Miasto, drugie największe w Ukrainie, w wielu miejscach przypomina już gruzowisko. Na najbardziej ruchliwej ulicy, na której przed wojną można było spotkać tłumy przechodniów, tego dnia byli tylko oni. Ona – w białej sukni, ciężkich butach do kolan, w skórzanej kurtce, i w schowanym pod wiankiem z kwiatów welonie. On – ubrany na czarno, elegancko, ale bez muszki czy krawatu. Przed chwilą ślubowali sobie miłość, dopóki śmierć ich nie rozłączy.
Ślub w ruinach Charkowa
Anastasia Grachova i Anton Sokolov swojej sesji ślubnej nie mieli przed kościołem czy w romantycznym parku. Stanęli pośrodku tego, co teraz jest ich okrutną rzeczywistością – w gruzach swojego miasta. Całowali się i uśmiechali, tańcząc w rytm muzyki, jakby chcieli powiedzieć całemu światu, że prawdziwej miłości nie zabije nawet wojna.
“Tak” powiedzieli sobie w najbezpieczniejszym teraz miejscu – w schronie, w podziemnej stacji metra. Tam teraz mieszkają ci, którzy nie wyjechali z Charkowa. Śpią w wagonach pociągów, na ławkach… I to oni byli świadkami ich rodzącego się małżeństwa. Był tam także burmistrz miasta, który wręczając młodej parze kwiaty powiedział, że chciałby, aby mogli być teraz w ratuszu, gdyby tylko nie został zburzony…
Dlaczego zdecydowali się na ślub w takich okolicznościach? Mówią, że tego nie planowali, ale teraz, kiedy wybuchła wojna, stało się to dla nich ważne. Pobrali się w urodziny Anastasi. Choć czasu na przygotowania w zasadzie nie mieli.