij wojennyj korabl, idi…”. Wielu mądrych Ukraińców, których cenię, zaczęło przeciwstawiać się wulgarności w przestrzeni publicznej.

Greckokatolicki władyka Taras Seńkiw trafnie to ujął: „To nie jest instrument do walki, to jest znak porażki”.

Jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni

Dzisiejszy list wysyłam o poranku z klasztoru w Chmielnickim. Przyjechałem tu, by spotkać się z braćmi Jakubem i Włodzimierzem. To miejsce stało się również schronieniem dla uchodźców z Kijowa i Charkowa.

Tak wiele osób konsekrowanych w całej Ukrainie otwarło drzwi swoich klasztorów, by stały się tymczasowym domem dla osób uciekających przed wojną. Wcale też nie jest tak, że my tym ludziom tylko dajemy. Zresztą, i tak najczęściej to, co sami otrzymaliśmy. Po raz kolejny przekonuję się, że to oni są dla nas wielkim darem!

Pierwszy raz doświadczyłem tego kilka miesięcy temu, kiedy mieszkali w naszej kijowskiej wspólnocie uchodźcy z Kabulu. Trochę jak w wierszu Sprawiedliwość ks. Jana Twardowskiego, który towarzyszy mi w życiu od lat:

„Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka / gdyby wszyscy byli silni jak konie / gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości / gdyby każdy miał to samo / nikt nikomu nie byłby potrzebny (...)”. Najwyraźniej przyszedł czas takiej Bożej sprawiedliwości, kiedy jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni.

Z serdecznymi pozdrowieniami i prośbą o modlitwę
Jarosław Krawiec OP, 5 kwietnia, godz. 8.00

Pomoc

Dane banku do przelewów:
Account Name: Polska Prowincja Zakonu Kaznodziejskiego O.O. Domikanow
Address: ul. Freta 10, 00-227 Warszawa, Polska
Bank: BNP PARIBAS BANK POLSKA S.A.
Address of bank: 2, Kasprzaka str., Warsaw, Poland
Branch Code: 16000003
Account Numbers (IBAN):
PL 03 1600 1374 1849 2174 0000 0033 (PLN)
PL 73 1600 1374 1849 2174 0000 0034 (USD)
PL 52 1600 1374 1849 2174 0000 0024 (EUR)
SWIFT code (BIC code): PPABPLPK
Z dopiskiem: Wojna na Ukrainie

Zbiórka na organizację pobytu dzieci w naszym ośrodku w Fastowie:
Sekretariat Misyjny OO Dominikanów
ul. Freta 10, 00-227 Warszawa
PL 02 1090 2851 0000 0001 0580 2728 PLN
PL 03 1090 2851 0000 0001 0591 8140 EUR
BIC/SWIFT: WBKPPLPP
z dopiskiem: Wojna na Ukrainie

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.